Start w maratonie w Murowanej Goślinie traktowałem jako sprawdzian mojej formy, co nie znaczy, że nie zależało mi na dobrym wyniku. W ostatnich tygodniach trochę mniej czasu poświęcałem na treningi a to przeważnie wiąże się ze spadkiem formy. Na stracie jak zwykle zameldowała się cała czołówka. Trasa, jaką przygotował organizator nie należała do najtrudniejszych, jedynym utrudnieniem były duże ilości piasku. Od razu po starcie walka rozgorzała na całego. Wielu zawodników chciało znaleźć się na początku stawki, więc tempo było bardzo mocne. Po kilku kilometrach nastąpił pierwszy poważny atak, który podzielił naszą grupę. Wraz z trzema innymi zawodnikami udało nam się odskoczyć na kilkaset metrów. Niestety grupa skasowała nasz odjazd po kilku kilometrach. Jeszcze raz podjąłem próbę ucieczki w małej grupie, lecz również bez efektu. Najbardziej selektywny odcinek trasy, na którym mogły nastąpić jakieś rozstrzygnięcia znajdował się pod koniec wyścigu. I tak też było. Zaatakował Mateusz Zoń i udało mu się odjechać… Na mecie zameldował się jako pierwszy. Między nami o podziale miejsc miał zadecydować finisz. Przed nim jednak był 500metrowy odcinek z dużą ilością piachu. Tu nasz peleton się mocno podzielił i do finiszu dochodziło już z mniejszych grupek. Ja ostatecznie zająłem 6 miejsce.
napisz coś od siebie