Po dłuższej przerwie nadrabiamy wyprawowe zaległości. Czeka nas kilka poważnych przełęczy, sporo zdjęć i nie mniej rowerowych przygód. Odwiedzimy także kilka dość znanych miejscowości jak Moab, Aspen czy Leadville. Gotowi na dalszą część wyprawy po USA?
5.06.2013 – 115km – Durango – Ouray
Jak się wstaje przed ósmą i rusza w trasę przed dziewiątą to nic dziwnego, że o 18:00 dopiero pęka 100km. Nie to jednak jest najważniejsze. Ważne, że udało się zdobyć trzy przełęcze powyżej 3000m. Rano zakładałem, że wjadę na dwie więc znów jestem do przodu. Nie chcę zapeszać ale jak na razie wszystko idzie idealnie. Nawet w Colorado w górach pogoda dopisuje i mogę robić więcej niż zakładałem. Zaraz po wyjechaniu z Durango mijała mnie kolejka wąskotorowa do Silverton do którego akurat zmierzałem. Kolejka jest jedną w większych atrakcji miasta poza oczywiście trasami MTB dookoła. Parę kilometrów dalej czekała mnie kolejna atrakcja. Gorące źródło tuż przy drodze. Ciekawa forma skalna z której wypływała ciepła woda. Tutaj spotkałem pewne rodzeństwo, które wybrało się na wyprawę po Colorado. Mijaliśmy się co jakiś czas aż do drugiej przełęczy.
Pierwsza Coal Bank Pass poszła gładko chociaż przewyższenie z Durango wynosiło ponad 1300m w górę. Krótki zjazd i ponowna wspinaczka na wyższą Molan Pass, z której można podziwiać odległe szczyty. Zjazd z przełęczy Molan jak i z trzeciej dzisiejszej zdobyczy Red Mountain Pass należy do dosyć ekscytujących. Trzeba uważać aby na wąskiej drodze nie zjechać w kilkuset metrową skarpę. Prawie jak drogi śmierci w Indiach czy Boliwii. W górniczym miasteczku Silverton zrobiłem małe zakupy, szaleć nie za bardzo było jak ze względu na wysokie ceny. Do ostatniej, trzeciej przełęczy miałem 16km i ponad 500m w górę. Mimo, że to najwyższa z dzisiejszych przełęczy a w nogach miałem już ponad 80km nawet szybko się z nią uporałem. Po 18:00 robiłem już zdjęcie przy kamieniu z napisem Red Mountain Pass, tablicę chyba ktoś sobie zabrał… Zjazd do miasta Ouray prowadzi historyczną drogą Milion Dollar, która powstała już pod koniec dziewiętnastego wieku. Budowa drogi szczególnie powyżej miasteczka była niełatwa i niebezpieczna. W wąskim i wysokim skalistym kanionie często dochodziło do wypadków. Górna część drogi to piękne widoki na czerwone skały oraz ruiny kopalń, dolna część to wąska i niebezpieczna droga dla kierowców o mocniejszych nerwach. Szczególnie kierowcy ciężarówek mają niełatwe zadanie jadąc tą drogą. Nocleg kilometr od miasteczka Ouray obok bocznej drogi prowadzącej w las.
6.06.2013 – Ouray – Naturita – 136km
Wczoraj wieczorem planując trasę palcem po mapie i GPS na kolejne dni zdecydowałem, że na chwilę wjadę do Utah. Znajduje się tam jedna z największych atrakcji skalnych USA. Park Narodowy Arches czyli okien skalnych lub jak mówią tutaj Natural Bridges. Park znajduje się niedaleko od granicy z Colorado więc nie będę musiał się tutaj wracać ponownie podczas drugiej pętli po Utah za kilka miesięcy. Poza tym odpocznę trochę od wysokich przełęczy i podjazdów. Park znajduje się na wysokości około 1250m więc czeka mnie odmiana w postaci kilku upalnych dni co odczułem już dziś gdy tylko zjechałem poniżej 2000m.npm. Rano w miasteczku Ouray w restauracji wypiłem kawkę i zjadłem cynamonowego bajgla. Potem szybki zjazd do Ridgway, zakupy w dyskoncie za wszystko po dolarze i 600m w górę na stosunkowo niską przełęcz Dallas Divide Pass, 2700m. Na przełęczy czekał organizator wycieczki rowerowej po Colorado której uczestnicy w liczbie ponad 20 osób mieli za zadanie przejechać w tydzień z Norwood do Durango. Mi to zajęło dwa dni ale uczestnicy wycieczki w znacznie bardziej zaawansowanym wieku ode mnie więc szacunek się należy. Do Norwood droga wiodła kanionem San Juan wzdłuż rzeki o tej samej nazwie. Malownicze czerwone skały są gęsto rozsiane po okolicach.
W Norwood zatrzymałem się w ciekawej knajpce. Saloon, bar, restauracja, biblioteka, dyskoteka i nie wiadomo co jeszcze w jednym miejscu. Pomysłowo urządzony lokal oczywiście z WiFi i zimnymi napojami. Mrożonej herbaty z lodem wypiłem na miejscu ponad dwa litry. Przy okazji odpocząłem od upału w godzinach jego szczytu. A że zdarzyłem zgłodnieć kobieta za ladą zaproponowała mi zupę rybną. Powiem szczerze, że nigdy takiej nie jadłem, owszem ryby lubię ale dlaczego w zupie… W niewielkim naczyniu dostałem porcję zupy oraz dwie grzanki. Nawet dobre i ryb sporo…..znaczy filetów. Posiedziałem, odpocząłem i ruszyłem dalej. Aby dojechać do Parku Arches w dwa dni muszę wykręcić po około 130km. Dziś się udało z małą nawiązką. Jutro aby doczołgać się do miasta Moab z którego już niedaleko do skalnych okien. Z racji upału jutro wstaję wcześnie. Do południa chce dojechać do Moab. 110km i 600m w dół. Powinno się udać. Nocleg 15km za miasteczkiem Naturita i jakieś 40km od granicy stanu z Utah przepisowe 200 stóp od drogi.
7.06.2013 – Naturita – Moab – 124km
Noc bardzo spokojna, ciepła i gwieździsta. Nie słyszałem żadnego przejeżdżającego samochodu. Wstałem po 6:00 i z chęcią ruszyłem w trasę mając w perspektywie szybki dojazd do Moab i odpoczynek w FF przy WiFi i zimnym napoju lub lodach. Moje plany legły w gruzach już po kilkunastu kilometrach kiedy to z doliny Paradox czekał mnie podjazd na prawie 2000m. Nastawiony głównie na zjazd ciężko było się zmusić do nieplanowanego wysiłku w upale. Tylko do około 9:00 było w miarę przyjemne, potem już tylko gorąco. Z podjazdem uporałem się w niecałą godzinę, szczęśliwy podziwiałem czerwone skały podczas zjazdu w kolejnym kanionie. Tyle, że zjazdu za dużo nie było a na liczniku wysokość znów zaczęła rosnąć. Drugi nieplanowany podjazd już nie był taki krótki i szybki. Okazało się, że musiałem zjechać aż na 2300m do wioski Old La Sal. Widoki nie powiem, piękne ale sił zaczynało brakować z każdym kolejnym kilometrem a upał wydawał się coraz większy. Na szczęście tuż przy końcu podjazdu natrafiłem na studnię z zimną wodą którą mogłem się ochłodzić.
W Old La Sal byłem po 12:00 mając przejechane 60km po drodze wjeżdżając do szesnastego stanu w trakcie podróży – Utah. Do Moab wciąż 50km ale już w większości w dół za to pod mocniejszy wiatr. Krajobraz zmienił się w jednej chwili zaraz po wjeździe na drogę 191. Nagle wjechałem w dolinę pełną ogromnych czerwonych wręcz ceglastych skał pewnie typowych dla tego stanu. Około 20km przed Moab natrafiłem na małą atrakcję. “Dziurę w skale” oraz ZOO. Dla chwili odpoczynku zrobiłem tylko parę zdjęć z zewnątrz o ruszyłem dalej. Po 16:00 udało się dojechać do Moab gdzie oczywiście od razu zajechałem do FF na uzupełnienie płynów. Niestety nie było niebieskiego izotonika. Zadowoliłem się napojem z dodatkiem soku pomarańczowego. Ponad dwa litry zaspokoiło moje pragnienie. Po 19:00 wyjechałem ponownie, tym razem na zakupy i jak najbliżej wjazdu do Parku Arches. Tak się złożyło, że dojechałem aż do bramy wjazdowej parku i poboru opłat. Opłata za wjazd jest jednak pobierana tylko w godzinach roboczych, pod wieczór i wczesnym rankiem można wjechać za free… 5USD do przodu. Na nocleg wybrałem sobie ławeczkę z tyłu budynku Visitor Center. Do dyspozycji woda pitna oraz toaleta. Do około 23:00 auta co jakiś czas zjeżdżały z parku, potem już niczym nie zakłócona cisza do rana.
8.06.2013 – Arches National Park – 62km
Noc bardzo ciepła, o 5:45 jeszcze przed wschodem słońca było już 20 st.C. przebrałem się w lekkie rowerowe ciuchy i ruszyłem w głąb parku łuków. Po kilku kilometrach prowadzących pod górę mogłem obserwować jak pierwsze promienie słoneczne oświetlają czerwone skały nadając im wręcz purpurowego koloru. Cel miałem tylko jeden na ten dzień dojechać a potem dojść do Delicate Arch. Pięknej skały w kształcie łuku, okna skalnego. Z parkingu do miejsca skąd rusza ścieżka trail’owa miałem tylko 15km do której dojechałem już o 9:00. Po drodze oczywiście były inne fantastyczne skałki, ogromne ściany i pojedyncze wysokie ostańce przy których nie wypadało się nie zatrzymać i nie zrobić zdjęcia. Wyobraźnia działa w takich miejscach. Niektóre skały przypominały głowy, inne stojące trumny czy kominy fabryk. Ciekawie wyglądała skała zwana Balance Rock. Ogromny głaz ułożony na wąskiej kolumnie. W każdym razie po 9:00 zostawiłem rower i musiałem szybko przypomnieć sobie jak się chodzi. Od prawie dwóch miesięcy przecież głównie tylko siedzę na siodełku i kręcę a tu nagle aż dwugodzinny spacer po kamieniach. Zapomniałem tylko przebrać buty na normalniejsze do chodzenia. W SPD-kach też dałem radę ale to jednak buty do jazdy, nie do skałkowych spacerów. Do Delicate Arch doszedłem po prawie godzinie. Pod łukiem znajdowało się kilkadziesiąt osób i każda chciała mieć zdjęcie w łuku, ją oczywiście też Trochę się naczekałem zanim nadeszła moja kolej……………….
napisz coś od siebie