Dziś kolejna część drugiej wyprawy Damiana. Nasz bohater, dociera do najwyższych rumuńskich dróg Transalpina i Transfagaraska, a także najwyżej położonego schroniska w Karpatach – Cabana Omu. Niestety nie sprzyja pogoda. Nieustannie pada i jest zimno. Jak nasz podróżnik radzi sobie w takich warunkach? Przekonajcie się sami!
Dzień 7 – 25.05.2012 – Fagaras i Braszów
136.13 km, 18.5 śr, 49.5 max, 1225 m w górę, 7:22:51
Całą noc lało. Dobrze, że miałem dach nad głową. Rano się uspokoiło, więc mogłem jechać bez przeszkód. Od razu wjechałem do miasta Fagaraś. To piękne miasto ze średniowieczną twierdzą i pałacem, a także monastyrem. Twierdza otoczona fosą z wodą. Wszystko aktualnie remontowane. Chciałbym to zobaczyć po renowacji 🙂 W Braszowie, mieście pełnym zabytków i kolorowych uliczek zjadłem tradycyjny sernik na francuskim cieście (ser na spodzie) i obwarzanek z cukrem popijając kawą. Pycha 🙂
Sprawdziłem pogodę na najbliższe dni, nie wygląda to najlepiej. Przez kolejne cztery dni pochmurno z możliwym deszczem i chłodno. Niedobrze, od jutra jestem praktycznie ciągle w górach. Pomijając fakt, że zmarznę i zmoknę, to niestety zdjęcia nie będą najlepsze, a miejsca i atrakcje zaczynając od jutra – rewelacyjne. Dzień podobny do wczorajszego, pod Omu nie tak daleko, więc nie było potrzeby się spieszyć. W Braszowie zrobiłem jeszcze większe zakupy i ruszyłem w kierunku pierwszego głównego celu wyprawy. Tak jak się spodziewałem było praktycznie cały czas pod górę do przełęczy Pradeal, a potem w dół aż do miasteczka Sinaia. Nocleg na skraju leśnej drogi na której byłem w zeszłym roku. Na kolację fasolka po węgiersku na ciepło, górskie piwo i chałwa 🙂
Dzień 8 – 26.05.2012 – Cabana Omu – nie zdobyte
107.27 km, 15.1 śr, 48.1 max, 1756 m w górę, 7:04:53
Czasami na wyprawach nie wszystko co się zaplanuje udaje się zrealizować. Tak niestety było dziś. Byłem drugi raz pod tą górą i drugi raz nie udało mi się stanąć na jej wierzchołku. Do trzech razy sztuka? Wystartowałem z miasteczka Sinaia z wysokości około 850 m, potem wjazd na drogę 71 i po serpentynach w prawo na 718. Do przełęczy na wysokości około 1640 m nowy asfalt, potem droga w budowie. Pewnie będzie gotowa w przyszłym roku. Od przełęczy należy kierować się na schronisko Piatra Arsa. Zapewne do tego miejsca będzie poprowadzona droga. Podjazd po mniej niż 30 km, a maksymalne nachylenie to 12%. Schronisko znajduje się na wysokości 1950m. Wyżej, widząc jak wygląda droga oraz to, że psuje się pogoda zdecydowałem zjeżdżać w dół. Na rowerze z bagażami nie ma co się pchać. Na lekko można jeszcze próbować. Ulewa złapała mnie na 1400 m, a na 1300 m z przedniego koła uciekało powietrze. Nieszczęścia chodzą parami 😉 Zjechałem jeszcze kilkadziesiąt metrów w dół i deszcz pomału ustawał. Szybka łatka na dętkę i dalej w dół do Sinaia. Może za trzecim razem uda mi się zdobyć tą górę. Według mnie naprawdę warto. Szczególnie przy dobrej pogodzie. Cabana Omu na górze Omu to najwyżej położone schronisko w Rumunii. Po drodze z Piatra Arsa przechodzi się przez skupisko niesamowitych form skalnych m.i. skalne grzyby czy rumuński sfinx. Widoki ze szczytu też muszą być nie ziemskie. Góra bowiem jest oddzielona od głównego grzbietu Fagarasów.
W Sinaia zrobiłem zakupy w Penny. Znów zaczęło padać. Mimo deszczu ruszyłem w kierunku Pradeal, gdzie znajduje się skrót do drogi 73. Odtąd już niedaleko do Transfagaraski. Jeszcze nie zdecydowałem z której strony będę atakował Moldoveanu. Od południowej czy zachodniej. Wejście od południowej jest najszybsze, przy niepewnej pogodzie to najlepsze rozwiązanie. Nie wiem tylko w jakim stanie jest droga leśna pod górę. Najefektowniejsze wejście jest z Transfagaraski i tak chciałem iść. Tylko że taka niepewna pogoda ma się jeszcze utrzymywać kilka dni a na przeczekanie nie mogę sobie pozwolić.
Rozbiłem się szybko, tuż po 18:00 na polanie zaraz za miastem Rasnov. Setka zrobiona, deszcz pada, jutro do zrobienia niezbyt wiele kilometrów więc wolne późne popołudnie mogę sobie zrobić. Myślałem o noclegu na kwaterze, ale nie znalazłem nic ciekawego. Może jutro…
Dzień 9 – 27.05.2012 – Złe wiadomości
148.24 km, 17.6 śr, 49.4 max, 2072 m w górę, 8:23:50
Całą noc padało. Cały ranek i przedpołudnie również, chociaż mniej intensywnie i z przerwami. To pozwoliło mi w ogóle wyruszyć dziś w trasę. Chmury wyglądają, tak jakby w ogóle nie miały ochoty podążać dalej, jest prawie bezwietrznie i wszystko wisi nad moją głową. Chłodno, mokro i nieprzyjemnie. Zupełnie jak na mojej pierwszej wyprawie w UK. Pierwszy odcinek to ponad 20 km pod górę do przełęczy Pasul Giurala. Po drodze mijałem małą drewnianą kapliczkę prawosławną i miasteczko Bran z zamkiem, którego widziałem tylko kontury. Chmury przesłaniały wszystko. Od przełęczy w dół do miasteczka Podu Dambovitei, w którym jest wiele kamiennych rzeźb ze skał otaczających dolinę. Do Campulung raz w górę, raz w dół. Podjazdy po 7-8%.
Robię zakupy i ruszam w kierunku Curtea de Arges. Tutaj podobnie, w górę i w dół tylko nawierzchnia okropna. Jeździe sie strasznie, nieźle mnie wytrzęsło. Na dodatek znów zaczęło mocniej padać. W końcu dojechałem do Transfagaraski, drogi oznaczonej 7C. Kolejna zła wiadomość. Droga na przełęcz zamknięta. Tak informują tablice od początku podjazdu. Nie dość że muszę walczyć z deszczem to jeszcze droga na moje dwa główne cele wyprawy nieprzejezdna. Demotywujące! We wsi dowiaduję się, że na drodze zalega jeszcze śnieg a tunel na drugą stronę jest zamknięty. Nawet jeśli jutro uda mi się pokonać zaśnieżone odcinki to i tak nie przejadę na drugą stronę przełęczy. Na pocieszenie zatrzymuję się pensjonacie Pesniunea Belvedere *** za wsią Oesti. 60zł za luksus prysznica, podsuszenia się i wyspania w wygodnym łóżku. W pokoju wielkie łoże, TV, łazienka, WiFi. Pensjonat wygląda na nowy. Wszystko w idealnym stanie 🙂 Kolacja na łóżku. Kanapki, ciastka i piwo Ursus.
Dzień 10 – 28.05.2012 – Promyk nadziei
126.43 km, 18.6 śr, 48.2 max, 1209 m w górę, 6:47:45
Od rana znów deszcz. Chciałem zaczekać, aż przestanie padać lub w ogóle odpuścić jazdę i zrobić dzień przerwy. Nic w tego. Musiałem opuścić pokój do 9:00. Pensjonat otwierają na weekend i zamykają w dni robocze. Pozostało tylko jechać w deszczu. Oczywiście musiałem chociaż spróbować podjechać pod przełęcz. Udało się tylko do wysokości 950 m powyżej jeziora Vidraru. Wyżej remont drogi. Jeden z robotników potwierdził, że wyżej zalega śnieg i tunel jest zamknięty. Nie było więc sensu pchać się wyżej, szczególnie że deszcz nie przestawał padać. Podjazd na Transfagaraske od południa i wejście na Moldoveanu muszą poczekać do kolejnego wyjazdu w te strony. Pomimo niepowodzenia humor mi dopisywał. Na buty założyłem foliowe worki dla ochrony przed wodą. Spisały się dobrze ale wymieniałem dwa razy bo szybko się darły. Śmieszne to wyglądało, po rumuńsku. Nie wiem czy to przez worki czy taki dzień ale psy jakoś bardziej niż zwykle mnie obszczekiwały i goniły za mną. Kilka razy było dość groźnie. Najgorzej kiedy jadę pod górę i goni mnie kilka wściekłych kundli. Nie mam jak uciekać, a czasami potrafią gonić długo. Jeden nawet dobierał mi się do buta więc został potraktowany butem. Pod koniec dnia dobre wieści. Przestało padać, a między chmurami udało mi się dostrzec błękit nieba. Po 19:00 słońce pokazało się na dłużej. Jutro (mam nadzieję) podjazd na Pasul Urdele drogą zwaną Transalpina. Być może w końcu bez deszczu. Nocleg na pięknej polance pełnej koników polnych przed miasteczkiem Horezu. Apropos zwierzyńca, dziś słyszałem bociani klekot, ryk osła, wycie jelenia i żabi rechot.
Dzień 11 – 29.05.2012 – Królewski etap 🙂
183.01 km, 17.5 śr, 58.2 max, 2955 m w górę, 10:24:01
Poranek chłodny bo tylko 6°C ale niebo błękitne. Wyruszam przed 7:00, pod podjazd na przełęcz mam jeszcze spory kawałek. Podjazd na sławną Transalpinę rozpocząłem od miasteczka Novaci z około 500 m.npm. Od razu za miasteczkiem kilka sztywnych odcinków po 10-12%, wyżej również nie łatwiej – 12 nawet do 15%. Tablica informuje, że za miasteczkiem Ranca zakaz jazdy. Od samego dołu nowa nawierzchnia, jeszcze nie wykończone pobocza itd. Po drodze dwa źródełka i dwa miejsca do schronienia przed deszczem. Z parkingu na wysokości około 1560 m wjechałem jeszcze na szczyt z „rakietami”, które widać od dołu. Ze szczytu dobrze widać całą okolicę. Również serpentyny i mój dzisiejszy cel, czyli Pasul Urdele – najwyższa przełęcz drogowa Rumunii.
Do miasteczka Ranca z górki. Miasteczko wygląda jak by dopiero powstawało, wszędzie hotele i pensjonaty w budowie. Za miasteczkiem kilka serpentyn i kolejny znak informujący o zamkniętej drodze. Do przełęczy mam już tylko 300 m w pionie. Już nic mnie nie powstrzyma! Chociaż jeden cel wyprawy muszę zdobyć. Na górze strasznie wieje i jest zimno, około 5°C wg mojego licznika. Na drodze pełno kamieni i resztki śniegu. Nareszcie mogę poczuć ten górski klimat. Tego mi brakowało na poprzedniej wyprawie i teraz. Mogę nacieszyć oczy i z pełną satysfakcją powiedzieć – Transalpina i jej Urdele zdobyte! 🙂 Na przełęczy robię małą sesję zdjęciową i uciekam w dół. Jest mi coraz zimniej, a na zjeździe pewnie jeszcze zmarznę. Widoki wspaniałe, chociaż teraz mogę się nacieszyć otaczającymi mnie ośnieżonymi szczytami. W dół nie szaleje, pełno kamieni, a poza tym większa część drogi nadal jest w remoncie. Poniżej od skrzyżowania znów podjazd, całe szczęście, że już ostatni. Krótki 7 km odcinek na przełęcz na wysokość około 1700 m. Potem już tylko w dół, aż do Sebes. Prawie 70 km zjazdu. Zanudzić się można 😉 Prawie 3h bez pedałowania. Kiedy już chciałem zatrzymać się gdzieś na nocleg to nie mogłem znaleźć żadnego miejsca. W wąskim kanionie nie było żadnego dogodnego miejsca do spania. Powyżej 1000 m było kilka miejsc ale chciałem zjechać też jak najbliżej miasta Sebes. Zatrzymałem sie dopiero 12 km od Sebes w dolinie, po 20:30 kiedy już zaczynało robić się ciemno. Przesadziłem dziś z kilometrami. Zajechałem się dziś. Idę spać. I jeszcze znów zaczyna padać…
napisz coś od siebie