Na maraton w Złotym Stoku jechałem trochę beż przekonania. Nie miałem za dużo czasu na treningi, nie udało mi się wykonać całego planu, jaki sobie zakładałem, więc nie nastawiałem się na zbyt wiele. Po przyjeździe spokojnie przebrałem się i przygotowałem do startu. Ostatnio przed zawodami często korzystam z produktu firmy Enervit a mianowicie galaretki 🙂 PRE – Sport (naprawdę świetnie mi się na tym jeździ). Kto chce wiedzieć co to jest znajdzie informacje w Internecie :). Tak przygotowany pojawiłem się na linii startu. Po starcie przesunąłem się na czub peletonu i jechałem swoim mocnym tempem. O dziwo tempo, które nadałem okazało się za mocne dla większości zawodników. Gdy zauważyłem, że reszta ma kłopoty przyspieszyłem jeszcze. Na szczyt wjechał ze mną tylko jeden zawodnik – Tomasz Gaweł, którego niestety z końcowej walki wyeliminował defekt sprzętu. Trudny technicznie zjazd pokonaliśmy razem, potem kolejne podjazdy. Tempo cały czas było mocne. Trasa znana mi była z zeszłego roku, więc starałem się odpowiednio rozkładać siły. Mniej więcej w połowie wyścigu, na jednym ze zjazdów, złapałem gumę. Niestety cała wyrobiona przewaga bardzo szybko znikła. Po naprawieniu usterki (SKS Airgun czasami się przydaje) spadłem na trzecią pozycję. Czułem się dobrze, więc od razu narzuciłem mocne tempo. Na podjeździe udało mi się dojść 2. zawodnika. Nie zwalniając przeszedłem go i dalej goniłem. Niestety zjazd wzdłuż granicy nie był najlepszy w moim wykonaniu i nie udało mi się zmniejszyć różnicy czasowej do pierwszego. W końcówce kontrolowałem już tylko moją przewagę nad Rafałem Alchimowiczem, który był trzeci. Po zawodach pozostaje pewien niedosyt, bo miałem szansę wygrać, ale taki jest sport i to jest piękne.
napisz coś od siebie