Ta impreza jest mi szczególnie bliska. Raz w roku można wjechać rowerem na najwyższy szczyt Karkonoszy (jednocześnie całych Sudetów) – Śnieżkę (1602 m n.p.m.) Start ma miejsce w Karpaczu a meta usytuowana jest na szczycie Śnieżki pod schroniskiem. Jak co roku na starcie mnóstwo osób. Ponad 500 osób zdecydowało się wjechać na tę górę. Pierwszy i ostatni raz byłem na tym wyścigu 2 lata temu. Wiedziałem więc co mnie czeka. Godzinny podjazd cały czas na maxa 1000 metrów przewyższenia. Ze względu, że nie jestem w szczytowej dyspozycji, poza tym dzień wcześniej ponad 5 godzinny wyścig, postanowiłem rozłożyć siły w miarę równomiernie. Start. Od razu bardzo mocne tempo. Za mocne jak dla mnie odpuszczam i jadę swoje. Pierwsza część to asfaltowy podjazd aż do kościoła Wang, potem aż na sam szczyt wjeżdża się po kostce brukowej i kamieniach. Po pierwszej części koło kościoła Wang kibice i znajomi krzyczą, że jestem około 36miejsca. Załamka. Nie poddaję się i trochę podkręcam tempo. Zbliżam się do kolejnych zawodników, niektórych mijam z satysfakcją że udało mi się ich dogonić. Coraz ciężej się jedzie, zmęczenie daje się we znaki. Nie poddaje się dostaję informację, że jestem 11, muszę przyspieszyć i być w 10. Atakuję dochodzę trójkę zawodników. Jedziemy przez chwilę razem każdy się ogląda, w końcu atak – idę mocno, udało się jeden został. Jestem 10. Podbudowany powodzeniem mojej akcji po raz drugi podkręcam tempo, dochodzimy kolejnego zawodnika. Niestety przed decydującym starciem odpuszczam na chwilę i robi się mała przerwa miedzy nami. Jedziemy w stałych odstępach, przed samym szczytem staram się jeszcze trochę podgonić. Ostatecznie zajmuję 8 miejsce. Na górze na szczęście jest przyjemni świeci słońce, można wspólnie z kolegami posiedzieć, pośmiać się, ogólnie bardzo miło i przyjemnie. Zjazd w grupie dość spokojnie czuć tylko specyficzny zapach mocno nagrzanych tarcz hamulcowych. Pozdrawiam i do zobaczenia.
Wjazd na Śnieżkę
Ta impreza jest mi szczególnie bliska. Raz w roku można wjechać rowerem na najwyższy szczyt Karkonoszy (jednocześnie całych Sudetów) – Śnieżkę (1602 m n.p.m.) Start ma miejsce w Karpaczu a meta usytuowana jest na szczycie Śnieżki pod schroniskiem. Jak co roku na starcie mnóstwo osób. Ponad 500 osób zdecydowało się wjechać na tę górę. Pierwszy i ostatni raz byłem na tym wyścigu
2 lata temu. Wiedziałem więc co mnie czeka. Godzinny podjazd cały czas na maxa 1000 metrów przewyższenia. Ze względu, że nie jestem w szczytowej dyspozycji, poza tym dzień wcześniej ponad 5 godzinny wyścig, postanowiłem rozłożyć siły w miarę równomiernie. Start. Od razu bardzo mocne tempo. Za mocne jak dla mnie odpuszczam i jadę swoje. Pierwsza część to asfaltowy podjazd aż do kościoła Wang, potem aż na sam szczyt wjeżdża się po kostce brukowej i kamieniach. Po pierwszej części koło kościoła Wang kibice i znajomi krzyczą, że jestem około 36miejsca. Załamka. Nie poddaję się i trochę podkręcam tempo. Zbliżam się do kolejnych zawodników, niektórych mijam z satysfakcją że udało mi się ich dogonić. Coraz ciężej się jedzie, zmęczenie daje się we znaki. Nie poddaje się dostaję informację, że jestem 11, muszę przyspieszyć i być w 10. Atakuję dochodzę trójkę zawodników. Jedziemy przez chwilę razem każdy się ogląda, w końcu atak – idę mocno, udało się jeden został. Jestem 10. Podbudowany powodzeniem mojej akcji po raz drugi podkręcam tempo, dochodzimy kolejnego zawodnika. Niestety przed decydującym starciem odpuszczam na chwilę i robi się mała przerwa miedzy nami. Jedziemy w stałych odstępach, przed samym szczytem staram się jeszcze trochę podgonić. Ostatecznie zajmuję 8 miejsce. Na górze na szczęście jest przyjemni świeci słońce, można wspólnie z kolegami posiedzieć, pośmiać się, ogólnie bardzo miło i przyjemnie. Zjazd w grupie dość spokojnie czuć tylko specyficzny zapach mocno nagrzanych tarcz hamulcowych. Pozdrawiam i do zobaczenia.
napisz coś od siebie