JADYMY. URKAINA. Do granicy wiedzie grobla pod nazwą Port Kałka, stąd odpływają promy na Krym. Kolejka zje… duża, wszyscy karnie czekają na swoją kolej, bo puszczają po dwa samochody, zamykając szczelnie za sobą drzwi by nikt nie widział co się za kratą dzieje. Kupuję bilet. Ruscy poszczają mnie bez kontroli kilka ciepłych słów i o nic się nie pytają co wiozę, gdzie jadę. Do ekipy dotłoczyły się jeszcze dziewczyna i Rosjanie, dwóch z Moskwy jadą dokoła Krymu.
KERCZ. Ukraińcy puszczają Ruskich, a mnie na części pierwsze rozebrali. Wszystkie bagaże przez skaner i rower osobno, nie mieścił się więc osobno koła i co było robić. Bez sensu kilka godzin stracone, próbowałem się dowiedzieć czego szukacie, ale on tylko „paszoł w pizdu” tak i ja paszoł.
Nockę spędzam w szczerym polu przy wjeździe łapie kilka dziur więc musiałem pozaklejać. Poskładałem się i tą samą ścieżką wracam na drogę nabijając jeszcze z dziesięć dziur. Szlak mnie trafia, bo całe popołudnie nic tylko kleję dziury – to nauczka, w ziemi były kolce nieznanej mi rośliny. One będą towarzyszyć moim oponom cały Krym i dużą część Ukrainy.
Kolejny dzień to widok za Kerczem ogromny hangar, kiedyś produkowali tam poduszkowce dla arami ale jak Ukraina się od sojuza odłączyła to wszystko padło a narzędzia rozkradli słyszę od strażnika, ale tu są super plaże więc warto tu zatrzymać się na noc. I tak zrobiłem, omijam osiedle i zajechałem na strzeżona plażę za każdy samochód płacą, za rower proszę bardzo za darmo. Jak to zwykle skąd, dokąd, miłego wypoczynku… ot duperele. Na plaży poznaję bratnią mi duszę Igora lekarz z Kijowa ze swoją nową żoną na wakacjach.
Pytam jak z toaletą? no co ty tu takich net, ale jak wejdziesz do wody jest głęboko i dziesięć metrów dalej jest mierzeja, za nią wolno płynie rzeka w morzu więc zrobisz opiekanego i on płynie na stronę rosyjska więc swobodnie, nie krępuj się.
Wieczorem popijamy winko, rozmawiamy o Krymie do samego rana za bardzo nie wiem o co mu chodzi, ale tłumaczy mi, że sytuacja na Krymie jest skrajnie niebezpieczna, że coś musi pier…nąć… Chruszczow podarował Ukrainie Krym więc Ukraińcy tak jakby dostali psa w podarunku. Taką sabakę trzeba nakarmić przytuli dbać to ona się odwdzięczy a Ukraina dla Krymu nic nie robiła. Zobacz tu nie ma jak dojechać tu nikt nie inwestuje i tylko kasę z tego miejsca ciągną do Kijowa a tam wszystko i tak rozkradną szkoda gadać. Żeby było weselej prąd puszczają jak im się podoba, wodę jedną godzinę wieczorem, a są miejsca gdzie w kranie nie leciała od lat, więc ludzie się buntują, widzą że na Krym jadą bogaci Rosjanie, maja pieniądze, chcą je wydawać a tu nie ma gdzie wstyd to mało powiedziane, nic z tego nie rozumiem więc idę spać z mętlikiem w głowie.
Rano idziemy na zakupy i wykładu część dalsza, więc pytam ty Rosjanin czy Ukrainiec? zawsze za Ukraina, ale jak widzę że marnują potencjał to szlak mnie trafia. Na browara zaprosił nas inwestor, bolało go ucho więc lekarz Igor mu pomógł mamy bar do dyspozycji.
Typowy dresiarz z plikami banknotów w ręku dzieli na lewo na prawo, zarządza wydaje dyspozycje chce by było go widać wszędzie. Buduje kempingi te z klimatyzacją po 200e a te bez 120. Stoją kempingi na skraju morza na skarpie i tylko tyle, a co jeszcze tu będzie? jak to co to super miejsce, co jeszcze chcesz? piwo, wódka jest to jeszcze czego? – no tak, może i ja kiedyś tu zabiorę rodzinę, ale jak tu z Polski dojechać? – no tak drogi u nas płoche nijakie, ale kiedyś może zobaczymy. Ja życzę udanego biznesu i za życzenie gąsiorek wina i piwko ląduje na stodole.
Trudno się z takimi ludźmi rozstać więc tylko wymiana telefonu, adresu i dalej.
Radowało mnie to, że przede mną rosną góry bo jazda po płaskim to mordęga i trudno się jedzie. Jak są góry to wspinasz się i jazda w dół. I zaczęło się, w górę trudno a w dół jeszcze gorzej dziura na dziurze i slalom gigant to mało, ale co tam to tylko przygoda. Kempingi za fri, bo na dziko nikt nie goni. Większość to Rosjanie więc ugaszczają czym i jak mogą. Jednego spotykam pokazuje mi legitymację, miejsce urodzenia Legnica. Mieszkał tam kilka lat, jego ojciec był pułkownikiem w zaopatrzeniu, już nie żyje, był wojennym zwał jak zwał, ale tak na prawdę to zapijali się na śmierć, dla tego ja nie piję. Piątka dzieci, jest informatykiem w rosyjskiej firmie. I tak cała nocka z głowy bo historie sypał o Legnicy jak z rękawa więc jak w filmie Mała Moskwa. Żyliśmy jak pod szkłem wszystko było, ale ja mówi mój gospodarz byłem ciekaw co za tym murem czasami szli z mamą na zakupy na Polską stronę zawsze mieli szofera, a mama mówiła, że Polacy to dobrzy ludzie ale biedni, a bieda jeszcze u was taka jak była? uśmiechnąłem się mówiąc żeby do Polski zajechał tylko by szoku nie perzył tak się zmieniło. Odwiedzę bo na cmentarzu staruszek leży tu podał mi nazwisko jak będziesz zobacz czy tam ta mogiła stoi, obiecałem że jak tylko to dam znać.
I tak do Jałty przez wszystkie kurorty, w Jałcie spotykam rodaków, ale nikt nie wieży w moją podróż więc nie dyskutuję bo jak kogoś przekonać. Wyciągać mapy? zdjęcia pokaż? – bo kłamiesz. Wasz problem nie mój.
Mnie zależało na tym by zobaczyć paląc gdzie Polskę sprzedano. Po drodze spotykam czeską ekipę na motorach, oni mają bilet grupowy a kilku im odpadło po drodze więc z radością korzystam z oferty. Pałac carski tylko tyle, że z portretów widać trzech starców dzielący tort, mówię do Czechów tu nas Amerykanie sprzedali, jakiś ruski dołączył do rozmowy o prawda prawda, a ja na to oni nas sprzedali a wy nas kupiliście nie płacąc rubla, od razu odłączył.
Z mieszanym uczuciem jadę dalej w kierunku największej tajemnicy na morzu czarnym czyli sztolnie wykute w skale dla łodzi podwodnych.
Kolejny raz mijam winnice, fabryki koniaków i w końcu jest ten najtajniejszy, całe grupy w pogotowiu bo o dziesiątej rano otwierają. Kolejka jak do Wersalu, właściwie to mi przeszło, widzę schemat mapę tego kompleksu, kolejny raz pod ziemię oto to nie!
Oglądam miejsca gdzie maskowali wejście i wyjście do tych grot. To było bardziej interesujące niż sama sztolnia, pobudowali jakieś mury wyglądające na twierdzę z góry praktycznie nic nie widać, obecnie port zamieniono na klub jachtowy. No tu jest co oglądać, jachty z całej Ukrainy a i łodzie Ruskich oligarchów to wszystko z wielkim przepychem, złocenia, dużo służby taki ogony blichtr, ale dokoła syf malaria i korniki ale tym na łodzi nie przeszkadza…
Sewastopol ogromne miasto z pałacami, ogrodami, pomnikami i dziesiątki tysięcy turystów. Pod jednym z pomników robię zdjęcie fajnym dzieciakom, jak się na mnie jakaś starsza dziewica nie wydrze że jak to tak bez zezwolenia –no tak masz piękne dzieci odpowiadam, –to nie moje ja jestem guwernantka, -o taka śliczna guwernantka aż miło patrzeć tylko się zakochać a może razem zdjęcie? ja z polski. Od razu poprawia fryzurę, dzieci w kąt i zdjęcie z Hajerem gotowe. Ja podbijam atmosferę może kawkę?, -innym razem rodzice dzieci by się gniewali. Czym bliżej portu tym większy tłum z pamiątkami kramami, małpki na sznurku cukierki, słodka wata jak u nas. Kawa na deptaku to najlepsze miejsce na robienie fotografii twarzy, nikt się nie czepia więc stukam. Promem na drugą stronę, zakupy na drogę a był już wieczór więc jeszcze jeden litr wina półsłodkiego rozlanego do kartonu, ale zamiast herbaty doskonale poprawia humor i sen zapewniony.
Śpię nad rzeką, rano budzi mnie stado krów u wodopoju. Te niczego nie uszanują nawet namiot z zewnątrz obsmarowały, ale ja jeden a krów dziesiątki. Mijam sady z śliwami już dojrzałe, pytam czy mogę jedna skosztować?, – a bierz i całe drzewa, zobacz jaki ten sad gigantyczny. Za śliwami rozciąga się kolejny, tym razem winoroślą. Białe już dojrzałe, wygrzane w słońcu i ciemne czekające aż zaczną pękać te nadają się najlepiej na wino i rodzynki. Mam dzień lenistwa odwiedzam kilka sadów i winiarni więc nie ma się gdzie spieszyć tym bardziej ze wina mają swoja moc.
Kierunek Michalów, tracę orientację w drodze, jadę na skróty więc ląduję na jakimś dziwnym lotnisku. Z jednej strony kukuruźniki takie jakie widziałem w Sudanie do opylania pól a po drugiej gigantyczne hangary o niesamowitych kształtach i rozmiarach a to w kształcie wież i monstrualnych rozmiarach, robię kilka zdjęć i od razu ktoś ze straży się znalazł z pytaniem co robisz na co ci te zdjęcia. Odpowiadam, że przypadkowo się tu znalazłem. Nie ma info, że nie wolno fotografować więc też stukam, no dobra nic do ciebie nie mam choć do stróżowskim wypijemy herbatę z chęcią przystałem – wyciągam za razem winko by lepiej się gadało.
To zakłady remontowe kiedyś wszystkie samoloty z sojuza tu na przegląd przylatywały ale jak sojuza net to od tamtej pory zamknęli i samoloty stoją uziemione. Ludzie wytachali, ale w nowej części miasta oligarchowie pobudowali nowe hale i produkują silniki do wszystkich samolotów latających w Rosji nie tylko bo i Chiny kupują więc ludzie mają prace. A tu nie długo nawet ślad nie zostanie, bo tylko kadłuby zostały reszta sprzedana na złom, a co miało wartość to wywieziono, nockę spędzam na cmentarzysku gigantycznych antonowów i su i cholera wie co jeszcze.
Od Michałowa rozpoczynają się równiny. Pierwszy odcinek z osiemdziesiąt kilometrów to pustkowie, bezludzie. Wieczorem docieram do wioski, pytam w pierwszej chacie o namiot, nie w drugiej to samo. Na skraju wsi wyszedł facio i mówi a tu w ogrodzie rozbij ale sraj za płotem bo wychodka nie mam. Radość, więc rozbijam ale wychodzi pani gospodyni i pyta a ty kto?, -no Polak, a to pakuj się i paszoł w pizdu. Ani prośby nic nie pomaga głowa na dół i pakowanie.
Rozbijam się w starym kołchozie i znowu masa gum do łatania, te same kiełki przebijają gumę a ja mam już szpaltki czyli gumę wytartą.
Drugi odcinek już łatwiej. To ponad sto kilometrów pustkowia wiatr wieje w plecy i to silny od morza więc dosłownie czterdzieści na godzinę normalnie. Skręcam w kierunku Jam. Pola dawnych ziem Polskich, teraz ciągnie się tam granica z Nad Nadniestrzem i przechodzi w granicę z Mołdawią.
Znowu górki, rzeka graniczna czyściutka, mnóstwo ludzi z wędkami, biorą? zapytuje –ni hu.. najczęstsza odpowiedz, po drugiej stronie wojsko naddniestrzańskie. Ruscy pilnują i ci granatami ryby wyłowili a man te resztki a i tego już nie ma. Nocka nad rzeka, podchodzą ludziska i mówią bym się trochę w krzakach ulokował bo to teren nadgraniczny i wojsko będzie cię w nocy nachodzić, a chodzą często na rauszu. Tylko jeden patrol zawitał i zostawił mi z litr wina życząc dobrej nocy.
Podczas podróży przez Ukrainie zaliczyłem z dwa pogrzeby kilka wesel i jedną Polska parafię. Granica z Polską i docieram do Krakowa, tylna opona zrobiła. Dokładnie 12 364 km i tyle wynosiła moja trasa do tego doliczam Prom z Tallin- Helsinki, Port Kaukaz – Kercz. Pociąg 40 min za Moskwę i Kraków – Katowice i sto kilometrów autostopem za łatkami do najbliższego sklepu bo brakło. Kupiłem ze sto sztuk chińskiego badziewia i tak urozmaicałem sobie tą bajkową podróż klejeniem setek dziur.
Podziekowania
Firmie Velo
Dobry Sklep Rowerowy Kosowski -Imielin
Tomkowi Marczakowi
Kosowskiemu Marianowi i jego rodzinie
Tomkowi z Krosna
Reni Wołek -Radomsko
Klubowi w Gomunicach, ,Bogard,, Przemkowi
Roman Goledowski Warszawa
Polski Komitet Olimpijski
Basia Mateusz Cichy z Gremzdy Polskie
Andrzejowi Katarzynie Kapla z Sztabina
Linkim Kaniniauskas Litwa
Domantos Jakutis Litwa
Nikolaj Naumczyk Ryga
Kapelan środowisk polonijnych Krzysztof Kuryłowicz Ryga -Łotwa
Peter skala Czechy
Parnu Maakond Estonia
Kari Kadakka Finlandia
Dorota Warszczeniuk Polska
Marek Bogucki Norwegia
Rajan Chomar Tana Bru Norwegia
Aleksander Kangakuma Zielona Dąbrowa Rosja
Griciaruk Kuzma Murmańsk Rosja
Wszystkim napotkanym na mojej trasie za okazaną pomoc i serce w szczególności Rosjanom od których zaznałem tyle dobra i przyjaźni HAJER
6 komentarzy