Fajnie jest być tam i przeżyć to co oni na wyścigu…
Głównym celem wyjazdu było przetestowanie rowerów Accent CX-One Pro Disc. Na tej trasie to solidny test dla całego sprzętu, no i rajdera oczywiście. Rowery były odpowiednio przygotowane:
– opony Vittoria Rubino Pro 28 z antyprzebiciowym systemem, który umożliwił dojazd do mety bez gumy,
– hydrauliczne hamulce dla lepszego hamowania na nierównościach,
– z przodu zębatka Woolftooth Componets – 50 zębów, a z tyłu kaseta 11/32.
– zdecydowałem, że pojadę z prowadnicą, żeby mieć pewność, ze na brukach łańcuch nie spadnie.
Zacznijmy od początku jak to wyglądało…
6:50 pobudka
7:10 śniadanie; tradycyjnie croissanty z nutellą, kawa, suszone owoce…
7:45 naklejanie tejpów na palce, żeby mniej bolało
7:50 czas się ubierać
8:00 ruszyliśmy rowerami na start, jakieś 15 minut drogi rowerem
8:30 byliśmy już gotowi do startu, do przejechania 145km. Ruszyliśmy.
Przez pierwsze 50 km jechaliśmy w małej grupce. Dalej się zaczęło… Na pierwszy strzał słynny lasek Arenberg *****. Tam mieliśmy pierwszy pomiar czasowy. Pokonanie tego odcinka zajęło mi 4 min i 51 s. Ja już podjarany pierwszym brukiem ruszyłem dalej. I tak kolejne kilometry lecą, kolejne odcinki brukowe też. Mnie coraz bardziej bolą ręce, całe rece od palców aż po obojczyk. Na dłoniach czuję, że tworzą mi się odciski. W moim brzuchu jest totalny kosmos od tych nierówności, a przecież trzeba jeszcze jeść i pić, bo jest prawie 20*C. A propos jedzenia, w połowie dystansu super bufet, na którym sporo kolarskiego jedzenia: pomarańcze, żelki, jakieś gofry i inne rarytasy. Czas nie grał tu roli. Ten dystans trzeba przejechać i poczuć co to jest „Piekło Północy”.
Połowa dystansu przejechana. Sprzęt jeszcze cały, ja już trochę mniej… ręce prawie odpadają. Kolejne odcinki, a ból coraz większy. Czułem jakby ktoś wbijał milion igieł w moje ręce. Każdy bruk starałem przejechać w miarę szybko, bo około 30km/h. Miejscami dochodziło do 40km/h. Kolejny pomiar czasu, tym razem Carrefour de I’Arbre***** i rezultat 4 min 10 s. Dwa ostatnie odcinki brukowane odpuściłem, nie wytrzymałem. Ból był tak duży, że musiałem zwolnić i pokonać bruki wolniej.
Aż tu nagle ukazuje się tor kolarski. Bardzo się ucieszyłem z tego widoku, że to już koniec mordęgi. Na mecie puszka coli wskazana. Można odetchnąć z ulgą. Ha, zrobiłem to! Przejechałem i przeżyłem bruki. Coś niesamowitego, nie do opisania.
Miałem chyba pisać o sprzęcie… Ale skoro dla mnie było to bardzo duże wyzwanie, to co dopiero dla niego. Nic nie pękło, nic się nie skrzywiło, wszystko na swoim miejscu. Przejechaliśmy cały dystans bez defektu. Jak widać CX-One Pro Disc sprawdzi się nie tylko jako typowa przełajówka. Nawet Piekło Północy jej nie straszne!
2 komentarze