SKS Raceblade Long oczami Pawła

Ostatnio do testów otrzymałem nowe błotniki Raceblade Long. Test zacznę od małego porównania tych błotników do pozostałych błotników SKS, które miałem okazję użytkować. Ale na początku odpowiedź na pytanie: dla kogo takie błotniki? Cena nie jest mała, aczkolwiek porównując ją do ceny rowerów większości z nas trenujących, to nie jest to aż tak dużo. Obecnie na zimę większość z nas trenuje na tzw. zimówkach. Do takich rowerów spokojnie można zamontować pełne, jak najdłuższe błotniki z drutami, aby były stabilne np. Bluemels, ATB 60 lub Longboard. Te błotniki montujemy jesienią i praktycznie nie ściągamy przez cała zimę. Chronią nas i powinny również być na tyle długie, aby nie chlapać osób jeżdżących z nami. Zupełnie inaczej wygląda to z początkiem wiosny, kiedy przesiadamy się na nasze wypieszczone maszyny, tu montaż takich błotników nie wchodzi w grę. Po pierwsze i najważniejsze do większości ram karbonowych i wysokich modeli aluminiowych nie da się zamontować takich błotników, a po drugie nie pasują one do naszych rowerów (a nawet jakby pasowały to ich montaż pochłania za dużo cennego czasu). Co jednak zrobić, gdy musimy wybrać się na trening, a pada lub jest mokro? Tu z pomocą przychodzą nam Race Blade, które możemy szybko zamontować i równie szybko ściągnąć. Gdy pada chronią, gdy jest ładnie nie przeszkadzają.

W ofercie SKS znajdują się błotniki Raceblade oraz Raceblade Long (w nazwie występuje dodatkowe słowo long co sugerowałoby, że są po prostu dłuższe do standardowych błotników Raceblade), aczkolwiek różnice między tymi modelami są również w sposobie mocowania – i to duże.

Raceblade Long (jest to nowość na rok 2012) mocujemy za pomocą specjalnych zaczepów na osie kół, używając standardowych szybkozamykaczy, oraz mocowań umieszczonych przy hamulcach. Wszystko to po to, aby błotnik był odpowiednio sztywny, nie hałasował i nie odpadł w czasie jazdy ;). Błotnik można wielokrotnie zdejmować i zakładać pozostawiając tylko mało przeszkadzające i mało widoczne zaczepy. Co do samego mocowania, jest to jeszcze jedna nowość. Zarówno z przodu jak i z tyłu przewidziane są dodatkowe końcówki. Z przodu przed widelcem (miejsce, z którego zawsze woda chlapie nam twarz i cały przód), oraz z tyłu (dla jeszcze lepszej ochrony). Na końcach błotników mocujemy gumowe osłony, po których woda powinna spływać w dół, a nie po nas (czy tak jest okaże się w praktyce?). Obydwa dodatkowe kawałki również można bez problemu zdejmować i zakładać. Błotniki można regulować w wielu płaszczyznach, zarówno oddalenie, które regulujemy wysuwając odpowiednio pręty, jak i odpowiednio uformować nasze błotniki do szerokości opony. Jeżeli posiadamy jeden rower z jednym kompletem kół ustawiamy to i tylko zakładamy lub zdejmujemy w razie potrzeby. Trochę więcej zabawy jest przy wymianie koła, bo ponownie musimy ustawić zaczepy. Należy zwrócić uwagę na mocowanie zaczepów w przednim kole. Większość kół posiada z przodu specjalne wypustki, aby koło nie wypadło, nawet jeżeli zacisk się poluzuje. Kolarze często spiłowują je, aby w przypadku defektu szybciej wymienić koło. Jeżeli ich nie spiłowaliście trzeba znaleźć odpowiedni kąt ustawienia, aby zatrzask nie rysował (opierał się) na widelcu a jednocześnie nie był za nisko. Do zestawu dołączona jest instrukcja obrazkowa, która pokazuje w sposób czytelny jak przeprowadzić operację montażu.

Zwykłe Raceblady mocuje się do ramy za pomocą specjalnych gumowych zaczepów. Jest to na pewno operacja dużo szybsza. Można również bez tracenia czasu przekładać błotniki z roweru na rower. Wymiana koła też nie przysparza dodatkowych czynności. Jedyne, o czym trzeba pamiętać, to specjalne naklejki na miejsca, w których mocujemy błotnik. Zaczepy wykonane z tworzywa w kontakcie z ramą lub widelcem mogą ją nieładnie porysować (a każda rysa na naszym cudzie boli). Do zestawu dołączone są bezbarwne naklejki i warto je nakleić. W zestawie znajdują się również gumowe nakładki, które mają podobne zadanie jak w longach, czyli żeby woda spływała w dół a nie na nasze buty i na nas. Montaż zajmuje 10 sekund. Dwa gumowe paski po każdej stronie i gotowe. W razie ocierania przesuwamy lub rozszerzamy druty. Proste? Nawet bardziej niż proste. Demontaż 6 sekund (łatwiej ściągnąć gumki). Na pewno błotniki są krótsze niż longi i nie mają, jakże dużo dających dodatkowych końcówek, szczególnie z przodu. W zamian otrzymujemy jeszcze szybszy montaż i zero śladów na rowerze po zdjęciu błotników (nie liczę przeźroczystych naklejek, ale ich naprawdę nie widać). No i dla maniaków wagi Race Blade są lżejsze (aczkolwiek na wyścigi i tak błotników nikt nie zakłada).

Tyle teorii przejdźmy do praktyki, czyli następnym razem deszczowa wyprawa.

C.D.N.

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

1 komentarz

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj