Już po raz trzeci wystartowałem w maratonie w Chodzieży. W tym roku trasa miała być inna, bardziej wymagająca. Okazało się, że tak naprawdę niewiele się zmieniło. Trasa ta sama, z tą innowacją, że jechaliśmy w druga stronę w porównaniu do ubiegłorocznego maratonu.
Na starcie bardzo nerwowo, bo każdy chce jechać z przodu. Pierwszy podjazd po asfalcie i zaczyna się zabawa. Mocno pociągnęła grupa Mróz próbując rozerwać stawkę kolarzy. Dopiero, kiedy wjechaliśmy w teren, bardzo mocno zaatakowałem i oderwałem się od kolarzy. Na kole pozostał mi tylko Robert Banach i Radek Tecław. Współpraca układała się bardzo dobrze. Nasza przewaga rosła cały czas, aż do 15. km kiedy złapałem gumę .Szybka wymiana i po trzech minutach już jechałem w grupie kolarzy za czołową dwójką. Nie czekając długo zaatakowałem i zacząłem pogoń za liderami. Zbliżyłem się nawet na 1min., a tu pech, druga guma. Pomyślałem, że to jakieś fatum, no ale nic. Nie po to przyjechałem na zawody, aby się z nich wycofać. Z pomocą fotoreportera, który użyczył mi koła mogłem kontynuować wyścig. Byłem na czwartej pozycji. Za wskazówką osób zabezpieczających trasę skręciłem i to był mój błąd jak się później okazało. Nie przejechałem całej trasy i zostałem zdyskwalifikowany. Trochę szkoda, bo moja forma tego dnia była bardzo dobra.
Po wyścigu dowiedziałem się, że organizator podjął decyzję, że zawodnicy, którzy pomylili trasę będą zaliczani do losowania nagrody głównej. Myślę, że organizator nie ma odwagi przyznać, że trasa była źle zabezpieczona. Dla mnie udział w losowaniu to żadna rekompensata, bo cenne punkty w klasyfikacji generalnej przepadły. Z perspektywy sportowej oceniam mój start bardzo dobrze – potrenowałem przed Karpaczem, przetestowałem sprzęt, który jest ok. Tylko te gumy… ale już w środę dostanę nowe koła i po Karpaczu opiszę wrażenia z jazdy.
napisz coś od siebie