Mówi się, że jazdy na rowerze nie zapomina się nigdy. Przeważnie jest tak, że pierwszy rower otrzymujemy będąc dziećmi i możemy na nim spędzać całe dnie. Nasz Gość – Pan Zbyszek Krzeszowiec – pamięta, że jazdy na rowerze uczył się mając niecałe 5 lat. Nie był to jednak rower dziecięcy, tylko taki duży – dorosły. Wtedy był jeszcze za mały, żeby swobodnie na nim jeździć więc wchodził pod górną rurę roweru i tak właśnie pokonywał pierwsze dystanse. Teraz, po ponad sześćdziesięciu latach, w tym po przeszło dwudziestoletniej przerwie, znów czynnie zaczął uprawiać kolarstwo, bo jak mówi bez roweru nie potrafi żyć.
Zbigniew Krzeszowiec – 62 lata. W latach ’70 zawodnik drużyny, w której jeździły legendy polskiego kolarstwa: dwukrotny drużynowy zwycięzca Wyścigu Pokoju w 1970 i w 1973 roku, drużynowy Mistrz Polski w 1971 roku, indywidualny Wicemistrz Polski z 1972 roku, w bogatej karierze Zbigniewa Krzeszowa naliczyliśmy 72 zwycięstwa w wyścigach w kraju i zagranicą;
Rok 2009 był szczególnie udany. Wygrane 3xMistrzostwa Polski Master (przełajowe, MTB – Kielce, górskie), Otwarte Mistrzostwa Europy oraz klasyfikacje generalne w swojej kategorii w maratonach Powerade MTB Marathon 2009 i Eska Fujifilm Bike Maraton 2009.
[Redakcja]: Sezon 2009 prawie już mamy za sobą. Jaki on był dla Pana? Może nam Pan powiedzieć gdzie Pan startował i jakie wyniki Pan osiągnął?
[Zbyszek Krzeszowiec]: W tym sezonie byłem obecny na 17 maratonach z czego 16 wygrałem. Niestety ten jeden – w Poznaniu przegrałem [gdy Zbyszek mówi „przegrałem” ma na myśli drugie miejsce – przyp. Red.], bo dzień wcześniej ścigałem się w Górskich Mistrzostwach Polski Masters, gdzie nota bene wygrałem. Przygotowania do tego startu były wyczerpujące, kosztowały mnie dużo wysiłku – broniłem bowiem zeszłorocznego tytułu.
Generalnie wybrałem dwie edycje maratonów Powerade MTB Marathon oraz Eska Fujifilm Bikemaraton. Zaczynamy więc dalsze wyliczenia. Sezon rozpocząłem wyścigami przełajowymi, potem późnym latem były Mistrzostwa Polski no i jeszcze Tatra Tour Mistrzostwa Europy Master. Trasa tego maratonu to 233km. Jest to bardzo długa trasa i bardzo wyczerpująca. Potrzebowałem ponad 6 godzin, żeby ją przejechać. Po tej imprezie były jeszcze dwa starty w maratonach typu uphill, czyli wyjazd na górę (dwa starty i dwie wygrane). Były jeszcze maratony XC – krótkie wyścigi na rowerach górskich w Rudzie Śląskiej i Orzeszu (dwa starty – dwie wygrane). No i oczywiście jeszcze był start w wyścigu Mostów k. Częstochowy. Jest to wyścig zaliczany do Pucharu Polski i wysoce ceniony wśród zawodników ścigających się na szosie. Startowałem również w Mistrzostwach Polski, na których zdobyłem trzy tytuły Mistrza Polski. To chyba wszystko, choć może w ciągu rozmowy coś jeszcze mi się przypomni.
[R]: Faktycznie sporo tego jest. Widać, że nie tylko maratony MTB Pan wybiera, ale również startuje Pan na szosie?
[Z.K.]: W tym sezonie jestem obecny w przeważającej części na maratonach MTB, rzadziej na maratonach szosowych. Dzieje się tak dlatego, iż w dużej mierze imprezy te pokrywają się ze sobą, a zdecydowałem, że ten sezon należy do MTB.
Dużo startuję, bo starty w maratonach, takie regularne, cotygodniowe dają więcej niż same treningi. Im więcej się startuje tym łatwiej utrzymać formę, bo starty lepiej odzwierciedlają to, jaką się ma kondycję.
[R]: Jak zatem wyglądają Pana przygotowania przed maratonami?
[Z.K.]: Na każdy maraton jadę z myślą o wygranej. Innymi słowy – ścigam się po to, żeby wygrać. Treningi odbywam na rowerze szosowym, zaś ostatni trening przed maratonem MTB robię na rowerze górskim. Do wyścigów szosowych też trzeba się przygotować, ale inaczej, bo też na szosie jeździ się inaczej. Przede wszystkim jest czyściej, równiej no i szybciej. Kiedyś ścigałem się tylko na szosie, ale to były zupełnie inne czasy. Wtedy, w latach siedemdziesiątych, nie było jeszcze rowerów górskich.
[R]: A w swoich treningach używa Pan trenażerów, jak wyglądają Pana treningi?
[Z.K.]: Nie trenują na trenażerach, ale wiem że wszyscy inny tak robią. Ja mam ten komfort, że mam dużo czasu, więc nie muszą korzystać z tych urządzeń. Przynajmniej co drugi dzień muszę mieć trening, wyjść na świeże powietrze. Treningi są dla mnie jak narkotyk, uzależnienie. Po prostu źle się czuję, jak nie mam kontaktu z rowerem i nie mogę przeprowadzić treningu. Jednorazowo przejeżdżam około 50 kilometrów, moim zdaniem krótszy trening nie ma sensu.
Do mistrzostw w Popradzie przygotowywałem się przez 3 tygodnie, codziennie zwiększając dystans przejechanych kilometrów. Dystans na treningach dostosowuję do trasy maratonu, do którego się przygotowuję. Wyścigi MTB dają siłę i wytrwałość. Nie ma tutaj rytmu i szybkości. Te cechy wyrabia się ćwicząc na szosie.
[R]: Z którego zwycięstwa czerpie Pan największą satysfakcję?
[Z.K.]: Hmmmm…. Trudno tak wybrać jedną imprezę. Chyba największą satysfakcję mam
z Mistrzostw Europy. Ale jak tak wracam pamięcią do pozostałych startów to mogę jeszcze dodać, że trzy zwycięstwa w Mistrzostwach Polski też są dla mnie ważne. Choć ze zwycięstwa w generlace u Grabka i Golonki też jestem bardzo zadowolony. Hehehe, no i wyszło na to, że każdy start jest dla mnie satysfakcjonujący.
[R]: W takim razie, który start zalicza Pan do tych najtrudniejszych, najbardziej wymagających?
[Z.K.]: Najtrudniejszym wyścigiem to chyba były jednak Mistrzostwa Europy w Popradzie. Było trudno ze względu na długi dystans (233km) oraz teren, w którym te Mistrzostwa się odbywały. Potrzebowałem aż 6,5godziny aby tę trasę przejechać – i wygrać. Trasa wiedzie po trudnym górzystym terenie a oprócz tego w wyścigu tym pojawiła się duża konkurencja. Cały czas musiałem być bardzo skoncentrowany. Jak widać jest to bardzo trudny wyścig i bardzo energochłonny.
Maratony Grzegorza Golonki to również trudne starty. Kiedyś usłyszałem od niego, że rower górski został stworzony po to, by jeździć nim w terenie górskim. Zapewne dlatego trasa maratonu zawsze obejmuje duże podjazdy i przewyższenia.
[R]: Jak wyglądała Pana taktyka na ten sezon?
[Z.K.]: Tak prawdę powiedziawszy nie miałem ustalonej, przemyślanej taktyki. Do sezonu przygotowywałem się tak jak w zeszłym roku, czyli treningi zarówno na rowerze szosowym jak i MTB. Z tą różnicą, że w grudniu byłem na zgrupowaniu na Wyspach Kanaryjskich. Zupełnie inny klimat, ciepło. W 16 dni zrobiłem 1000 km na rowerze szosowym. Po powrocie do kraju czekała już odmienna aura, było zimno, warunki były ciężkie. Jednak ten wyjazd przyniósł efekty w skali całego sezonu.
[R]: Który maraton się Panu najlepiej jechało?
[Z.K.]: Wszystkie maratony są dobre jak się je wygrywa. Chociaż w sumie ten w Poznaniu, gdzie nie wygrałem też był dobry. Jednak największym sentymentem darzę maratony krakowskie. Są to szybkie maratony, z wieloma krótkimi podjazdami, co bardzo mi odpowiada. Na przejechanie maratonu 70 km potrzebne jest od 2 do 3 godzin. Może dlatego tak lubię te trasy bo wiem, że jak jest podjazd to i będzie zjazd. To taka gra samego ze sobą, dobrze ona robi psychice.
[R]: Większość startów ma Pan już za sobą, jakie są Pana przemyślenia po sezonie?
[Z.K.]: W chwili obecnej staram się roztrenować. Do końca sezonu zostało już mało startów. Treningi planuję tak, aby łagodnie zejść do niskiego pułapu. Każdego roku listopad to taki miesiąc, kiedy odpoczywam od roweru, nie trenuję zupełnie. Zaś w grudniu, powoli zaczynam się przygotowywać do kolejnego sezonu. W grudniu są organizowane wyścigi przełajowe, jednak ja mało takich startów zaliczyłem.
[R]: Naliczyliśmy 28 startów w tym 25 zwycięstw! Jak to się dzieje, że tak często jest Pan pierwszy?
[Z.K.]: Tak jak wspominałem wcześniej, jadę z myślą, żeby wygrać. Wkładam tyle siły i energii w każdy start, że muszę wygrać. Oprócz mojej determinacji nieoceniony jest dobry sprzęt, no i oczywiście odpowiednio do każdego maratonu przygotowany sprzęt. Nie myśli się o przegranej. Jednak trzeba szanować konkurentów mieć w sobie trochę pokory. To, że z kimś wygrałem 10 razy nie znaczy, że za 11 razem też wygram. Może przecież przyjść taki czas, że przeciwnik, z którym tyle razy wygrywałem w tym kolejnym wyścigu ze mną wygra. Moim plusem jest to, że prowadzę w klasyfikacji i zawsze startuję z pierwszych sektorów, tam gdzie są najmocniejsi. Daje mi to możliwość jazdy z najlepszymi, a chociaż 5 km jazdy z najlepszymi daje przewagę.
[R]: Jak to się stało, że znowu zaczął Pan jeździć na rowerze i to jeszcze na dodatek z takimi pięknymi wynikami.
[Z.K.]: Do roweru wróciłem po przeszło 20 latach. Skończyłem się ścigać w latach osiemdziesiątych.
Z czasów czynnego uprawiania kolarstwa zostały mi ambicja, predyspozycje, ale i umiejętność wygrywania. Bo to wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe. Często obserwuje moich rywali, którzy są mocniejsi ode mnie, ale przegrywają ze mną. Dzieje się tak, bo nie potrafią wygrywać, tego trzeba się nauczyć. A dlaczego wróciłem do kolarstwa? Odpowiedź jest prosta, po prostu połknąłem bakcyla dawno temu i już bez roweru nie potrafię żyć:)
[R]: Rozmowę z Panem przeczyta zapewne sporo młodych ludzi. Jakie miałby Pan sugestie dla młodych maratończyków?
[Z.K.]: Zachęcam młodych do wyjścia z domu, do oderwania się od komputera. Polecam ruch na świeżym powietrzu, a zwłaszcza wycieczki rowerowe. Po kilkukrotnym wypadzie na rower połyka się bakcyla. Podczas maratonów widzę, że wielu ludzi, którzy maratony traktują, jako rozrywkę dla całej rodziny. Wszyscy razem spędzają czas na wspólnym rowerowaniu.
A tym, którzy już więcej jeżdżą na rowerach polecam starty w maratonach. Początkowo w tych krótkich, potem coraz dłuższych i trudniejszych.
Aby przejechać maraton trzeba mieć kondycję, umieć znaleźć się w grupie, co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe. Pomagają w tym ćwiczenia na polnych drogach, leśnych traktach. Jazda takimi drogami i omijanie przeszkód w postaci wystających pni drzew wyrabia w człowieku refleks, a to procentuje podczas maratonów. Podczas treningów na szosie tego typu atrakcji nie ma. Droga jest równa, bez przeszkód.
Moja żona też polubiła jazdę na rowerze. Nie jeździmy jednak razem, bo żona, hmmm jakby to powiedzieć, po prostu za wolno jeździ. Najczęściej jest tak: jak już razem gdzieś jedziemy rowerem, to wybieramy trasę i w pewnym jej punkcie się spotykamy. A każdy jedzie swoim tempem.
[R]: A zdarzają się takie chwile, że ma Pan dosyć i mówi sobie, że koniec – dalej Pan nie jedzie, że kolejny podjazd to już za dużo jak dla Pana?
[Z.K.]: Chwilowe załamania zdarzają się oczywiście. Ale jednak jak widzę, że wszyscy jadą, to czemu ja miałbym przestać? I jadę dalej. Takie chwile słabości każdemu sportowcowi się zdarzają, nawet tym najlepszym. To jest taka walka samego ze sobą, która sprawia, że jedzie się dalej i wygrywa.
[R]: A plany na przyszły sezon? Będzie powtórka z tego sezonu, jak Pan myśli?
[Z.K.]: Chciałbym powtórzyć to, co osiągnąłem w tym roku. MTB daje siłę i wytrzymałość. Nie chciałbym porzucać maratonów MTB. Jest to też dobra podbudówka pod szosę. Jestem bardzo zadowolony, że w tym sezonie jeździłem pod opieką Dobre Sklepy Rowerowe, które wyposażyły mnie w dobry sprzęt, bez tego sprzętu nie byłoby jazdy i tylu moich zwycięstw.
Podsumowując, był to jeden z najlepszych sezonów. Wygrałem tyle zawodów, ile nie wygrałem będąc czynnym zawodnikiem, w latach siedemdziesiątych. W sumie wygrałem 25 imprez, odnotowałem 3 przegrane. Wszystkie te wygrane w dużej mierze są dzięki sprzętowi, który otrzymałem od Dobre Sklepy Rowerowe.
[R]: Jak to się stało, że jeździ Pan w barwach Dobre Sklepy Rowerowe?
[Z.K.]: Przed sezonem nie wiedziałem czy będę mieć kogoś, kto mnie wesprze. Dobre Sklepy Rowerowe umożliwiły mi dobry sprzęt na cały sezon. Otrzymałem rower Author Egoist – na maratony MTB oraz karbonową ramę Author CA5500 – na wyścigi szosowe. Pozostały otrzymany sprzęt w postaci m.in. kasku MET i butów SIDI również okazał się niezawodny. Dzięki temu wyposażeniu przejeździłem cały sezon bez defektów. W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować, za sprzęt, który dał mi komfort psychiczny i to dzięki niemu mogłem dać z siebie wszystko i wygrywać. Na tym sprzęcie jeździło się inaczej niż na własnym. Dobre Sklepy Rowerowe dały mi wyposażenie i nie musiałem się o nic martwić. Swoją uwagę w pełni mogłem skupić na startach w maratonach. To jest olbrzymi luz psychiczny, gdy wiadomo, że przez cały sezon ma się takie wsparcie. Cały sezon towarzyszyła mi myśl, że jeżeli dostałem sprzęt, to teraz muszę na niego zapracować, odwdzięczyć się zwycięstwami.
[R]: Dlaczego wybrał Pan rower a nie bieganie na przykład? Oba sporty wymagają dużej kondycji
i samozaparcia do treningów.
[Z.K.]: Bałbym się biegać. Bałbym się, że za bardzo będzie to obciążało moje stawy. Wybór roweru to decyzja podjęta na całe życie. To jak małżeństwo. Kocham rower i nie wyobrażam sobie życia bez niego. To tak jak z żoną…
[R]: Ostatnio wiele się o tym mówi. Rozpętała się polemika na temat tego czy jeździć w kasku czy bez. Co Pan na ten temat sądzi?
[Z.K.]: Na każdych zawodach mam założony kask. Nie wyobrażam sobie startu beż METa na głowie.
W sumie może odpowiem tak: na zawodach w Istebnej, kask uratował mi życie. Nie zauważyłem wystającego pnia i wywróciłem się. Upadłem tak niefortunnie, że uderzyłem głową o ten pień. Aż nie chce myśleć o tym, co by się stało, gdybym był bez kasku.
Więc z tego miejsca apel do młodych rowerzystów: Kask to nie obciach, nie czuć, że ma się go na głowie, a może uratować życie.
[R]: A o czym Pan marzył, a czego nie udało się Panu osiągnąć w karierze sportowej?
[Z.K.]: Wyścig Pokoju to największe marzenie każdego kolarza w czasach, gdy byłem czynnym zawodnikiem. Wszyscy kolarze chcieli wziąć udział w tej imprezie. My w drużynie wygraliśmy go 3 razy. Wtedy to była bardzo prestiżowa impreza, nawet bardziej prestiżowa niż Mistrzostwa Świata Teraz moje marzenia są bardziej adekwatne do mojego wieku, ale pozwólcie, że nie będę ich Wam zdradzał [śmiech].
Bardzo dziękujemy za rozmowę i życzymy udanego treningu.
napisz coś od siebie