Kierunek Azerbejdzan – cz. 9 – Turcja

JADYMY! Gdyby zapamiętać nazwy miast i miasteczek w Turcji, nazwy meczetów lub szkół koranicznych, to zwoje w mózgu się prostują. Caferiya-Zonguldak-Amasra-Kurucasile, to te główne, a setki wiosek i litry herbaty. Wpadam na pomysł by do mojego pamiętnika wbijać pieczątki że byłem w konkretnym mieście. A to na stacji benzynowej, a to u dilera Opla proszę o pieczątkę, że tam dotarłem- zawsze kończy się wspólnym piciem herbaty, piszą czasami wierszem do mojego pamiętnika. Góry górami ale zaczyna się buntować ,,żić,, po naszemu, czyli po polsku dupa. To już 2500 km w nogach. Biorę tabletki – magnez z Chińskim korzeniem na potencję. Działa rewelacyjnie w majtkach się fajnie układa, a nogi nie sztywnieją tylko dupsko się buntuje. Bąble na tyłku odkąd minąłem Bułgarię. Zrobiły się z tego już rany, więc jadę na jednym półdupku i jak się zagoi to przerzucam się na drugi . Obydwa to jedna rana.

W Dganyurt spotykam górników. Mają wolne, więc w nocy przyjechali w ustronne miejsce nad morzem. Nocka ciemna, a tu ,,larmo,, czyli impreza. Miałem iść spać, ale dawali czadu więc delikatnie zapytałem co się dzieje, a tam na stole kilka litrów wódki i jazda bez trzymanki. Jak się dowiedzieli że byłem górnikiem, to drugiego dnia miałem wolne od jazdy i tyłek moczyłem w słonej wodzie a głowę w lodowatej. Długo by opowiadać w jaki sposób omijają prawa kanoniczne, ale na jedno wychodzi.

Bafra. Nie mam wyjścia. ,,APTEKA ,, – wchodzę i tu problem – jak przekazać że tyłek w ranach, tych słów po Angielsku nie znam i nie potrafię powiedzieć. A i pani znała tylko „Haj”. Pokazuję-na migi i ni hu- hu. Mój migowy Turecki wygląda na to że pokazuje jej że do WC. Zbieram się na odwagę i delikatnie zdejmuję spodnie by pani nie wystraszyć. Niech się dzieje wola nieba. Pani krzyczy ile się da więc ja majtki w zęby i chce wiać, bo jak tu muzułmance dupsko pokazać. Docieram do drzwi a tam właściciel apteki, rosły Turczyn zagradza mi drogę odwrotu – aptekarz zrozumiał o co mi chodzi. Pani odwróciła wzrok a Turek z podziwem ogląda moje lico. Maści dostałem zapas na całą trasę, zasypki i różne paści jakich nigdy nie widziałem. Nocka w domu aptekarza a sprzedawczyni to jego rodzina. Fajnie że mam widokówki z Katowic bo tyle mnie ta wizyta kosztowała .

Eynes – góry rosną z dnia na dzień. Czasami chce mi się płakać widząc kolejną przełęcz .Turcy inwestują ogromne pieniądze w rejon Morza Czarnego. Mam piąć się na kolejny szczyt, a w dole widzę jak beczki z betonem znikają w górze – raz kozie śmierć jadę za nimi.

Poznaje kierownika budowy ośmiokilometrowego tunelu, niby nie wolno ale „żal mi Cię” – słyszę – „bo tam ze szczytu po dwa tysiące ,a i górnikiem byłeś„. Mam dobre światło w rowerku, więc podziwiam budowle tym bardziej że w tunelu elektrycy i ludzi różnych zawodów. Od tego czasu aż do granicy z Gruzją większość to autostrada pomyślałem i jak bardzo się myliłem.

Tunel za tunelem.Takiej inwestycji nie widziałem. Jeśli się nie da przebić góry to wbijają tysiące pali w dno morza i dalej ciągną autostradę – podziwiać to mało .

Do granicy z Gruzją nie zostało dużo, autostrada skręciła w kierunku lądu, a ja brzegiem morza i coraz większe pustkowia. Rozbijam namiot na pustkowiach.Często w nocy wyją kojoty i podchodzą blisko morza. Pewnego razu spotykam młodą parę Turków, robią zdjęcia ślubne przy zachodzie słońca. Oprócz cudownych zachodów częstują mnie kurczakiem. Co prawda głodny nie byłem, wiec jednego do namiotu, a kilka skrzydełek kierunek żołądek. Turcy kości porozrzucali i odjechali.

Nocka ciemna nad urwiskiem a tu słyszę trzask kości i ktoś dobiera się do namiotu. Otwieram namiot a tu zęby na kilka centymetrów, myślę sobie to psy poczuły kości ale próbuje je odstraszyć – nic z tego. Tyle co zrobiłem gorącej herbaty więc jednego oblałem i do ręki butlę z gazem. Kilka minut odstraszam intruzów,wycofali się ale ja już do rana oka nie zmrużyłem. Mówię w pierwszym miasteczku co mnie spotkało. Słyszę – „wilki ,nie rozbijaj namiotu na odludziu bo i misie często schodzą z gór„.

Do samej granicy tylko pola herbaciane i palarnie. Cudowne zapachy roznoszą się z nad kominów, zatrzymuję się w kilku w ramach reklamy. Mam zapas na miesiące a i litry herbaty wypite z szefami za to daję im się przejechać moim rowerem. Przed samą granicą szukam miejsca na rozbicie namiotu, ale przeganiają mnie. Ktoś krzyczy jedz do Batumi. Rzeka i las orzechów laskowych tam próbuję się rozbić i to samo – nie wolno. Po drugiej stronie rzeki ktoś pokazuje ręką bym przejechał przez most i w jego sadzie mogę się rozbić. Kiedyś Rosjanin teraz Turczyn. Wania, tak kazał się nazywać. Zobaczył moją flagę i od razu po Rosyjsku, że w Polsce służył pod Wrocławiem. Jak ZSRR rozłożyli tak on uciekł do Turcji przeszedł na islam i żonę mu znaleźli. Co prawda stara ale z domem i głodny nie chodzi. „Tęsknisz za Rosją?” – za Rosją nie ale za Gruzją bo tam miał rodzinę ale wszystko szlak trafił. Na islam przeszedł przez wódkę, teraz nie pije. „Zaprosił bym Cię do domu ale stara jędza by marudziła” – OK ja tylko rozbiję namiot i uciekam rano w dalszą drogę. Rano budzę się a na namiocie ser i suszona baranina .

Na liczniku 3848 km – Witaj GRUZJO!

CDN

   

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.