W niedzielę 1 sierpnia planowo miałam wystartować na maratonie w Głuszycy u Grzegorza Golonko, jednak ze względu na obowiązki w pracy mojego kierowcy w ostatnim momencie plany uległy zmianie. Rano w niedzielę pojechałam na krakowskie Błonia, gdzie odbywał się krakowski Bikemaraton. W 15 minut udało mi się załatwić wszystkie formalności związane ze startem, dostałam numerek i … ostatni sektor. Cóż oznaczało to przepychanie się przez całą trasę i mijanie przede mną jadących rowerzystów. Atmosfera panująca w tej części stawki jest całkiem odmienna od tej, którą znam z pierwszych sektorów. Uśmiech na twarzy, walka ze swoimi słabościami i przede wszystkim przyjemność z jazdy, więc nawet fakt, że czekało mnie dużo pracy na trasie nie pogorszył mojego samopoczucia. Wystartowaliśmy 6 minut po pierwszych zawodnikach, co łatwo dało się zauważyć na trasie, która już było mocno przejeżdżona. Na samych Błoniach nie było jeszcze tłoczno ale po dojechaniu do pierwszego podjazdu zaczęliśmy już mieszać się z zawodnikami z poprzedniego sektora. W Lasku Wolskim dogoniłam część dziewczyn m.in. Marysię Hanusiak, krótkie pozdrowienie, życzenia dobrego pedałowania i wymijam dalej. Tempo tej części peletonu nie było jeszcze bardzo szybkie więc miałam świadomość, iż moje konkurentki cały czas zyskują nade mną przewagę. Po wyjechaniu z Lasku byłam już wśród zawodników z 4 sektora. Zaczęły się płaskie odcinki i jazda na kole, niestety głównie na swoim, bo przeważnie to jechało najszybciej. W całym amoku i pogoni za początkiem stawki pomyliliśmy trasę z grupką rowerzystów co kosztowało nas ok. 10 minut starty. Ciężko wypracowana przewaga poszła na marne. Znów odrabiam straty i gonię moje konkurentki. Nie tylko one nie dają za wygraną, pogoda też nas nie oszczędza, słońce przypieka i jest duszno.
Wjechaliśmy w dolinki podkrakowskie, w terenie na trudniejszych technicznie odcinkach łatwiej odrabiam straty, jednak tam gdzie trasa jest wąska, a momentami błotnista możliwości wyprzedzania są ograniczone. Minęło 30 km, czas ucieka, a ja wciąż daleko. Pomału tracę wiarę, że uda mi się dojść do miejsca na pudle. Na jednym z technicznych zjazdów wpadam na przewróconego przede mną zawodnika. Rozłączamy splątane rowery i jedziemy dalej, na szczęście bez defektów. Tym razem mój rower działa bez zarzutu, a założone opony Panaracer Razer XC świetnie sprawują się w tych warunkach. Są szybkie, lekkie i dobrze się toczą, bez problemu dają sobie również radę na błotnistych odcinkach, a ja im nie przeszkadzam za bardzo J. Mijam tabliczkę 10 km do mety, naciskam jeszcze mocniej na pedały i mijam następną zawodniczkę. Pojawia się również pilot na motocyklu co oznacza, że za moment będą jechać pierwsi zawodnicy Giga. Jest i Darek Batek, który wygrał na tym dystansie, a kilka minut za nim Bogdan Czarnota. Tempo Bogdana na płaskim jest szybkie ale udaje mi się utrzymać mu koło przez ostatnie ok. 6 km do mety. W miedzy czasie mijam jeszcze jedną zawodniczkę. Błonia, meta! Ufff… Sprawdzam wyniki z biurze zawodów, jestem 4, do 3 zawodniczki straciłam ok. 2 minut. Gdyby nie ta pomyłka, gdyby jakieś szybkie koło pojawiło się wcześniej, gdyby babcia miała kapcie… J. Pozostaje pewien niedosyt ale i tak jestem zadowolona ze startu. Po przerwie związanej z kontuzjami i chorobami wracam na drugą część sezonu z nadzieją, że uda mi się zakończyć sezon z dobrymi wynikami. Następny start za tydzień, tym razem w nieco odmiennej roli bo na Enduro Trophy w Brennej. Do zobaczenia i przeczytania!
P.S. Po sprawdzeniu wyników z Głuszycy okazało się, iż nadal mam szanse na wygranie klasyfikacji generalnej na dystansie Giga w swojej kategorii więc będę walczyć.
napisz coś od siebie