Hajerowe Santiago de Compostela – cz.26, Do domu

Do Orleanu tą samą drogą co do Hiszpanii. Teraz szybciej, bo z górki i do domu zawsze szybciej się wraca. Na Dyplomowanego nie zwracam uwagi. Ale co tu kryć, bije mu do głowy głupota coraz bardziej. Trudno, dociągnąłem go do celu, a teraz niech robi co chce. W Orleanie lokuję się na wyspie. Nie chce mi się rozbijać namiotu, bo cieplutko. W nocy spadł deszcz i to rzęsisty – to kara za lenistwo, bo trzeba było namiot rozstawić. Przykryłem się tylko płaszczem przeciwdeszczowym. Na rozgrzewkę poranna jazda rowerem. Nieszczęście, bo zauważyłem, że tylne koło bije. Okazało się, że powyrywało mi z sześć szprych, więc dalsza jazda nie ma sensu. Do Paryża podmiejskim pociągiem, który wygląda jak zjawa, bo nikogo w środku. Wagon cały do dyspozycji.

DSC09089 DSC09090 DSC09091 DSC09092 DSC09093 DSC09094 DSC09096 DSC09100 DSC09102 DSC09113  DSC09122 DSC09130 DSC09133 DSC09135 DSC09137 DSC09144 DSC09186 DSC09188 DSC09192 DSC09193  DSC09198 DSC09201 DSC09203 DSC09204 DSC09205 DSC09206

Wagon ma gniazdka elektryczne, więc od razu cała elektrownia w ruch, by wszystkie baterie zdążyć załadować. Dyplomowany zainstalował swoją ładowarkę kilka siedzeń dalej i zostawił. Jak zwykle zapycha się chlebem. Na chwilę w miejscu gdzie ładowała się bateria mojego towarzysza podróży usiadła dobrze zbudowana kobieta. Dyplomowany przychodzi i mówi, że nie ma ładowarki. Mówię mu: idź i zapytaj pani, która tam siedzi.

W Paryżu Dyplomowany mówi, że ja mu ukradłem ładowarkę, bo mu zazdroszczę zdjęć. Przegiął na całego i powiedziałem tylko, że wybaczam mu i proszę o wybaczenie, ale ja dalej z nim nie jadę. Szukam serwisu rowerowego, ale on na przedmieściach Paryża, więc pędzę przez Paryż jak burza.

DSC09207 DSC09208 DSC09209 DSC09215 DSC09217 DSC09218

Warsztat rowerowy jak u mojego Przyjaciela Kosowskiego. Próbuję wytłumaczyć Francuzowi, by po prostu przeplótł mi koło i po sprawie. Odpowiedź prosta: to za dużo roboty, a ta jest droga. Poza tym, u nich wymienia się całe podzespoły. Trudno, co robić. Na awarie trzeba być przygotowanym. Koszty to 80 euro za koło i 20 euro za robociznę. To i tak po uwzględnieniu rabatu dla wędrowca. Woda na drogę gratis. Nie było wyjścia, na starym kole nie dało się jechać. Dyplomowanego spotkałem jeszcze kilka razy na trasie, ale starałem się go omijać. Mam nauczkę, ale trudno – i tak bywa.

DSC09221 DSC09223 DSC09224 DSC09226 DSC09227 DSC09228 DSC09230 DSC09231 DSC09233 DSC09234

Rzeka Somma – miejsca bitew podczas I Wojny Światowej. Usłana jest licznymi cmentarzami. Żal tych młodych poległych na rozległych polach, ale czas zatarł rany. Rozbijam się na wzgórzu. Mój gospodarz to kierowca tira. Rano jedzie do Paryża i zaprasza – podwiezie. Mnie nie po drodze, bo mknę w kierunku Belgii. Zaopatrzony w pomidory i ogórki, które rosły w ogródku gospodarza, ruszam w dalszą drogę. A tu znowu pada. Po drodze spotykam tira z Polski, więc pytam o jakąś polską gazetę. Jednak on sam nie był w kraju ponad miesiąc. Wypijam z nim kawę i każdy w swoją stronę.

DSC09238 DSC09240 DSC09241 DSC09242 DSC09243 DSC09257 DSC09264 DSC09271

Historia wojenna nie odpuszcza, bo kolejny cmentarz po drodze. Tym razem z II Wojny Światowej. Tu pochowani są Amerykanie. DSC09272 DSC09274 DSC09275 DSC09278 DSC09280 DSC09281

Zastanawiam się nad tym, czy warto było im ginąć i mieć miejsce na tablicy jako jeden z dziesiątków tysięcy jeden czy może lepiej żyć uczciwie z dala od wojen? Ta druga wersja bardziej mi odpowiada.

Ciąg dalszy nastąpi…

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

napisz coś od siebie

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj