W Olsztynie wystartowałem na dystansie mega. Liczył 60 km. Pogoda idealna – ciepło(około 20 stopni) i sucho. Zastanawiam się, czy dam radę utrzymać dobre tempo do końca dystansu.
Startuję z pierwszego sektora. Po starcie podjazd rozciąga stawkę. Po wjechaniu na szersze drogi szybko dochodzę pierwszych zawodników. Mój rower waży niewiele ponad 8,5 kg i przyspiesza tak rewelacyjnie, że nie mogę sobie odmówić przyjemności podkręcenia tempa i jak zwykle fantazja mnie ponosi. Robię skok, starając się zbliżyć do samochodu pilotującego wyścig. W wyścigu jednak startuje zbyt wielu bardzo mocnych zawodników i po chwili znów jadę w grupce. Formuje się około 10-osobowa pierwsza grupa.
Po około 10 km chwila słabości, puszczam grupę, ale zgodnie z planem. Wiem, że nie utrzymam ich tempa do mety. Lepiej puścić wcześniej i zachować resztki świeżości.
Niedługo mnie i 2 innych zawodników, z którymi zostałem, dochodzi druga grupa. Z czasem z dość dużej grupy zostaje 6 zawodników. Na podjazdach najpierw ja, potem Adam Ostrowski puszczamy ich, a na wypłaszczeniach znowu ich dochodzimy i tak w kółko. Tak dojeżdżamy do ciekawszego odcinka, kilka kilometrów przed metą, typu XC. Uwielbiam taką jazdę, trzeba jechać jak w bikejoringu: płynnie, dynamicznie i bardzo szanować swój rozpęd, nie hamując niepotrzebnie. Przechodzę Adama Ostrowskiego, potem kolejnych zawodników z naszej grupki. Po wyprzedzeniu pierwszego włącza mi się tryb jazdy – bikejoring – intensywność maksymalna. To lubię. Trzeba tylko dowieźć resztki świeżości do ostatnich kilometrów. Po wjechaniu na szerszą drogę odwracam się – moja grupka jest kilkadziesiąt metrów za mną 🙂 Chwilę wcześniej widziałem tabliczkę 3 km do mety. Grupka na płaskim mnie dochodzi, ale jest za blisko do mety na kalkulacje, jak mocno i z utęsknieniem czekam na bardziej techniczne odcinki. Krótki zjazd, wpadam na ostatnie proste wyznaczone barierkami i finiszuję ile mam. Nie dałem się wyprzedzić. Niezależnie od tego, na którym miejscu się wpada na metę, wygranie finiszu jest dużą satysfakcją.
Za metą siadam od razu na ziemi, moje płuca pracują jak oszalałe, próbując spłacić kredyt, jaki zaciągnąłem podczas wyścigu i na finiszu. Spiker wymienia pierwszych zawodników dystansu mega, piąty Marek Długołęcki (!) – radość 🙂
Potem okazuje się, że w kategorii M2 jestem niestety czwarty, 5 sekund za trzecim.
Tak skupiłem się na walce z przeciwnikiem z mojej grupie, że nie zauważyłem, iż prawie doszedłem zawodnika jadącego przed nami. Musiał jechać dość wolno ostatnie kilometry, bo parę kilometrów przed metą na prostych przed nami widać było tylko Janka Roszkowskiego, który pojechał na dystansie Giga.
Średnia prędkość ok. 30 km/h – szybko.
Fot. Katarzyna Zacharek |
napisz coś od siebie