Baltic Cup to jedyna międzynarodowa seria zawodów bikejoringowych. Poszczególne eliminacje rozgrywane są na Litwie, Łotwie, w Rosji, Estonii i w Polsce. W zeszłym roku wygraliśmy klasyfikację generalną Baltic Cup. W tym roku będziemy walczyć o to, by powtórzyć ten wynik.
Pierwsza eliminacja Baltic Cup miała miejsce na Litwie, nieopodal Kowna nad Niemnem, w weekend majowy.
W piątek, dzień przed zawodami, zrobiłem objazd trasy zawodów – była dużo trudniejsza niż rok wcześniej. Było kilka niebezpiecznych zakrętów, dużo korzeni i nierówności, które wybijały z rytmu i powodowały wytracanie prędkości. Na szczęście mój rower Northtec, ważący ze sztywnym widelcem ok. 8,5kg, świetnie przyspiesza i po wyjściu z zakrętu lub po nierównościach pomaga mi odzyskać prędkość.
Dzień I
Przed startem rozgrzewka, dokładne chłodzenie Zoi, bo temperatura wynosiła ponad 10 stopni.
Odliczanie: 5, 4, 3, 2, 1… start! Bardzo szybko nabraliśmy prędkości. Ja czuję, że nie mam takiej dynamiki jak bym chciał, natomiast Zoja – rewelacja! Jest bardzo silna, biegnie dynamicznie, równo, czuję jak bardzo mi pomaga. Dystans niespełna 5 km pokonujemy w 8 min. 20 sek., ze średnią prędkością 34,5 km/h. Drugi – Tomas Naruskiewic z Litwy ma do nas 38 sekund straty. Jesteśmy najszybsi 🙂
Po starcie najpierw idę z Zoją na „rozchodzenie”, poję ją po biegu i sam jadę na rozjazd drogą ciągnącą się nad Niemnem. Delektując się pięknymi widokami zastanawiam się, co można zrobić, by jutro mieć lepszy czas.
Dzień II
Począwszy od godziny obudzenia się do momentu startu wszystko jest dokładnie zaplanowane. Zoi pojenie lub karmienie, spacer, chłodzenie, mój posiłek przedstartowy, rozgrzewka, nawodnienie organizmu, dojazd na miejsce startu – każda czynność ma określony czas, by na minutę przed startem stanąć na linii startu. Odliczanie i znów pędzimy 🙂 Znowu bezbłędny przejazd, kilka zakrętów przejechałem szybciej niż wczoraj. Mamy czas o 4 sekundy lepszy niż wczoraj! 🙂 Jest progres – to najważniejsze. Nasz główny przeciwnik pojechał 13 sekund wolniej niż wczoraj. WYGRALIŚMY! 🙂 Zoja biegła wspaniale, najważniejsze, że z każdym startem jest coraz mocniejsza.
Wracając z Litwy, chcąc wykorzystać majówkę, zatrzymaliśmy się nad Czarną Hańczą we Frąckach w „Starej Leśniczówce”. Dzień na odpoczynek, spacery z Zoją nad Hańczą i pod wieczór, gdy zrobiło się już dość zimno – trening z Zoją w uprzęży. Dla Zoi i dla mnie trening w nowej okolicy to okazja, której nie można przepuścić. Dowiedziałem się o ścieżce edukacyjnej „Śladem wilka” o długości ok. 7 km. Szlak oznaczony jest pomarańczową łapą wilka na drzewach. Zoja jest tak silna, że na początku treningu, nawet kiedy ja nie pedałuję, jedziemy około 30-35 km/h. Dlatego najpierw objeżdżam trasę sam, aby zobaczyć, czego się mogę spodziewać. Szlak jest piękny i ciekawy. Jedziemy z Zoją… pierwsza przeszkoda – zwalone drzewo, kawałek dalej piękne, zasnute mgłą leśne jezioro. Zoja biegnie jak nakręcona, nie ma czasu na podziwianie. Dalej szlak wije się leśnymi ścieżkami i drogami. Za chwilę widzę przed sobą, na naszej drodze, stado saren, kilkanaście sztuk, stoją do nas tyłem. Gwiżdżę by je spłoszyć – nic, krzyczę – nic. Zoja, ciesząc się, że jest się z kim pościgać, zdecydowanie przyspiesza. Wrzeszczę głośno, jak tylko mogę, sarny uciekają w las. Ufff. Zoja wiedziała, że sarny uciekły w prawo – zawsze w takich sytuacjach do końca treningu biegnie pobudzona dużo szybciej, jakby je goniła, ale biegnie po moich komendach. Po chwili skręcamy w single track wzdłuż Czarnej Hańczy. Wcale nie pedałując, ledwo mieszczę się między drzewami. Dojeżdżamy do obozowiska kajakarzy, spływających Hańczą. Szybki slalom pomiędzy kajakami, namiotami i ogniskiem, bo rozbili się na środku wąskiej ścieżki. Z jednego z namiotów wybiega jakiś pies, oburzony, że tak bezczelnie naruszyliśmy jego terytorium zaczyna nas gonić. Jest jednak za wolny i po chwili sobie odpuszcza. Dalej przejeżdżamy przez podwórko leśniczego. Nagle widzę przed sobą nisko wiszącą gałąź, jadę zbyt szybko by wyhamować, pokornie pochylam głowę i gałąź uderza mocno w mój nowy kask MET Sine Thesis. Nie myślę nawet, co by było, gdybym go nie miał. Dalej wzdłuż rzeki i dojeżdżamy do miejsca, z którego wyruszyliśmy. Koniec. Przez te kilkanaście minut wydarzyło się więcej, niż przez cały dzień! Świetny trening.
Wracając z majówki wystartowałem w Białymstoku w Maratonie Kresowym. Po starcie ostrym odjechałem trochę samotnie, by po dziurawej i pełnej kałuż drodze widzieć, gdzie jadę i nie musieć się przepychać. Gdy jechaliśmy szeroką, równą drogą tempo było spokojne, jednak zawsze, gdy skręcaliśmy w las, grupa zachowywała się jak spuszczone charty – tempo rosło, były ciągłe skoki. Po około 1,5 godziny to szarpanie tak mnie zmęczyło, że puściłem pierwszą grupę, potem dość długo jechałem z dwoma Litwinami w strojach Astany. Jednak przed metą tak mnie odcięło, że dotoczyłem się na 16 pozycji open i 8 w elicie. Po wyścigu, jak trochę odpocząłem, zrobiłem Zoi trening w uprzęży – 2 rundy wokół stawów dojlidzkich 🙂
Bardzo udany „leniwy” weekend majowy.
napisz coś od siebie