Beskidy MTB Trophy jest jednym z najcięższych wyścigów etapowych rozgrywanych w Europie. Polska czterodniówka, przez niektórych zawodników porównywana jest nawet do prawdziwego killera etapówek – kostarykańskiej La Ruta.
Rozgrywany w Istebnej wyścig, jest kwintesencją MTB. Ciężkie górskie szlaki wyciskają z kolarzy ostatnie poty. Każdy metr pokonanej trasy, okupiony jest ogromnym wysiłkiem. Nagrodą za poniesione wyrzeczenia są piękne widoki, możliwość obcowania z naturą oraz fun z jazy rowerem górskim w wymagającym terenie.
Specyfika wyścigu sprawia, że po czterech dniach morderczej walki, do mety docierają tylko najbardziej zdeterminowani i najlepiej przygotowani zawodnicy :-).
W Istebnej pojawiłem się w 100% gotowości bojowej. Przygotowany mentalnie, fizycznie i sprzętowo z optymizmem spoglądałem na nadchodzący start. Pomimo niewielkiego doświadczenia w wyścigach etapowych (jeden start – ukończone MTB Challenge w 2008 w teamie z Pawłem Wiendlochą), starałem się nie stresować. Głównym założeniem na ten wyścig była walka o jak najlepszą lokatę indywidualnie (plan optymistyczny Top 5, a mniej optymistyczny Top 10 w klasyfikacji generalnej indywidualnie) i zespołowo (Top 3 w śród temów) z uniknięciem problemów na trasie, kraks, defektów itp.
I Etap – Wielki Stożek
Pierwszy etap stanowił wstęp i rozgrzewkę do wyścigu. Dystans 41 kilometrów nie powalał na kolana, za to 1600 metrów przewyższenia i błoto zalegające w dużej ilości trasę wystarczająco mocno dawało się we znaki rywalizującym zawodnikom.
Od startu bardzo mocne tempo narzucił Andrzej Kaiser wraz z kolarzami drużyny JBG2. Początkowo jechałem z dyktującą tempo jazdy czołówką, jednak po chwili odpuściłem, chcąc złapać optymalną dla mnie intensywność. Po wjeździe w teren podążałem za Bogdanem Czarnotą. Na jednym z szybkich, trudnych technicznie zjazdów straciłem kontakt z Bogdanem. Chwilę później zagapiłem się, nie zauważyłem strzałki i zjechałem z wyznaczonego szlaku. W miarę szybko zauważyłem pomyłkę i po śladach wróciłem z powrotem na trasę wyścigu. Mój błąd kosztował mnie jednak spadek z 8 miejsca na 13. Dalszą część dystansu starałem się nadrobić stratę. Do mety dotarłem już bez przygód na 7 miejscu.
II Etap – Klimczok
Całonocne opady deszczu zapowiadały błoto i prawdziwie mordercze warunki na etapie. Do pokonania 65 kilometrów i 2500 metrów przewyższenia.
Od startu czułem się świetnie, jechałem w ścisłej czołówce. Jednak już po około 1,5 godzinie rywalizacji zacząłem słabnąć. Błoto, lejąca się strumieniami woda, śliskie kamienie, korzenie oraz niska temperatura, skutecznie spowalniały moje tempo jazdy.
Ślimaczym rytmem pokonywałem kolejne kilometry. Apogeum osłabienia przyszło na zjeździe z Błatniej – gdzie na stromym kamienistym szlaku walczyłem o przetrwanie :-).
Siły odzyskałem dopiero w końcówce etapu, gdy zrobiło się cieplej. Na nadrobienie utraconego czasu było już jednak za późno. Do mety dotarłem z ogromną stratą na 12. miejscu. W klasyfikacji generalnej spadłem na 11 miejsce.
III Etap – Wielka Racza
W trzecim dniu rywalizacji do pokonania był królewski etap. Najdłuższy, najtrudniejszy, najcięższy fragment tegorocznego Trophy (dystans 73 kilometry, 2700 metrów przewyższenia).
Po ekscesach z wcześniejszego dnia, postanowiłem wystartować bardzo spokojnie wraz z dystansem zwiększając tempo jazdy.
Już na pierwszym podjeździe stawka zawodników rozciągnęła się. Do przodu wysunęła się czołówka z Andrzejem Kaiserem, zawodnikami JBG 2, Czechem Radkiem Siblem oraz zawodnikiem Silesi Rybnik Damianem Walczakiem. Ja podążałem tuż za szpicą w czteroosobowej mocnej grupie pościgowej ( z Mateuszem Zoniem, oraz dwoma Belgami Cleppe Wouterem oraz Kenem Van den Bulke). Współpraca załamała się w momencie, gdy zgubiliśmy trasę na jednym ze zjazdów. Prowadzący – Mateusz Zoń zagapił się na zakręcie, Belgowie podążyli za nim, ja również nie kontrolowałem oznaczenia i pojechałem tak jak oni.
Dalsza część etapu to nadrabianie strat i przebijanie się do przodu z odległej pozycji. Czułem się świetnie, więc mocno pracowałem i wyprzedzałem kolejnych zawodników.
Intensywne tempo zaowocowało w miarę dobrym wynikiem na mecie – 7 miejsce. W klasyfikacji generalnej przesunąłem się na 9 pozycję.
IV Etap – Skrzyczne
Ostatni – czwarty dzień rywalizacji, rozegrany został na 54 kilometrowej rundzie. Do pokonania było 2000 metrów przewyższenia z najwyższym punktem usytuowanym na Skrzycznem (1257 m n.p.m.).
Po trzech dniach rywalizacji strata do sklasyfikowanych tuż przede mną Belgów Kena Van den Bulke i Cleppe Woutera wynosiła ok. 7min. Widziałem realną szansę na przesunięcie się w klasyfikacji generalnej. Ostatni etap nie był więc dla mnie etapem przyjaźni. Całe 54 kilometry pokonałem bardzo mocno, nie miałem kompletnie żadnych problemów na trasie. Do mety dotarłem na 5 miejscu. Pomimo walki, aż do samego końca, nie udało mi się jednak prześcignąć Belgów w klasyfikacji generalnej.
Wyścig Beskidy MTB Trophy 2010 zakończyłem na dobrym 9 miejscu open, 5 w kategorii M2. Z ukończenia wyścigu jestem bardzo zadowolony. Plan minimum wykonałem, cieszę się również z wyniku drużynowego – 2 miejsce.
napisz coś od siebie