Wiele osób myśli, że zakup pomiaru mocy uczyni z nich bardzo szybko wielkich mistrzów. Nawet, jeśli jest w tym ziarenko prawdy, to będzie to wymagać dużo więcej wyrzeczeń, cięższych treningów i pracy nad samym sobą. Pomiar mocy będzie jedynie narzędziem, które wskaże wam właściwą drogę….
Z Powertapem mam okazję trenować już od kilku tygodni. Przez ten czas mogliście poczytać o przeprowadzanych przeze mnie testach: terenowym i Conconiego. Wielu mogło by się zapytać co przez ten czas zmieniło się w moich treningach? Niestety, koniec sezonu nie jest najlepszą porą na wyciąganie tego typu wniosków, a wrzesień/październik nie najlepszą częścią roku do przeprowadzenia zbyt wielu mocnych treningów i interwałów. Nie zmienia to jednak faktu, że przejeżdżone z Powertapem kilometry pozwalają mi wyciągnąć kilka spostrzeżeń i wniosków.
1) Ekonomiczna jazda
Pomiaru mocy nie da się oszukać i bardzo dokładnie pokazuje kiedy dajemy z siebie zbyt dużo, a kiedy za mało. Pierwszą rzeczą jaką zauważy każdy amator jest nierównomierny rozkład mocy podczas jazdy. Wielu z nas nieświadomie pokonuje podjazdy grubo ponad progiem dając z siebie naprawdę wiele, a po dotarciu na szczyt rozpręża się i luźno kręci dół. Jako, że kluczem do jak najbardziej ekonomicznej jazdy jest równomierne rozłożenie sił i tempa, to trenując z Powetapem szybko przekonałem się, że podjazdy powinienem pokonywać wolniej, a zjazdy dużo szybciej i wkładając w nie niewiele mniej sił, niż podczas jazdy pod górę.
2) Wolniejsze zaczynanie podjazdów
Kolejną rzeczą, którą uświadomił mi Powertap jest równomierne pokonywanie podjazdów. Zawsze na początku długiego podjazdu stawałem mocno w pedały i przyśpieszałem. Potem następowało zwolnienie i redukcja biegów, aż do osiągnięcia optimum. Problem polega na tym, że rozpoczynając podjazd na poziomie 400-500wat dosyć szybko zakwaszałem mięśnie, przez co potem moje tempo jazdy pod górę spadało nawet do 250-260wat, mimo że wydawało mi się, że jadę naprawdę mocno. Złudne było wówczas również tętno, które jest jedynie odpowiedzią na wysiłek.
Odkąd widzę ile dokładnie mocy wkładam w pedałowanie pod górę bardzo łatwo mi ocenić na ile mogę sobie jeszcze pozwolić. Zaczynam podjazdy wolniej, ale utrzymuje stałe tempo przez cały czas wspinania się pod górę. Pozostawia mi to też pewną rezerwę sił na ewentualny atak, przyśpieszenie lub finisz na samy szczycie, nie mówiąc o tym, że zakwaszenie organizmu przebiega w sposób ciągły i kontrolowany.
Zwróćcie uwagę na dwa wykresy poniżej przedstawiające pokonywanie tego samego podjazdu podczas 2 różnych treningów. Pierwszy wykres przestawia moc generowaną (żółta linia) podczas jazdy ze stale wzrastającym obciążeniem. Widać na nim dokładnie jedno przyśpieszenie i maksymalny wysiłek na samym szczycie. Średnia moc całego podjazdu wyniosła 340 Wat.
Drugi wykres, przedstawia sytuację kiedy podjazd pokonywany był za szybko na początku. Dodatkowo niepotrzebnie zdecydowałem się na długą kontrę, która ostatecznie kosztowała mnie zbyt dużo sił. Średnia moc tego podjazdu wyniosła jedynie 320 Wat.
3) Utrzymywanie stałej mocy
Nie skłamie jeśli napiszę, że zawsze wydawało mi się, że jazda ze stałą mocą i jej utrzymanie jest stosunkowo łatwe. Problem w tym, że jadąc nawet na prostej drodze utrzymanie w ryzach chociażby 250wat wydaje się nie lada wyzwaniem. Wskazania na komputerku skaczą co chwila jak oszalałe nawet na 220 lub 280wat. Mimo, że może wydawać się to dziwne, to wytłumaczenie jest stosunkowo proste. Nawet będąc wprawionymi kolarzami, niemożliwe jest wkładanie w każde naciśnięcie na pedały tej samej mocy. Po pierwsze człowiek nie jest zaprogramowanym robotem, a po drugie droga po której jedziemy nie zawsze stawia idealnie ten sam opór. Sprawę poprawią odrobinę jazda na trenażerze, ale nawet w jej przypadku pozostaje dalej czynnik ludzki i moc skacze dalej, tyle że w dużo mniejszym zakresie.
4) Wyższa kadencja
Jazda z wyższą kadencją pozwala na lepsza i dokładniejszą aplikacje mocy. Pedałując wolniej w każdy ruch korbą konieczne jest wkładanie dużo większej siły, z której część jest czasem po prostu marnowana. Jak przekonaliście się w punkcie powyżej, nie zawsze związane jest to z dużą dokładnością, gdyż każde naciśnięcie na pedał nie jest sobie równe. Pedałując z wyższą kadencją dużo łatwiejsze staje się utrzymanie stałej mocy, bo chociaż w kręcenie wkładamy dalej nierównomierną siłę, to dzięki niewielkiej zmianie ilości obrotów korby jesteśmy w stanie precyzyjniej dawkować wkładaną w pedałowanie energię.
W tym miejscu warto wrócić do wykresów pokazanych powyżej. Podczas pierwszego pokonywania podjazdu moja średnia kadencja osiągnęła wartość około 95 obr/min, co dało moc 340wat. W przypadku drugiego pokonywania podjazdu kręciłem ze średnią kadencją około 80 obr/min, co w efekcie doprowadziło do uzyskania średniej mocy 320wat. Wniosek jeden – większa kadencja = bardziej ekonomiczna jazda, z mniejszymi stratami energii.
5) Moc-mocy nierówna
Na koniec mały mit, który udało mi się odkryć na własnej skórze. Wkładana w naciskanie na pedały moc, to tylko około 1/4 energii jaką wydatkuje się podczas jazdy na rowerze. Na co idzie pozostałe 3/4? Termoregulacja, procesy biochemiczne, czy utrzymywanie prawidłowej pozycji na rowerze to tylko część z nich. Warto o tym pamiętać w szczególności kiedy trenujecie w różnych częściach sezonu lub na trenażerze. Trenażer jest tutaj szczególnym przypadkiem, gdyż podczas treningu w zamkniętym pomieszczeniu dużo większą energię możemy zamienić na moc, niż ma to miejsce podczas jazdy na rowerze na zewnątrz.
Pamiętacie moje przygotowania do czasówki? Na trenażerze byłem w stanie kręcić interwały ze średnią mocą przekraczająca 320Wat,a w trakcie czasówki, mimo szczerych chęci moja średnia wyszła poniżej 310Wat. Powyżej przedstawiony jest wykres jednego (treningu) i drugiego wysiłku (czasówki).
10 komentarzy