JADYMY Rower nie nadaje się do jazdy – szok pogięta tarcza przerzutek, no koleś miał kopa. Mam jeden bieg więc wracam do Rostowa nad Donem ponad czterdzieści kilometrów – dobrze, że płasko. Odwiedzam jeden z warsztatów, ale ci rozkładają ręce brak części zamiennych, dopiero od taksówkarzy dowiaduję się, że jest sklep z warsztatem.
Rower zabrali do mechanika. Sklep ogromny jak na warunki rosyjskie, na parterze rowery na pierwszym piętrze części i akcesoria a w piwnicy warsztat. Okazało się, że trzeba wymienić dętki opony, łańcuch i właściwie wszystko. Zostaje rama i szprychy, siodełko aż mnie ciarki przechodzą bo ceny w sklepie jeszcze raz jak u nas.
Właściciel sklepu zabrał mnie na obiad z kilkoma znajomymi, opowiadam o północy i przygodach w Rosji. Śmiejemy się, ale mnie ciągle chodzi po głowie rachunek więc delikatnie mówię, że nie wiem czy starczy mi kasy na remont roweru. No co ty nie obrażaj nas to Rosjanin zrobił ci przykrość więc my mamy przyjemność naprawić to co inni zepsuli. W sklepie dostaję jeszcze zapasowe łatki dętki i jedną oponę.
Mobilizacja w mieście bo kto ma rower podjechał pod park, tam umówiono się że odprowadzą mnie na rogatki miasta, rewelacja kilkadziesiąt osób dzwoni dzwonkami i w takiej kawalkadzie jadę przez miasto, nie ukrywam radość jakiej nigdy nie zaznałem. Po przekroczeniu mostu na Donie zostaję sam.
Kolejny odcinek autostrady płatnej, ale nawet nie pytałem czy mogę i tak pięćdziesiąt kilometrów nowej drogi gdy mogłem odbić na mniej uczęszczany szlak. Na kolejnym odcinku budują toalety ale i tak to samo czyli ściana i za ścianą z czerwonej cegły dziura ot toaleta ale tłumaczą mi że taki sposób jest najlepszy oszczędzasz wodę i papier toaletowy, tu nie wersal więc musi pachnieć nie koniecznie perfumami.
Kilka kilometrów przed Morzem Czarnym kolejki samochodów w tumanie kurzu nie da się jechać więc ostatnie pięć prowadzę. Szok to mało, ciężarówki wbijają się i nie ważne że blacha trzeszczy, kłótnie kilka razy bitwa na pięści. Jest sklep z piwem więc browarek i kibicuję tym z samochodów osobowych bo słabsi, ale z pomocą się nie wyrywam.
Jestem na ulicy, która prowadzi do centrum Soczi, same osobowe droga zatkana na kilkadziesiąt kilometrów w jedną i drugą. Hej dołącz do nas słyszę z kempingu kiwają na widok mojej flagi. Przystanąłem przy bramie jednego z kempingów i poprosiłem o wodę – oczywiście ile zapragniesz dobrze schłodzonej. A ty Industraniec? zapytał właściciel kempingu tak jestem z Polski, i w odpowiedzi po cichu słyszę ja Gruzin tylko nie mów nikomu tu Gruzinów nie lubią.
Rower schowany do blaszanej budy, a mnie pokazano miejsce do rozbicia się pod ogromnym drzewem dający cień. Kemping z piętnaście metrów szeroki i od razu skarpa i w dół z trzydzieści metrów jak nic. Namiot blisko namiotu szczelnie wypełnia każdy metr. Za sąsiadów mam moskwiczan, na pytanie ile do Moskwy? a tak z 350 km czyli kilka tysięcy kilometrów by się rozbić dosłownie przy drodze.
Kurz i spaliny to dodatek za miejsce nad morzem. Tak jakby opłata klimatyczna w postaci obłoków dymu wydobywających się z rur wydechowych. A kategorie samochodów raczej z tej raczej bez katalizatorów. To jedyna droga do centrum Soczi więc dodatkowo kurz jak podczas urabiania skały w uskoku węglowym, więc jak na kopalni. Larmo czyli ryk silników, ale komu to przeszkadza są wakacje. Moi sąsiedzi poszczają muzę na cały regulator, a głośniki z mocą więc 1-0 dla tych co na wakacjach. Muzyka o barwie kaukaskiej więc dla żartu biorę nóż w zęby i zaczynam tańczyć na co podłączył się sąsiad i już zapraszają do stołu, nie było wyjścia jeden za Polskę drugi za Rosję. Do wieczora śpię jak noworodek. Dawaj na dyskotekę, widzę panie wyglądające jak by szły na bal sylwestrowy. Szok szpilki, złocenia, piersi wylewają się z dekoltowanych sukienek, plecy nagutkie kuszące. Wzdłuż drogi do miasteczka ruch nie maleje a tylko klaksony oszalały na widok pań. Dancing, dyskoteka zwał jak zwał panie od razu na podłogę z desek ruszają w bój zdejmują buty i już szaleją. Panowie statecznie jak na wiejskiej zabawie, zasiadają pod ścianami i na stół lądują butelki z procentami i w różnym zabarwieniu z przewagą siwego.
Ty polak coś ocipiał dawaj z nami do stołu, ja wolałem z paniami zatańczyć, kiwnęli na mnie ręką mówiąc że jestem stracony dla męskiej części. Jaką lubisz piosenkę? „Białe róże” i po chwili biorą mnie w kółeczko i słyszę tą piosenkę w wykonaniu Ały Pugaczowej. Koło północy męska część leżała już pokotem i wracam z kobietami, nikomu nie chce się spać więc siedzę do białego rana przy ognisku.
Plaż resortowych też nie brakowało a to wojskowa, policyjna, nauczycielska, górnicza. Większość domów wczasowych wysoko w górach więc na plaże można dostać się windami i tunelami ułatwiającymi dostęp do morza. Upały, pot litrami cieknie nie tylko mnie, ale i dziesiątką tysięcy kuracjuszy. Przed samym centrum budują tunele więc wyciągam aparat fotograficzny i robię zdjęcie słyszę, a w mordę chcesz nie wolno robić zdjęć! rób zdjęcia pięknych budynków ulic a tu nie masz czego szukać. Robię zdjęcia centrum pięknym cerkwią cały dzień biegam po mieście, wszyscy mówią że olimpiada jest w Adler tam jedz tam zobaczysz czary cuda budowane na olimpiadę. Piękna aleja szeroka obok dwa hotele światowej marki i nagle zaczyna uginać się asfalt, początkowo pomyślałem że nie zabrałem tabletki na błędnik i on szaleje gdy nagle zapadam się pod ziemię.
1 komentarz