Orlovski Cyclocross

Kolejny weekend, kolejne zawody. Kiedy większość moich znajomych przecierała „płaskie” maratonowe trasy, to  ja wybrałem się na drugi wyścig z serii GrandPrix MTB Euroregionu Silesia, lecz tym razem do naszych czeskich sąsiadów. Liczba startujących była tym razem mniejsza, jednak trudna, interwałowa trasa i znane mi nazwiska sprawiły, że wyścig był naprawdę emocjonujący. Skończył się też nieoczekiwanym pierwszym „pudłem” w tym sezonie.

Orlova to małe miasteczko oddalone około 25km od Cieszyna. Słoneczna pogoda i mały ruch na drodze sprawił, że bez większych perypetii (no może pomijając szukanie Ośrodka Sportowego) dotarłem na miejsce startu. Czasu było jeszcze sporo, więc po krótkich formalnościach startowych wyruszyłem na wstępnym objazd trasy celem wybrania najlepszego ogumienia. Ostatnie opady deszczu sprawiły, że wstępnie założyłem Panaracery Rampage, jednak w zapasie miałem też Razery XC, gdyby okazało, że warunki umożliwią użycie tej szybkiej „semi-slickowej” opony. Podjazdy w większości miejsc były ubite i tylko jedno miejsce budziło moje wątpliwości. Zjazdy pokonywało się na pełnym gazie i kończyły się one ostrymi zakrętami, więc lepiej było, aby przednie koło nie zawiodło mnie w newralgicznym momencie. Rozważyłem wszystkie za i przeciw. Ostatecznie zadecydowałem: przód: Rampage/ tył: Razer XC. Ta druga celowo, napompowana była do niższego ciśnienia, aby na jedynym błotnym podjeździe zapewnić odpowiednią przyczepność bez konieczności schodzenia z roweru.

Kilka słów o samej trasie – esencja XC : bardzo krótka (może nawet za bardzo) runda ze sztywnymi podjazdami i szybkimi, lekko technicznymi zjazdami bardzo przypadła mi do gustu. Był tylko jeden problem, na pełnym gazie jechało się ją tylko 4min! Wszystkie kategorie jeździły maksymalnie po 8 rund, co dawało tylko 35-40min rywalizacji, więc co z nami? Organizator po mistrzowsku wybrnął z problemu. Rodem z cyklocrossu oznajmił, że będziemy jechać równo godzinę i po tym czasie da znać dzwonkiem o rozpoczęciu ostatniego okrążenia. Od razu w głowie rozpoczęły się obliczenia. Ile to będzie? 15 czy 16 rund?  Po takiej trasie?  Szybko jednak nastawiłem się bojowo, bo jednak GrandPrix MTB Euroregionu Silesia to mój docelowy cykl w tym sezonie, więc zamierzałem dać z siebie wszystko!

Start zaplanowano na 13.10 wraz z juniorami. Czasu na rozgrzewkę było więc aż nadto, zatem lekko znudzony czekaniem stanąłem na starcie. Szybkie sprawdzenie listy obecności, wystrzał i do boju!

Jak na bujanie mojego fulla początek był całkiem niezły i rozpocząłem rywalizację w okolicach 10 pozycji. Pierwszy podjazd (co przed startem już przewidziałem) rozpoczął się biegiem po górkę. Błotnista wąską ścieżka pod górę szybko zrobiła wstępną selekcję, więc kto mógł to wjechał, a reszta niestety musiała szybko zejść z rowerów. Moje zamiłowanie do biegania zimą okazało się w tym miejscu przydatne i udało mi się wyprzedzić kilku przeciwników. Chwilę potem rozpoczęły się zjazdy i mój Author A-Ray mógł w końcu rozwinąć skrzydła. Miałem wrażenie, że płynę i gdyby nie sprawne hamulce Hayesa, ledwo mieściłbym się w ciasnych zakrętach. Asfaltowe sztywne podjazdy pomagała za to pokonywać zamontowana niedawno manetka Milo, dzięki której przerobiłem mojego wysłużonego Manitou R7 na rasowego ścigacza. Kolejne rundy mijały bardzo szybko i stawka pomieszała się na tyle, że trudno było ocenić , kto jest dublowany, a kogo trzeba gonić. Po 10 okrążeniach powoli zacząłem mieć lekko dosyć. Rundy znałem już do tego stopnia, że wiedziałem dokładnie, gdzie jechać na jakim przełożeniu i na ile mogę sobie pozwolić.  Dzwonka ciągle nie było słychać, więc skupiłem się na równej i mocnej jeździe, a także obronie wywalczonej żmudną pracą pozycji. Starałem się też w miarę możliwości uzupełniać płyny i przyznam szczerze, że nawet bidon zamontowany z tyłu nie utrudniał mi tego, aż tak bardzo.  Ostatnią rundę potraktowałem już rozjazdowo, nad kolejnym zawodnikiem miałem dużą przewagę, a przede mną nie jak okiem sięgnął nie było nikogo widać. Wjazd na metę był już czysta formalnością.  Po szybkim podliczeniu wyników przez sędziów okazało się że jestem trzeci.

Pierwsze pudło w tym sezonie nastroiło mnie bardzo optymistycznie do kolejnych startów. Pozostało jeszcze doszlifować trochę technikę pod pilnym okiem Pawła Wiendlochy w terenie i trenować dalej zgodnie z założeniami, bo kolejny start (znów w Czechach) już za 2 tygodnie.

ps. mała liczba zdjęć spowodowana jest problemami technicznymi z aparatem, za co niezmiernie w jego imieniu przepraszam;)

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

napisz coś od siebie

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj