Czy Supermaraton Podhalański to polskie Salzkammergut Trophy?

Suprmaraton Podhalański to najdłuższy maraton MTB organizowany w Polsce.

Dystans Maxi poprowadzony jest na jednej pętli o długości 187km i ponad 4000 metrach przewyższenia. Od razu nasuwa się porównanie do elitarnego austriackiego wyścigu Salzkammergut Trophy. Czy Supermaraton Podhalański to polskie Salzkammergut Trophy?

Jak najbardziej TAK – jednak na trasie, zamiast alpejskich szutrówek, na zawodników czekają techniczne szlaki Podhala z pięknymi widokami na Tatry. Poniżej relacja z mojego startu na dystansie Maxi.

W sobotę 21.08.2010 r. przed godziną piątą rano pojawiłem się w Kluszkowcach na starcie Supermaratonu Podhalanskiego. Oprócz mnie na linię rozpoczęcia wyścigu przyjechało jeszcze 15 twardzieli gotowych do zmierzenia się z dystansem, przeciwnikami, i własnymi słabościami. Do pokonania królewski dystans 187km. Pomimo niskiej temperatury, atmosfera wśród zawodników była gorąca. Każdy ze startujących w niepewności, co do powodzenia na trasie, świadom własnych słabości i czyhających na trasie niebezpieczeństw z niecierpliwością oczekiwał na start.

Chwilę po godzinie piątej rano padł sygnał startowy. Ruszyliśmy szybkim tempem przez śpiące jeszcze Kluszkowce. Już po pierwszym podjeździe uformowała się czołowa pięcioosobowa grupka w składzie: Wojciech Agier, Arkadiusz Cygan, Mateusz Salis, Krzysztof Sapała i ja. Przez pierwsze kilometry „przebijaliśmy” się przez mgłę. W okolicach Niedzicy zza mgły wyłoniły się Tatry i wyszło słońce, zaczęło robić się coraz cieplej. Odetchnąłem z ulgą gdyż przez moment wydawało się, że zbiera się na deszcz i niepogodę.

Na 30 kilometrze na jednym z podjazdów tempo jazdy wzrosło i pierwsza grupka zmniejszyła się do trzech zawodników. Kolejne kilometry pokonywałem razem z Arkiem Cyganem i Mateuszem Salisem. W Łapszance na premii górskiej Tour de Pologne 2010 zatrzymaliśmy się na chwilę na bufecie, następnie ruszyliśmy dalej zjazdem w kierunku Nowego Targu. W Łopusznej bufet z szybkim dotankowaniem 🙂 i smarowaniem łańcucha. Po drodze do Nowego Targu na ok. 65. kilometrze z tyłu został Mateusz Salis. Dalej współpracowałem na zmianach wraz z Arkiem Cyganem. Na ok. 90 kilometrze (mniej więcej połowa dystansu), postanowiłem zaatakować. Na technicznym błotnistym fragmencie wykorzystałem możliwości zębatych opon Panaracer Fire XC Pro UST. Udało mi się uzyskać przewagę nad rywalem, na podjeździe nie zwalniałem i dalej pełnym gazem gnałem przed siebie.

W okolicach Podsarnia – 95 kilometr trzeci bufet. Napełniłem bidon, zjadłem trochę ciasta i ruszyłem w dalszą drogę. Kolejne kilometry jechałem mocnym równym tempem. Minąłem Rabę Wyżną – genialne szlaki, Chabówkę i Rabkę Zdrój asfaltem. Rozpocząłem podjazd pod schronisko na Maciejowej. W tym momencie zacząłem podejrzewać, że organizator najprawdopodobniej zawalił sprawę bufetu w Rabce. Mimo wszystko nie załamywałem się i uphill rozpocząłem na „oparach w bidonie”. Upał zaczął doskwierać. Po kilku kilometrach nie miałem już nic do picia, ale wciąż naiwnie liczyłem, że może pod schroniskiem na Maciejowej lub najdalej na Turbaczu będzie rozstawiony bufet ;-). Minąłem Maciejową. Na Turbaczu okazało się, że bufetu również nie ma. W tym momencie już od około 60 min. jechałem zupełnie bez picia. Za Turbaczem wyprosiłem od turystów wodę i z w połowie napełnionym bidonem ruszyłem dalej. Niewielki zapas wyczerpałem bardzo szybko, dla tego na następnym podjeździe napełniłem bidon z płynącego z góry potoku :-). W okolicach Ochotnicy Górnej (165 kilometr) po długim sztywnym asfaltowym podjeździe zobaczyłem upragniony widok. W pierwszym momencie zacząłem się zastanawiać czy to czasem nie fatamorgana ;-). Jednak po chwili okazało się, że nie. Prawdziwy bufet, z ciastem, suszonymi owocami, izotonikiem i wodą. Pojadłem, popiłem i ruszyłem w kierunku mety. Ostatnie kilometry pokonałem w „transie”. Nie wiedziałem dokładnie, jaką przewagę wypracowałem nad następnym zawodnikiem. Dla tego pomimo kryzysu pracowałem na 100%. Do mety dotarłem kompletnie wykończony 🙂 na pierwszym miejscu open z czasem 9 godzin 54 min. 18 sek. Na fetowanie zwycięstwa nie miałem jednak siły.

Drugi w Kluszkowcach pojawił się Arkadiusz Cygan a trzeci Mateusz Salis.

P.S.

Po maratonie okazało się, że organizatorzy nie zdążyli z rozłożeniem bufetu w Rabce Zdrój przed moim przejazdem, gdyż nie przypuszczali, że tak szybko pokonam pierwszy fragment trasy :-).

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

napisz coś od siebie

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj