Zawody w Pruszczu Gdańskim były rozgrywane na bardzo widowiskowej trasie na terenie parku miejskiego. Trasa dość szybka, z bardzo dużą ilością zakrętów i jedną krótką, ale dość stromą górką. Na liście startowej wiele nazwisk bardzo dobrych zawodników m.in. Olgierd Tracz, który był jako jedyny szybszy ode mnie na ostatnich Mistrzostwach Polski.
Niedługo przed startem słyszę, że ze względu na zbyt wysoką już temperaturę zamiast dwóch jedziemy tylko jedną rundę. Psy nie mogą startować, gdy jest za ciepło, gdyż podczas wysiłku bardzo się grzeją. Nie oddają ciepła jak my, pocąc się, tylko ziejąc pyskiem. Na koniec mojej rozgrzewki, zaraz przed startem, chłodzimy Zoję zimną wodą. Zoja nie przepada za chłodzeniem, ale dzielnie to znosi bo wie, że zaraz będzie mogła biec naprawdę szybko, tak jak lubi 🙂
Trasę przejeżdżamy bezbłędnie, ale na mecie mam niedosyt – wiem, że mogłem pojechać mocniej, ale słyszę „jesteś pierwszy”!!!
Od razu pytam ile przewagi, po chwili słyszę: „0,1 sekundy”(!!!) Czyli wszystko wyjaśni się jutro. Jestem zadowolony, bo jest progres naszej formy. Na Mistrzostwach Polski Olgierd z Erą był szybszy, teraz wyrównaliśmy ich poziom, a nawet jesteśmy minimalnie szybsi. Miło zaskakują mnie dane z licznika: średnia ponad 34 km/h. Nie sądziłem, że na tak krętej trasie można „wykręcić” taką średnią.
Drugi dzień – też ciepło i też jedna runda. Muszę jechać bardziej dynamicznie i agresywnie. Przejazd znowu bezbłędny, płynny i szybki. Wpadam na metę dużo bardziej wypruty niż wczoraj. Czas lepszy o 3 sekundy! jest dobrze. Czekamy na wynik Olgierda. Ciągle odświeżamy wyniki elektronicznego pomiaru czasu i ciągle nie ma jego wyniku, emocje zaraz mnie rozniosą. Wreszcie jest, dwie sekundy szybszy od nas… :/
Pogratulowałem Olgierdowi zwycięstwa i tak zaciętej rywalizacji i pojechałem na dłuuugi rozjazd. Tym bardziej szkoda, że zabrakło tych 2 sekund, bo dla najszybszego zawodnika bikejoringu była nagroda finansowa. Na szczęście nie ścigamy się z Zoją dla pieniędzy, a głównie dla frajdy, a ta była wielka: pokonywanie zakrętów na granicy przyczepności w zaprzęgu z psem jest czymś rewelacyjnym i trudnym do opisania.
Następne zawody zamiast spektakularnym triumfem stały się kolejną lekcją pokory. To, czego najbardziej uczą psie zaprzęgi, to właśnie pokora.
Na pocieszenie przypominam sobie o Mistrzostwach Europy na Węgrzech, gdzie to ja wyprzedziłem o 3 sekundy po dwóch dniach ówczesnego Mistrza Świata Ediego Schumeda, zdobywając brązowy medal. Taki jest sport.
Przed zawodami, by odchudzić mój już lekki rower zamontowałem w nim rewelacyjne zaciski Accent z tytanową osią. Ich realna waga jest jeszcze niższa niż podawana przez producenta. Komplet waży 47g, czyli mniej niż mój stary przedni zacisk, a cena jak za taki produkt rewelacyjnie niska.
Zamontowałem też leciutki, 28g karbonowy koszyk na bidon SKS X-Cage. Idealnie byłoby, gdybym po odchudzeniu roweru wygrał o te 2 sekundy, ale życie bywa czasem przekorne. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko trenować (siebie i Zoję), odpoczywać i dalej odchudzać rower 🙂
Przy takich różnicach czasu między zawodnikami nie mam wątpliwości, że drobiazgi mają znaczenie.
napisz coś od siebie