Rowerek i wspinaczka w Austrii – część 1

JADYMY Dwa dni po moim powrocie z wyprawy rowerowej telefon „Hajer, jesteś? bo jest okazja jechać do Austrii na rowery i wspinaczkę taka prawdziwa na linach z ubezpieczeniem”. Mnie dwa razy nie mówić witaj kolejna przygodo

Martwię się, że nie mam sprzętu, ale Marian kolega co prowadzi, DOBRE SKLEPY ROWEROWE z Imielina zaopatruje mnie w sprzęt czyli, szelki raki, czekan, liny i co najważniejsze to buty, nie to że nie mam ale nie mam pojęcia jakie buty do raków więc mam but z demobilu armii Austrii maja z 30 lat. W domu próbuję je rozchodzić ale zapomnij w jeden dzień nic nie zrobisz. A w głowie jeszcze dociera głos ojca „pamiętaj synek najważniejsze są nogi”, wiedział co mówi bo był z Wermachtem pod Stalingradem później pod Berlinem ot chichot historii. Pakuję rower ten sam co miałem w Gruzji, czyli sprawdzona towarzyszka Matylda w podróży i 750 km jazdy do Ramzau miejsca na bazę wypadową.

Samochód mknie przez znajome miejsca robione rowerkiem kilka lat wcześniej, w samochodzie jeszcze syn Mariana Wojtek wiecznie uśmiechnięty student Politechniki Śląskiej. Po kilkunasty godzinach jesteśmy na miejscu. Bajkowe góry dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Gdy czekamy na resztę ekipy, która ma do nas dotrzeć z Niemiec, dochodzi do nas muzyka. To wesele, jak odmienne niż u nas. Pod kościołem goście w tradycyjnych tyrolkach czyli krótkie spodenki i kapelusz zielony z piórkiem na głowie. Lampki wina i piwo dla gości. Taka sielska atmosfera, kobiety całujące się na przywitanie, a panowie stukają się kuflami piwa a akordeonista zasuwa znane kawałki z filmów. Dorośli ale też dzieci w galotach na szelkach czyli hołzy tryglach, za bajtla takie się nosił0 ale nie pasowało mi więc często jak staruszkowie nie widzieli to zdejmowałem.

DSC00013 DSC00034 DSC00039 DSC00045 DSC00050 DSC00064

Muzyka wpada w ucho wiec nogi same rwą do tańca, gdybym był sam to już na weselu tańczę, ale jest nas dość trochę więc trudno się przytulić. Jest druga nasza część ekipy to Czesiu Thomas miłośnik motoryzacji i zawsze optymista nadający naszej wyprawie wesołych chwil i dowcipem i Peruwiańczyk, którego nazywali Pendecho. Ciekawa postać, też się wspina wiecznie się śmieje i mówi że nie ma problemu, bo fakt z ekipą nie może problemów być.

Pensjonat marzenie, w trzy osoby mamy do dyspozycji dwie sypialnie dwie toalety dużą kuchnie i za oknami szczyty gór z jednej strony a z drugiej cudowna zieleń pastwisk. Pierwszy dzień to szkolenie wspinaczkowe bo ja jedyny w ekipie jestem zielony. Zawieszono liny na poddaszu naszego budynku i ja w uprzęży szkoliłem się w technice wspinania. Tu muszę przyznać że Marian ma dużą cierpliwość, ale jak na pierwszą lekcję nie było źle, ja tylko dziwiłem się że aż tyle lin i sprzętu do zabrania na wspinaczkę.

DSC00072 DSC00075 DSC00084 DSC00090 DSC00097 DSC00109 DSC00122 DSC00130

Wypakowane rowerki i czas na sprawdzenie słynnych ścieżek rowerowych w Austrii. Bajeczne widoki, ścieżki dobrze oznakowane i bezpieczne więc radości co nie miara. Mamy karnet który dostaliśmy przy wykupie apartamentu więc pozwala nam to na korzystanie z atrakcji jakie dla turystów przygotowały władze.

DSC00210

Girlandy kwiatów zwisają dosłownie w każdym gospodarstwie, do tego stare narzędzia rolnicze w komponowane w domostwa wszystko bajkowe. Krowy pasące się na łąkach dodają urokowi tej dolinie i odpowiedni zapach taki sielski wiejski, ot kraina pachnącą mlekiem i kupą ale to wioski wiec tak ma być. Pniemy się w góry, kierunek stacja kolejki na Dachstein. Szlaban, ale my rowerami więc nie płacimy. Ostro pod górę i to nie jeden zakręt, być w Austrii i nie zaliczyć piwa no więc postój bardzo zasłużony. Atmosfera niesamowita bo z głośników muzyka i miła obsługa w tyrolskich ubiorach. Obok naszego domku była szkoła jazdy na paralotniach, aż kusiło by nauczyć się buszować w chmurach ale brak czasu jak i kasy, wiec pozostało w marzeniach ale warto choć przystanąć.

DSC00142 DSC00147

Czesiu najspokojniejszy w naszej ekipie – jest po wypadku i ma kostki poskręcane na śruby, ale nie marudzi że boli ale widzę że jeszcze rany się nie zagoiły.No trzeba nie lada samozaparcia by odważyć się na wspinaczkę. Marian ma urodziny więc wieczorem robimy grilla i stukamy kuflami pełnymi piwa, ot typowa męska wyprawa. Kolejny dzień to deszcz więc decydujemy się na basen i w ramach kompleksowej usługi pływamy i relaks a ja tylko ciągle myślę czy ja dam radę bo już mniej więcej trasę znam i obaw coraz więcej więc nie jako pogoda odwlekła to co i tak musi nastąpić, nie powiem ciekawość a za razem obawy czy dam radę ???

DSC00166 DSC00170 DSC00225 DSC00240 DSC00251 DSC00255 DSC00263 DSC00276

CDN

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

napisz coś od siebie

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj