– Po co jedziesz?
– Na Festiwal Filmów Rowerowych.
– Filmów rowerowych?
Tak nierzadko wyglądają moje rozmowy ze znajomymi, ciekawymi, co bywa celem moich ostatnich podróży i co właściwie czeka mnie na miejscu. Produkcje tego typu, jeśli już, kojarzone są dość często głównie z kręconymi własnym sumptem filmikami pokazującymi rowerowe ewolucje rodem z ulic, skateparków i hopek. To jednak tylko część całości, na którą składa się znacznie więcej odsłon kultury rowerowej, w którą wpisują się ludzie z przeróżnych krajów i środowisk. O tym, z jak szerokim spectrum mamy do czynienia, przekonuję się na co dzień, a tym razem – po raz kolejny i na większą skalę – pozwolił mi się przekonać sobotni Bicycle Film Festiwal, który zapowiadałam w swoim ostatnim poście (czyli tutaj, przyp.).
Zdeterminowani zawodnicy biorący udział w Tour de France (Clean Spirit) i uczestnicy wyczerpujących japońskich keirinów (Keirin: leader don’t crash). Podróżnicy sprawdzający swój charakter stawiając sobie osobiste wyzwania, poddający się po to, by znów powracać na wytyczone tory w nowym, własnym stylu (Melons, trucks & angry dogs). Zajawkowicze, których rowery inspirują do tworzenia (Taliah Lempert, malująca „portrety” rowerów w My wonderful bicycle) czy wreszcie – walczący z prawami fizyki niezwykli dostawcy chleba w filmie Bike for bread oraz dzieciaki, którym rowery służą jako jeżdżące, napakowane wielkimi głośnikami sound systemy, muzyczne nośniki, wypełniające dźwiękiem ulice Queens (Made in Queens). Welodromy pamiętające sukcesy i osobiste dramaty (pięknie zrealizowany film Boy, opowiadający historię ojca próbującego pogodzić się z utratą syna – kolarza), ulice, stające się pretekstem do poruszania istotnych problemów, z którymi rowerzyści stykają się na co dzień (Bike Lanes i przedstawione w humorystyczny sposób absurdy rodem z dróg dla rowerów) czy do żartów i traktowania z dystansem kurierskich historii (pechowy dzień kuriera w On time, najstarszym filmie z warszawskiej edycji – 1985 r.) To tylko część filmowych historii, przedstawianych z perspektywy rowerzystów i wielbicieli rowerów, kręconych w drodze, na drodze, opowiadanych przez pryzmat rowerowych zmagań, doświadczeń i emocji. W czasie podzielonego na cztery bloki kilkugodzinnego sobotniego seansu można było obejrzeć łącznie 31 filmów o tematyce rowerowej. Uczestników festiwalu przywitał Brendt Barbur, inicjator, pomysłodawca i główny organizator Bicycle Film Festiwal: „Sala krzyczy ze mną – Bikes – rule! Bikes – rule!”… i trzeba przyznać – krzyk był donośny. 🙂
Bike for Bread, Egipt /Francja / Szwajcaria 2013, trailer:
https://vimeo.com/ondemand/12772/55766348
Bike lanes, USA 2011, tu: wersja w języku angielskim. W skrócie – główny bohater dostaje mandat za jechanie poza strefą wyznaczoną dla rowerów i informację od policjanta, że ZAWSZE ma poruszać się drogą dla rowerów. Oczywiście, bierze sobie tę uwagę do serca:
O akcji, jak i o rowerowo-filmowych preferencjach, porozmawiałam z Łukaszem Łaskim, jednym z organizatorów polskiej edycji Bicycle Film Festiwal:
Jak oceniasz polską edycję BFF i o co, Twoim zdaniem, warto byłoby wziąć pod uwagę myśląc o kolejnych?
Była to pierwsza edycja, więc byliśmy jednocześnie bardzo podekscytowani tym, że BFF trafia do Warszawy, ale też była w tym pewna niewiadoma. Imprezę oceniam pozytywnie. Zrobiliśmy pierwszy, bardzo ważny krok dla zbliżenia rowerowych środowisk z Warszawy. Będziemy starać się rozwijać imprezę i mamy nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mogli liczyć na pomoc ludzi, z którym nawiązaliśmy kontakt przy okazji tegorocznej edycji.
Jeśli chodzi o kolejne edycje, to na pewno chcielibyśmy rozwinąć BFF Warszawa do kilkudniowej imprezy o znacznie szerszym programie. Jednocześnie chcielibyśmy, by taki rowerowy weekend w Warszawie opanował zdecydowanie większą liczbę miejsc – przede wszystkim salę projekcyjną, ale też puby, w których moglibyśmy zorganizować goldsprinty, kawiarnie, w których moglibyśmy pogadać o rowerowej subkulturze czy też o infrastrukturze rowerowej, ale też kluby, w których moglibyśmy się spotkać już na luzie i zintegrować różne środowiska. Chcemy, by BFF stał się tradycją, rowerowym świętem, a przy tym ważną imprezą kulturalną.
Który z festiwalowych filmów przypadł Ci do gustu najbardziej?
Od dziecka pasjonuję się sportem, więc zajrzenie za kulisy Tour de France w „Clean Spirit” to było dla mnie coś niesamowicie ciekawego, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę aktualną atmosferę wokół kolarstwa spowodowaną aferą z Lancem Armstrongiem. Fani kolarstwa mają ogromny problem – ci, których jednego dnia sławią, podziwiają, traktują jako sportowych herosów, następnego dnia mogą okazać się oszustami. Moim zdaniem film idealnie oddaje to, co się w tym sporcie aktualnie dzieje – próba przywrócenia uczciwości, czystej rywalizacji i walka o odzyskanie zaufania kibiców.
Jako cały program największe wrażenie zrobiło na mnie „Travel by bike”. We wszystkich filmach bohaterowie wychodzili daleko poza swoją strefę komfortu, testowali swoją wytrzymałość i wychodzili z tego mocniejsi, z niezapomnianymi wrażeniami. Jestem fanem takich historii. Ten program to obraz fantastycznych przygód, których nawet odrobinę zazdrościłem.
Spośród filmów natomiast chyba najbardziej ujął mnie „Road Sage”. Połączenie dynamicznych ujęć i muzyki, z warstwą tekstową pełną iście poetyckich sformułowań to prawdziwy majstersztyk. Film doskonale oddaje poczucie wolności jakie daje jazda na rowerze w miejskich warunkach, a przy tym skłania do refleksji. Udało nam się zresztą zaskoczyć naszą publiczność – wiele osób spodziewało się filmów stricte sportowych, a w naszym programie znalazły się i takie, które potrafiły wzbudzić emocje, rozbawić, a nawet wzruszyć. To pokazuje, że BFF jest także bardzo ważnym wydarzeniem z czysto kulturalnej perspektywy. To niepowtarzalna okazja, żeby zobaczyć takie produkcje.
Przestrzeń warszawskiego 1500, oprócz strefy przeznaczonej do projekcji, w trakcie festiwalu kryła też inne atrakcje, z których można było skorzystać między kolejnymi blokami filmowymi. W strefie imprezowej atmosferę rozgrzewali DJ-e, a dla żądnych „wyścigowych” wrażeń czekały przygotowane na scenie rowery na rolkach.
Dużym powodzeniem wśród uczestników festiwalu cieszył się automat do robienia pamiątkowych fotek. Po naciśnięciu logo miało się parę sekund na ustawienie do zdjęcia. Na koniec, po krótkiej, trwającej łącznie kilkanaście sekund sesji, maszyna „wypluwała” pasek z czterema zdjęciami i logo festiwalu, który można było zabrać ze sobą.
W przerwie między seansami można było pooglądać wystawę rowerowych zdjęć Rafała Wielgusa.
Festiwalowe afterparty otworzył goldsprint. Choć pierwsze przymiarki do zawodów miały miejsce już w trakcie trwania ostatnich bloków filmowych, szlak przetarły panie, biorąc udział w pierwszym oficjalnym starciu.
Jak się okazało, organizatorzy i uczestnicy akcji nie poprzestali wyłącznie na sobotnich, planowanych wydarzeniach. W poniedziałek miała miejsce festiwalowa „dogrywka”, o której również więcej opowiedział mi Łukasz:
Jak wypadła dogrywka? Czy pomysł na nią pojawił się spontanicznie, czy była planowana już wcześniej?
Dogrywka to była bardzo spontaniczna akcja. Przez problemy techniczne nie udało nam się pokazać „Road Sage” i bardzo tego żałowaliśmy. To absolutnie genialny film i nie mogliśmy tego tak zostawić – postanowiliśmy wraz z Dwa Osiem zorganizować dodatkową imprezę, która jednocześnie byłaby pożegnaniem dla Brendta Barbura. Przy okazji pokazaliśmy mu Warszawę. I to na rowerach! Jazda w kilkunastoosobowej grupie była świetnym finałem BFF.
A na koniec – więcej o tym, kto stoi za polską wersją przedsięwzięcia, opowiedział trochę Aleksander Grynis, dowodzący całą akcją:
Powiedz coś więcej o tym, kim jesteście i dlaczego zdecydowaliście się podjąć organizacji pierwszej polskiej edycji, jak do tego doszło, itd. I, oczywiście, czy planujecie kontynuację.
Organizatorami imprezy były agencje: The Next Step, którą dowodzę ja oraz Freshly Baked Ideas, dowodzona przez Karolinę Grzybowską. Nasze profile na Instagramie mówią same za siebie (aleksgrynis i karokad) – kochamy rowery i są elementem codziennym w naszym życiu. Jakieś dwa lata temu zainicjowaliśmy grupę dla kolarzy szosowych We Ride i stworzyliśmy tym samym jedną z najprężniej działających grup kolarskich w Warszawie. BFF stwarzał okazję do zaproszenia wszystkich fanów dwóch kółek na imprezę, której mianownikiem były rowery, filmy, muzyka i sztuka. Czegoś takiego bardzo brakowało, naprawdę nie często mamy okazję zebrać różne środowiska rowerowe na jednej imprezie. Inspirowanie znajomych i nieznajomych do jazdy rowerem mamy w DNA, więc Bicycle Film Festival wydawał się świetnym pomysłem. Impreza ma duży potencjał i oczywiście z chęcią podejmiemy się organizacji kolejnej w przyszłym roku. Jeżeli sponsorzy dopiszą nie powinno być z tym problemu, tegoroczną sponsorowaliśmy sami. Dzięki partnerom, czyli POC, Kolarski.eu i Dwa Osiem mieliśmy świetne nagrody dla najlepszych w konkurencji Goldsprint.
Festiwale tego typu organizowane są w Polsce coraz częściej. Zjawisko ciekawe, warte uwagi, prowokujące do zastanowienia. „Filmy rowerowe?” Wpisanie się w modną niszę czy propagowanie słusznego środka transportu? Dokumentacja zmagań z materią, ze sobą, z prawami fizyki… sposób na wyrażanie siebie? Ile rowerów, tyle odpowiedzi – i zapewne ilu widzów, tyle zdań. Jeśli ktoś chce podzielić się swoim, zapraszam do komentowania. A tymczasem, zmykam na rower. 😉
Zdjęcia: Magdalena Kościańska, archiwum BFF Warszawa (materiały organizatora)
1 komentarz