Dziwne to wojsko – spotykam kompanię wojska wyglądają jak szweje, bez broni – co to za armia co nie ma broni? – a to rekruci słyszę od oficera oni swoje wystrzelali i broń została na poligonie po co nosić tam i z powrotem, – no tak odpowiedziałem po chwili namysłu. Maszerują, ja na Matyldzie spokojnie naciskam na pedały i śpiewam piosenkę -„witaj Zosieńko otwórz okienko na wschodnią stronę, daj dla ochłody łyk zimnej wody”. Spodobało się bo równo trzymają krok a ja za to mam zaproszenie na przysłowiową grochówkę więc nie odmawiam. Oficer pokazuje mi drogę przez kopalnie złota więc mnie nie trzeba namawiać ruszam po raz kolejny w góry.
Szeroka szutrowa droga początkowo delikatnie pnie się w górę, co dziwne mijają mnie polewaczki które obficie polewają tą szutrówkę, co kilka kilometrów ustawione rynny tak by dla polewaczek wody nie brakło, za każdym razem gdy mnie mijają wyłaniając strumień wody i naciskają na sygnał dźwiękowy by mnie pozdrowić. Ogromne ciężarówki z zaopatrzeniem dla kopalni złota i gdzie nie gdzie na zboczach gór bieleją jurty.
Słychać szum co jakiś czas wiec z ciekawością zaglądam do wąwozu a tam wodospady kaskady wodne spadające ogromne ilości wody w dół i tak po kilku godzinach ukazała sie dolinka płasko miło i tu zostaję na noc bo pięknie a i pomniki Gagarina ciekawe.
Namiot rozbijam obok jurty, czym zaskarbiłem sobie przychylność miejscowych. Panie -słyszę to ulubione miejsca Gagarina tu przyjeżdżał odpoczywać, a lubił płukać złoto a w tych górach jest tego do oporu. Kanadyjczycy zainwestowali w kopalnie złota i wydobywają w ciągu roku pięć do ośmiu ton złota, ale czy cię wpuszczą tego nie wiem, oni tam obcych nie bardzo wpuszczają ale spróbować warto, no i ciągle mlaskanie czy dam redę bo tam wysoko słyszę. Piękne widoki za każdym zakrętem, aż docieram do szlabanu. Dalej nie można słyszę trzeba mieć zezwolenie od władz kopalni. Do kopalni się nie wybieram jadę do Karakal przez góry więc jakie zezwolenie? Po godzinie przyjechał jakiś ważny i sprawdził mi paszport pomruczał i kazał zaczekać trwało to w nieskończoność więc chodzę po ruinach budynków byłych koszar wojsk radzieckich, kiedyś stacjonowali tutaj broniąc granicy z Chinami, teraz wiatr hula. E Polak a dasz rade? tam wysoko- dam odpowiadam zabieram paszport i dawaj w górę.
Na pierwszą przełęcz prowadzi szeroka szutrowa droga. Trzydzieści siedem serpentynowych zakrętów na każdym odpoczywam kilka minut – tu muszę powiedzieć, że puszczono mnie a ciężarówki formują się po kilka i ruszają w górę konwojem więc system wahadłowy raz w górę raz w dół, sucho ale kurzu nie ma, bo obficie leją wodą. Na wysokości trzy tysiące czterysta rozbijam namiot jak na jeden dzień to jest ok. W nocy wiatr wiał od lodowców więc obudził mnie chłód więc ubieram się na cebulę po mimo to zmarzłem. Lekko podgrzałem gazem bacząc by nie zasnąć jak w Rosji i pożar gotowy. Rano koło dziesiątej już cieplutko słoneczko przygrzewa i znowu kolejne pętle ostro w gorę tym razem w chmurze pyłu aż mi dech zapiera.
Wysiłek niesamowity, są odcinki że nie daję rady więc pcham Matyldę klnąc na los jaki sam sobie zgotowałem tym bardziej, że co jakiś czas mijają mnie konwoje ciężarówek zasłaniając widok i taki kurz jak na kopalni przy wydobyciu, nie widać na wyciągnięcie ręki. Późnym popołudniem dotarłem na kolejną przełęcz już czterysta metrów wyżej. Dalej nie można słyszę są roboty strzałowe. Trzęsienie ziemi to mało jak odpalili ładunki to ziemia się zatrzęsła a fala uderzeniowa w postaci podmuchu przyszła dopiero po chwili. Co prawda ja czasami jednorazowo strzelałem ładunkiem trzydzieści dwa kilo barbarytu, a tu słyszę odpalają tony dynamitu na raz.
Na przełęczy chce rozbić namiot, ale strażnik który reguluje ruchem samochodowym zaprasza mnie do swojej pakamery. Od razu na stole wódeczka słonina i ogórki, po co ty się tam pchasz? na teren kopalni cie nie wpuszczą a dalej rzeka i przez nią nie dasz rady rowerem bo głębina. Jedynie nad ranem możesz spróbować jak lodowce mniej wody oddają, ale to niebezpieczne. Jest jeszcze jedna stara wojenna droga prowadząca do granicy z Chinami ale tam dawno wszystko zarosło, pogranicznicy czasami jadą tą drogą ale ja ich nie widziałem kilka dni.
Nocka w cieple i w łóżeczku to daje siłę na dalszą drogę. Faktycznie dojechałem do skrzyżowania i dalej władze kopalni nie pozwalają trzeba mieć zezwolenie nie Kirgiskie a Kanadyjskie ci w praktyce takowego nie wydaja. Mknę bo płasko i faktycznie urosła przede mną rzeka i to szeroka, woda lodowata więc ciarki przechodzą, postanawiam zostać na noc i spróbować nad ranem przeprawić się przez nią.
napisz coś od siebie