Okres przed sezonem to nie tylko doskonała okazja na wszelkie zmiany sprzętowe, ale także popracowanie nad nasza pozycją na rowerze. Dodatkowo jeśli w trakcie ścigania poza walką z przeciwnikami musimy zmagać się także z towarzyszącymi naszej jeździe bólami pleców, ramion lub nóg, to tym bardziej powinniśmy skorzystać z fachowej pomocy i wiedzy. Miejscem, które może nam w tym przypadku pomóc, jest krakowskie studio Veloart, o którym miałem okazję pisać już w ubiegłym roku.
Swoją wyprawę do Krakowa rozpocząłem w lutowy chłodny poranek. Moja decyzja o bikefittingu podyktowana była nie tylko całkowicie nowym sprzętem na nadchodzący sezon (rama, mostek, kierownica, klamkomanetki i siodełko), ale także dolegliwościami z jakimi walczyłem od dłuższego czasu podczas ubiegłych lat. Otarcia pachwiny, bolące plecy czy nierównomierne pedałowanie lewą i prawą noga to chyba najważniejsze z nich. Poza rowerem zabrałem tez dodatkowy komplet siodełek San Marco, dostępnych do testowania podczas cyklu MTBMarathon, aby dobrać optymalne do mojej anatomii.
Moja wizyta rozpoczęła się od porannej kawy i krótkiej pogawędki na kolarskie tematy. Spore wrażenie zrobiły na mnie rowery zawodników stojących w studiu. Nie zawsze ma się okazję pooglądać i dotknąć rower, na których ściga się Maja Włoszczowska lub Marek Konwa. Tym samym, utwierdziło mnie to w przekonaniu, że oddaje zarówno mój sprzęt jak i siebie w ręce sprawdzonych fachowców.
Po krótkim odpoczynku po podróży pora była wziąć się do pracy. Na początek mały wywiad odnośnie stażu treningowego, planów startowych, a także głównych problemów , z którymi borykam się od pewnego czasu na rowerze. Nie bez znaczenia były także urazy z przeszłości i inne dyscypliny, które uprawiałem przez wiele lat – w moim przypadku tenis. Jarek (fizjoterapeuta) zapisywał wszystko skrzętnie pozostawiając swoje domysły póki co tylko dla siebie. Czas upłynął bardzo szybko i po naszej trwającej dobre 30 min rozmowie, zostałem poproszony o przebranie się kolarski strój.
Kolejnym punktem była ocena zakresu ruchów pod kątem późniejszej pozycji na rowerze. Krok po kroku zaczęły wychodzić moje niedociągnięcia i problemy, o których mowa była we wcześniejszym wywiadzie. Okazało się że jednostronny ból pleców w okolicach lędźwi wynika z przykurczu mięśni ciągnącego się praktycznie od stopy do samej szyi z po prawej stronie mojego ciała. Dodatkowo powoduje to pozorne skrócenie nogi, co może tłumaczyć moje problemy nierównomiernym naciskaniem na pedały i ocieraniem pachwiny z jednej strony. Rozmasowanie napiętych mięśni spowodowało, że nogi stały się jednakowe, jednak nie zmieniło to faktu, że problem pozostał.
Okazało się także, że mam spore braki jeśli chodzi o rozciągnięcie mięśni dwugłowych i pośladkowych. W moim przypadku było to o tyle ważne, że praca, którą powinny wykonywać, przekazywana była na pozostałe mięśnie w tym w dużej mierze ud i pleców, co jeszcze bardziej pogarszało całą sytuację. Jarek pokazał mi wstępny zestaw ćwiczeń i zalecił dalsza wizytę u fizjoterapeuty w moim mieście, Dawida Lorenca, który de facto współpracuje głównie z kolarzami.
Przyszła pora na rower. Zacząłem luźno kręcić na trenażerze, tak aby moja aktualna pozycja mogła zostać poddana wnikliwej ocenie. Wstępne oględziny wykazały coś, czego można się było spodziewać w trakcie zakończonego wcześniej rozciągania. Okazało się, że siedzę na rowerze skręcony w prawą stronę. Potwierdziło to także lekko przetarte siodełko, które nosiło wyraźne znamiona z lewej strony z przodu i prawej z tyłu. Skręcenie miednicy i pozorne skrócenie jednej nogi powodowało otarcia, z którymi borykałem się od dłuższego czasu. Kolejną sprawą, było zbyt nisko opuszczone siodełko, którego wysokość ustawiana była przeze mnie zawsze pod katem długości nóg. Zalecana przez wszystkie kalkulatory wysokość wydawała się lekko zaniżona. Tyle na pierwszy rzut oka, tym samym można było w końcu rozpocząć naszą pracę z systemem Retul.
Do głównych punktów mojego ciała przyczepione zostały czujniki, które miały odwzorować pracę jaką wykonuje na rowerze, w postaci modelu matematycznego w specjalnym programie komputerowym. Po ich podłączeniu ponownie rozpocząłem jazdę na trenażerze. Jarek dokładnie przyglądał się mojej pozycji i sprawdzał wszystkie parametry. Zmieniała się też zadawana moc trenażera, tak aby sprawdzić w jaki sposób wygląda ułożenie mojego ciała wraz ze zmieniającym się obciążeniem.
Pedałowałem dobre 15 min, kiedy przyszła pora na przerwę. Wtedy ja zająłem się obiadem, a Jarek analizą uzyskanych danych. Po chwili najedzony mogłem wysłuchać jego ustaleń. Po pierwsze konieczne okazało się zastosowanie podkładki pod lewy blok pedału, który wraz z wykonywanymi przeze mnie ćwiczeniami, miały odpowiednio naprostować mój sposób siedzenia na rowerze. Kolejną sprawą było podwyższenie siodełka o prawie 1 cm. Internetowe kalkulatory, który obliczały tą wartość w oparciu o długość nogi okazały się w pewnym sensie błędne i dopiero dokładna analiza mojej pozycji pozwoliła odpowiednio dobrać tą wartość. Siodełko zostało, także przesunięte o ponad 1 cm do przodu. Po ponownym wskoczeniu na rower przyszła pora na kierownicę i mostek. Okazało się, że ich długość jest odpowiednia, jeśli myślę o jeździe po górach, jednak w przypadku sprintów wskazane byłoby zastosowanie dłuższego mostka. Mając jednak na względzie moje problemy z plecami, zadecydowaliśmy, aby pozostać przy pierwotnym ustawieniu, z mała korektą pochylenia klamkomanetek.
Gdy wszystko byłoby już gotowe, mogłem ponownie rozpocząć pedałowanie. Odczucia były znacznie inne od tych, które miałem wsiadając na początku dnia na rower. Inne ustawienia siodła dawało wrażenie lepszego rozłożenia sił działających na nogi. Dodatkowo dzięki kompensującej podkładce i lekkim masażu siedziało mi się odrobinę wygodniej. Sprawdzenie parametrów wykazało, że wszystko jest w porządku.
Kolejnym elementem, było nagranie mojej sylwetki z przodu. Miało ono wykazać czy podczas pedałowania, moje nogi znajdują się w jednej linii i czy któreś z kolan nie ucieka na boki. Dużą pomocą było tutaj odtworzenie powiększonego filmu w zwolnionym tempie na specjalnie przygotowanej siatce graficznej na ekranie komputera. Na szczęście w tej materii moja pozycja była prawidłowa i nie było żadnych uchybień.
Ostatnim punktem wizyty było testowanie siodełek. Do wyboru miałem ze sobą aż 4 modele. Obecne Selle Italia SLR i 3 modele San Marco: Concor, Zoncolan i Mantra. Ta sama mata tensoryczna, która wcześniej pomogła w określeniu mojego ułożenia na rowerze, teraz miała posłużyć w wyborze odpowiedniego siedziska. Przy mocno umięśnionych udach i sprinterskiej budowie ciała dość szybko grono zawężone zostało do Zoncolana i Concora. Mając na względzie anatomiczna budowę i bardziej odpowiadający mi kształt wybrałem San Marco Concor, legendarne siodełko, o którym miałem okazje pisać już jakiś czas temu.
Wybór siodełka zakończył fitting i powoli moja wizyta zaczęła dobiegać końca. Pozostały czas poświęciliśmy na podsumowanie i skontaktowanie mnie z fizjoterapeutą, do którego miałem udać się już w następnym tygodniu. Jarek jeszcze raz przypomniał mi o ćwiczeniach i przekazał wydruk z pełnym odwzorowaniem pozycji w liczbach. Przydatna rzecz, kiedy przyjdzie mi zmieniać cokolwiek w rowerze. Była też okazja na krótką rozmowę z Darkiem (mechanikiem) na temat stanu mojego sprzętu. Zasugerował co nadawałoby się do wymiany i regulacji, a także wymieniliśmy kilka uwag na temat samego roweru i przyszłych zakupów.
Podsumowanie
Jak mogłem się spodziewać, wizyta w studiu Veloart okazała się bardzo owocna. Nie tylko udało dobrać się odpowiednią ustawienia, ale także uwidocznić moje największe problemy i określić ich przyczyny. Warto zaznaczyć, że dążenie do odpowiedniej pozycji jest procesem długotrwałym, co w studiu było podkreślane na każdym kroku. Jeśli całość byłaby taka prosta, to zawodowcy nie współpracowaliby regularnie z fizjoterapeutami i masażystami. Tym samym jeśli, ktoś myśli, że samo zmienienie ustawień poprawi jego wyniki to poniekąd jest w błędzie. Konieczne są ćwiczenia i stosowanie się do odpowiednich zaleceń, tak aby nasze ciało zaadoptowało się do nowych warunków i ułożenia. Warto również rozważyć ponowną wizytę po pewnym czasie, aby utwierdzić się w przekonaniu, że ćwiczenia, które wykonujemy poprawiają sytuację, a nie odwrotnie.
Na koniec dygresja związana z moja osobą i mała przestroga, dla wszystkich tych, którzy samodzielnie dobierają zestawy ćwiczeń rozciągających lub siłowych. Każdy z nas jest inny i jak, może się okazać aplikowane ćwiczenia, zalecane na większość kolarskich problemów, mogą nam bardziej zaszkodzić niż pomóc. W moim przypadku sporą pomocą okazała się dodatkowa wizyta u Dawida Lorenca, który pracował już z niejednym kolarzem , ale to już temat na osobną opowieść:)
napisz coś od siebie