„Odwrócić kota ogonem” – Maraton Krakowski

Maraton Krakowski na stałe wpisał się już w kalendarz MTB Marathonu,

28.08.2010 r. został rozegrany kolejny raz. Ósma edycja „Krakowskiego Klasyka” diametralnie różniła się od poprzednich. Pogoda spłatała zawodnikom figla. Zamieniła suche szybkie dukty w błotne bajora. Maraton pokazał zupełnie nowe oblicze. Z łatwego szybkiego ścigania, zmienił się w ciężkiego killera. Kata dla zawodników i sprzętu.

W dniach poprzedzających start, codziennie sprawdzałem długoterminową prognozę pogody. Liczyłem, że Kraków tak, jak co roku będzie dla kolarzy łaskawy i słoneczny. Wstępne prognozy były obiecujące, jednak wraz ze zbliżaniem się terminu zawodów, sytuacja zaczęła się diametralnie zmieniać. W czwartek, na dwa dni przed startem, wszelkie złudzenia prysły jak bańka mydlana. Wiedziałem już, że maraton zostanie rozegrany w niesprzyjających warunkach.

Zaistniała sytuacja trochę mnie załamała. Mój tegoroczny limit przyswajalności błota już dawno został wyczerpany, nie miałem, więc ochoty kolejny raz taplać się w syfie.

Dobre nastawienie mentalne przed startem to połowa sukcesu. Dla tego zacząłem się zastanawiać, „jak by tu odwrócić kota ogonem?”. Co zrobić żeby zacząć błoto odbierać pozytywnie a nie negatywnie? Chociaż ten jeden raz.

Dzień przed startem wpadłem na pomysł. Zamiast kolejnego żmudnego maratonu w wybitnie niesprzyjających warunkach pogodowych (gdzie błoto jest czynnikiem utrudniającym, zmniejszającym przyjemność z jazdy rowerem), „pojechałem” bojowy test błotników SKS (do którego przeprowadzenia, ogromne ilości brunatnej mazi są po prostu niezbędne 🙂 ).

Wieczorem przed startem do hamulców wsunąłem komplet nowych metalicznych klocków Accenta a łańcuch zalałem dużą ilością gęstego zielonego oleju Finish Line Cross Country. Założyłem też błotniki SKS. Nad przednie koło SKS Shockboard a z tyłu SKS X-Tra-Dry.

Musze podkreślić, że montaż i demontaż jest bardzo łatwy (nawet dla rowerowego laika), nie wymaga oczywiście żadnych specjalistycznych narzędzi i zajmuje dosłownie 1 minutę. Przedni Shockboard montuje się na wsuwanym od spodu w rurę sterową widelca elemencie rozporowym, tylny X-Tra-Dry stabilizuje się paskiem do sztycy. Błotniki są lekkie (mój komplet waży dokładnie 239 gram – 142gr tylny, 97gr przedni), charakteryzują się nowoczesnym designem, można je, więc bez problemu zamontować w rowerze startowym.

W sobotę 28.08.2010 r. o godzinie 10 rano, maraton ruszył z Krakowskich Błoń. Rzęsiście padający deszcz zapowiadał „ekstremę” na trasie.

Już na początkowych kilometrach, na pierwszym podjeździe w Lesie Wolskim z „peletonu” zaatakował Adrian Brzózka inaugurując w ten sposób „ściganie” :-). W ślad za Adrianem podążył Andrzej Kaiser i Wojtek Halejak. Niestety pomimo usilnych starań nie udało mi się utrzymać tempa szpicy. Czułem się świetnie jednak nogi wolno „kręciły”. Odczuwałem jeszcze trudy Supermaratonu Podhalanskiego, który przejechałem weekend wcześniej. Mimo tego nie odpuszczałem i tuż po wyjeździe z Lasu Wolskiego udało mi się dogonić liderów. Fragment trasy prowadzący łąkami pod Kryspinowem przejechałem w czołówce. W Balicach na jednej z „hopek” mocne tempo podyktował Adrian Brzózka, a chwilę później podkręcił również Wojtek Halejak. W Burowie na asfaltowej „ścianie płaczu” Adrian kolejny raz zaatakował, na kontratak Andrzeja Kaisera nie trzeba było długo czekać. W tym momencie wiedziałem już, że nie będę w stanie ukończyć maratonu w takim tempie. Zrzuciłem na średnią tarczę z przodu, natomiast chłopaki pomknęli bez oporu na „blatach” :-).

Dalszą część trasy jechałem samotnie. Starałem się trzymać równe tempo pilnując wypracowanej pozycji przed jadącym za mną Tomaszem Jajonkiem.

W okolicach 35 kilometra wyprzedziłem stojącego przy trasie Adriana Brzózkę, który z powodu problemów ze sprzętem wycofał się z wyścigu. Z batalii o pierwsze miejsce zwycięsko wyszedł Andrzej Kaiser, drugi zameldował się Wojtek Halejak (1 miejsce w kategorii M2). Ja do mety dotarłem na 3 miejscu open (2 w kat. M2).

Lekkie błotniki SKS Shockboard i X-Tra-Dry świetnie sprawdziły się w boju, okazały się super rozwiązaniem na grząskiej rozmokniętej trasie Krakowskiego Maratonu. Zapewniły odpowiedni jak na warunki wyścigowe poziom ochrony przed błotem.

Osłona w postaci przedniego błotnika przed zalewającą twarz wodą oraz niespodziewanie wpadającymi do oczu grudami rozmokniętej ziemi była po prostu bezcenna. Sprawiła, że mogłem bez problemu kontrolować trasę – dzięki temu szybciej i bezpieczniej pokonywałem kolejne kilometry ciężkiego maratonu. Tylny błotnik zadbał o czystość i nieoceniony komfort na siodełku 🙂 – niezbędny podczas długotrwałej jazdy na rowerze.

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

2 komentarze

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj