Jak to w życiu bywa – po drodze ludzie się poznają, zakochują. Czech zakochany w Irlandce, maszerują razem już drugi tydzień: tempo mamy słabe, bo miłość nie zawsze idzie w parze z kilometrami – śmieją się. Pytam czy ta ich miłość to już na amen? Wzruszyli ramionami.
Ubrania przeciwdeszczowe naprawdę się przydają. Zajeżdżamy jeszcze do hipermarketów po worki foliowe na buty, bo suche nogi to podstawa podróżowania.
Trochę informacji o mieście na podstawie Wikipedii: Bilbao prawa miejskie nadane zostały w 1300 roku. Od XIX wieku znajdowało się tu centrum baskijskiego ruchu narodowego. W latach 1936-1937 stolica autonomicznej Republiki Baskijskiej, krwawo spacyfikowanej przez wojska gen. Francisco Franco.
Obecnie główny ośrodek gospodarczy i najważniejsze miasto regionu. Różnorodny przemysł; wydobycie i przetwórstwo rud żelaza i metali nieżelaznych, zakłady przemysłu maszynowego, chemicznego, przetwórstwa spożywczego, stocznia.
Ośrodek kulturalny i naukowy Kraju Basków (2 uniwersytety). Bilbao stara się przyciągnąć turystów, budując muzea (słynne Muzeum Guggenheima), sale wystawowe i koncertowe (Palacio Euskalduna), zagospodarowując dawne tereny przemysłowe i ściągając sławnych architektów.
Bilbao to czarujące miejsce na ziemi. Rzeka, góry, zabytki, morze i nowoczesność – wszystko to w jednym miejscu. Zabrakło mi gazu, więc śmigam po sklepie sportowym. Ma kilka pięter, zabiera sporo czasu i zadyszka murowana.
Pierwsza guma na trasie. Ale to z mojej winy – widziałem drut kolczasty, ale nie zareagowałem i jak ćma do ognia, prosto i centralnie. Kilka minut i po sprawie. Łatki mam bezklejowe: przykładam, pompuję i w dalszą drogę.
Ciąg dalszy nastąpi…
To dziewiętnasta część tekstu Hajerowe Santiago de Compostela. Jeśli pominąłeś poprzednie, znajdziesz je tutaj:
1 komentarz