Poprzedni weekend we Wrocławiu (7. – 8. czerwca) był prawdziwym rowerowym świętem. Nałożyły się w czasie dwa duże, wspominane przeze mnie niedawno wydarzenia – Bike Days oraz Out of Sth, Biennale Sztuki Zewnętrznej. Inicjatywy uzupełniały się i współgrały ze sobą, prowokując odbiorców, zwiedzających, przybyszów na rowerach i zwolenników weekendowego aktywnego wypoczynku do przemieszczania się z punktu do punktu, albo – opcjonalnie – do skupienia się na jednej, konkretnej atrakcji. Można było wybrać opcję śródmiejską i skoncentrować uwagę na wnętrzach kina i galerii (kryjąc się przed upałami) albo zapuścić się w nieco dalsze rejony miasta (Psie Pole, Park Tołpy) i w pełni uczestniczyć również w akcjach plenerowych. Osobiście postawiłam na opcję numer dwa, serwując sobie porcję piknikowo-rekreacyjnych wrażeń, a na deser – konkretną porcję sztuki w rowerowym wydaniu.
Pierwszym punktem mojej wyprawy, który odwiedziłam zaraz po wylądowaniu we Wrocławiu, był welodrom. Choć przybyszów na jednośladach tu nie brakowało, piknik zgromadził głównie węższe grono rowerowych „zajawkowiczów” – jednak nie bez rodzinnych akcentów (pojawili się również najmłodsi). Podczas gdy na torze kolarskim rozgrywały się rowerowe potyczki, u jego stóp trwały warsztaty sitodruku, można też było zakupić zdrowy, wegetariański lub wegański prowiant.
Przy wjeździe na tor zawodnikom, jak i widzom mocy dodawały wibrujące barwy prezentowanego we wjazdowym korytarzu Tour de Rower Zine (o którym pisałam przy okazji ostatniej części cyklu poświęconego najpiękniejszym ilustrowanym publikacjom rowerowym). W pierwszej chwili, wjeżdżając na teren wyścigowo – piknikowy nie było łatwo odnaleźć dyskretnie wyeksponowanych zinowych prac, jednak po „zbadaniu terenu” nie dało się pominąć mocnych kolorów migoczących na murze i cieszących oko, znajomych już grafik.
Piknik kończył się w godzinach popołudniowych, potem był czas by popedałować do centrum miasta bo już od 16:00 rozpoczynały się cykle filmowe w Kinie Nowe Horyzonty. W ten weekend fasada kina przyozdobiona została masą rowerów, poprzypinanych na czas seansu – i już po tym obrazku można było się domyślić, jak wygląda wnętrze kinowej sali. Po seansie i wyscigach, ci, którym starczyło mocy, mieli okazję pobawić się na Dworcu Świebodzkim na wieńczącej sobotnie wrażenia Baskotece, na której – jak sama nazwa wskazuje – obok polskich DJ-ów o muzyczny klimat dbali przedstawicie kraju Basków.
Kontynuacja filmowych pokazów nastąpiła na drugi dzień, wówczas również miało miejsce wieczorne otwarcie wystawy Wyścig Pokoju w galerii U (w którym, niestety, nie było mi już dane uczestniczyć). Po południu natomiast, również w Kinie Nowe Horyzonty, była okazja by wziąć udział w bike swapie i wymienić lub sprzedać / zakupić części rowerowe. W tym przypadku, mimo dobrej idei, na miejscu nie pojawiło się zbyt wielu chętnych – może ze względu na nieco „oficjalny” i nieszczególnie prowokujący do eksponowania rowerowego sprzętu charakter miejsca, a może dlatego, że weekendowych wrażeń po prostu nie brakowało.
Frekwencja zdecydowanie dopisała natomiast na równolegle rozgrywającym się wydarzeniu, jakim był niedzielny piknik w Parku Tołpy, zainicjowany w ramach Biennale Out Of Sth oraz Wrocławskiego Święta Rowerzysty. Trawniki nagrzane słońcem, gęsto od rowerowych ram i koców. A pomiędzy nimi – warsztaty, prezentacje pojazdów, prasy rowerowej, sprzętu – plus scena muzyczna. Zainicjowana plenerowa akcja miała bardziej rekreacyjno – wypoczynkowy niż artystyczny charakter, w związku z czym przyciągnęła nie tylko osoby zajmujące się sztuką czy nią zainteresowane, ale przede wszystkim miłośników jazdy na rowerze, zarówno w weekendowym (rower „dla zdrowia” i rowerowa turystyka), jak i codziennym, miejskim wydaniu.
Jak deklarują organizatorzy (i co mogę szczerze potwierdzić po sprawdzeniu na żywo), perełką Out of Something jest zdecydowanie Velodream, wystawa we wrocławskim BWA Awangarda. Rozbudowana ekspozycja stanowi ciekawostkę nie tylko dla zwolenników jednośladów czy miłośników artystycznych poczynań. Jej wielowymiarowość i interdyscyplinarny, a przy tym – nieco przewrotny charakter sprawiają, że wystawa wychodzi poza te dwa obszary, przemieniając wnętrze galerii w barwny gabinet rowerowych osobliwości. Mamy tu wspomniany już przeze mnie rower z tektury, mamy Dekochari – kosmiczne japońskie wehikuły, w których zaskakująca forma bierze górę nad funkcją:
Koncepcyjnie ujmują rowery Folke Koebberling i Martina Kaltwassera (Niemcy) wykonane w stu procentach z części samochodowych:
czy piękna, społeczna idea Dynamo Fukishima, zasilania wielkich żarówek mocą pedałujących nóg.
A moja ulubiona ilustracyjna praca Ugo Gattoni na żywo zachwyca jeszcze bardziej (tu – tylko mały fragment szerokiej, niesamowicie szczegółowej panoramy):
Klamra z napisem „rower” spina tu wiele obszarów – projektowanie graficzne, ilustracja, działania w przestrzeni miejskiej, projekty architektoniczne, recykling. Wystawa pobudza zmysły – dotyku, wzroku, ale i słuchu (pojazd zamieniający cyklistę w… muzyczny adapter) i łączy rowerową przeszłość z teraźniejszością i przyszłością. Rower stał się dla artystów pretekstem do poszukiwania innowacyjnych rozwiązań, poszukiwania nowych funkcji, budowania świadomości ekologicznej czy po prostu zabawy formą i hasłem skłaniającym do tego, by puścić wodze fantazji. Wyniki owych zabaw i poszukiwań można sprawdzić w galerii BWA do końca sierpnia, a do samego tematu Biennale Out Of Sth i działań z nim związanych z pewnością jeszcze powrócę.
Bike de bois rond, fragment instalacji, Gavin Turk (Wielka Brytania)
Bieżące informacje dotyczące wydarzeń rozgrywających się w ramach Biennale można nieustannie śledzić tutaj, a fotorelacje z Bike Days – do podejrzenia tu.
napisz coś od siebie