Dwie rowerzystki, dwa treki, pełne sakwy. Trzy miesiące, 4200 km w drodze, w tym – 3511 km wzdłuż granicy Polski. A po drodze – godziny warsztatów, rozmów, spotkań. Ten bilans dotyczy Rowerowego Domu Kultury – projektu realizowanego przez Ulę Ziober i Zuzę Kubiak ze Stowarzyszenia Zielona Grupa w Poznaniu. Tematem przewodnim ich przedsięwzięcia, obok edukacji kulturowej i rowerów, były Granice i ich pokonywanie, nie tylko pod względem logistycznym czy terytorialnym, ale też kulturowym i społecznym. W trakcie działań z dziećmi Ula z Zuzą opowiadały historię uciekającego przed wojną kota Kunkushu i jego trudnej podróży. Potem był czas na wspólne rozmowy o tym, czym jest dom, co się dzieje, gdy trzeba go opuścić i jak można pomóc ludziom znajdującym się w w takiej sytuacji. Zapoznawały tym samym małych uczestników z historiami i losami emigrantów, oswajając z tym, co nieznane, a ważne i poruszające. Wszystko to odbyło się przy pomocy niewielkich środków, zgromadzonych na portalu crowdfundingowym. I choć nie zawsze było łatwo, determinacja obu pań sprawiła, że powstał projekt ważny i naprawdę godny uwagi.
Z Ulą po raz pierwszy spotkałyśmy się w trakcie edukacyjnej Lubuskiej Giełdy Dobrych Praktyk w Nowej Soli, gdzie prezentowała swój projekt. Już wtedy pomysł zrobił na mnie wrażenie. Wiedziałam, że za jakiś czas porozmawiam z nią ponownie by opowiedzieć Wam o nim tu, na Blogu Rowerowym. Poniżej – efekt naszej rozmowy, nie tylko o samym projekcie, ale też o innych rowerowych wyprawach, od których wszystko się zaczęło.
Ideę mobilnego domu kultury można było zrealizować na różne sposoby – dlaczego akurat rower? 🙂 Czy na co dzień dużo jeździcie?
Rower stał się dla mnie naturalnym wyborem po Rowerowym Jamboree, w którym obie z Zuzą wzięłyśmy udział. Byłyśmy razem na etapie IV przez Turcję, Irak i Iran, a ja później pojechałam jeszcze w etapie VII przez Tadżykistan i Kirgistan. To była niesamowita przygoda, która wywróciła mój świat do góry nogami. Kiedyś dużo podróżowałam, ale w pewnym momencie zatrzymałam się. Myślałam, że czas już na „normalne” życie. Ale natury nie oszukasz:) Jak już raz wsiadłam na rower, to nie mogłam się z nim tak szybko rozstać. Jest też jeszcze jeden ważny powód dlaczego wybrałyśmy rowery (poza finansowym oczywiście, bo to też miało pewne znaczenie, gdyż nasz projekt był bardzo niskobudżetowy). Rower daje wolność, której nie ma się w innych środkach lokomocji. Można nim dotrzeć właściwie wszędzie. A dodatkowo rower, w jakiś magiczny sposób, zmniejsza dystans między nami, a ludźmi spotkanymi po drodze. A nam przecież najbardziej zależało właśnie na tych spotkaniach. Wyobraź sobie dwie dziewczyny na rowerach tak obładowanych bagażami, że ledwo mogłyśmy te rowery podnieść przy wsiadaniu z ziemi. Do tego np. deszcz albo droga pod górkę. Ludzie zagadywali nas z ciekawości, a czasem zwyczajnie dlatego, że było im nas żal. Wtedy zdecydowanie łatwiej nam było uprosić jakiś nocleg albo szklankę ciepłej herbaty, a to już był wstęp do dłuższej rozmowy, którą my mogłyśmy pokierować w stronę tematu „życia na granicy”.
Jak zrodził się pomysł na temat warsztatów?
Warsztaty były wypadkową wielu rzeczy. Po pierwsze w swoich wcześniejszych podróżach często korzystałam z gościnności i pomocy napotkanych ludzi, ale zazwyczaj nie miałam czym jej odwzajemnić. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że dość mam już podróżowania tylko dla siebie. Dość brania od innych. Chciałam też dać coś od siebie. Od kilku lat prowadzę stowarzyszenie, które zajmuje się głównie edukacją artystyczną i międzykulturową dzieci i młodzieży. Uwielbiam to robić, tak samo jak uwielbiam podróżować. Dlatego postanowiłam połączyć te dwie rzeczy. Wiedziałyśmy już, że chcemy objechać Polskę dookoła, bo zależało nam na tym, żeby zobaczyć ją po trochu z każdej strony. A mnie od dawna fascynował temat granicy jako miejsca styku narodów, kultur, języków, religii. Wiedziałam, że są to miejsca związane z bardzo trudną historią i chciałam się dowiedzieć, czy ten fakt ma jakiś wpływ na ludzi, którzy mieszkają tam dzisiaj. I dlatego spotkania z dorosłymi poświęciłam przeszłości, a spotkania z młodzieżą ich teraźniejszości. Dzieciom poświęciłam temat, który stał mi się szczególnie bliski m.in. przez podróż do irackiego Kurdystanu i to, co tam widziałam i czego doświadczyłam. Ale też przez atmosferę społeczną, z którą się zderzyłam w Polsce po swoim powrocie. Chodzi mianowicie o uchodźców, czyli ludzi, którzy również przekraczają granice. Rozmawiałam z dziećmi o tym kim są ci ludzie, dlaczego opuścili swoje domy i udali się w niebezpieczną podróż i dlaczego potrzebują naszej pomocy.
Co było najtrudniejsze, a co najfajniejsze w pozyskiwaniu środków za pośrednictwem portalu crowdfundingowego? Chciałabym żebyś opowiedziała tu trochę o plusach i minusach takiego finansowania i jego przebiegu.
Pomysł z crowdfundingiem pojawił się, gdy inne sposoby na pozyskanie funduszy zawiodły albo były niewystarczające. Nie miałyśmy w tym żadnego doświadczenia i dlatego nie wszystko poszło tak, jak byśmy tego sobie życzyły. Crowdfunding to wspaniały sposób nie tylko na pozyskanie pieniędzy, ale przede wszystkim ludzi, którzy będą nas wspierać w naszym działaniu, bo wierzą w to, co robimy. Najpierw jednak musimy się sporo napracować, żeby zdobyć to zaufanie. I to z pewnością było najtrudniejsze. Pieniądze na PolakPotrafi i innych tego typu platformach nie zbierają się same. Nie wystarczy opisać swojego projektu i przygotować filmu (co już i tak zajmuje sporo czasu). Zanim kampania ruszy musimy już mieć zbudowaną społeczność, która będzie nas wspierać i przede wszystkim puści w świat informacje o naszym projekcie. Ale nawet to nie wystarcza. Każdy dzień kampanii powinien być dobrze zaplanowany. To setki telefonów, maili i rozmów, które przeprowadzimy z naszymi potencjalnymi darczyńcami. Będą to nie tylko nasi znajomi, ale też zupełnie obcy ludzie. O naszym projekcie musimy wiedzieć wszystko: znać zarówno jego mocne jak i słabe strony, aby w razie konfrontacji umieć go bronić. I jednocześnie musimy być przygotowani także na odmowę. Gdy już uda nam się zebrać zadeklarowaną kwotę to po krótkim świętowaniu trzeba znowu zabrać się do pracy. Nie wolno nam zapomnieć ani na chwilę o naszych darczyńcach. Każdy z nich musi otrzymać nagrodę i podziękowanie. Jest to niezwykle istotne, gdyż w przyszłości być może znowu poprosimy tych samych ludzi o pomoc. Jeśli się na nas raz zawiodą, najprawdopodobniej nie wesprą nas już przy kolejnej okazji.
Crowdfunding nie ma jeszcze w Polsce takiej tradycji jak np. w Stanach Zjednoczonych, ale powoli się rozwija. Warto więc szukać i wspierać wartościowe projekty, nawet jeśli sami jeszcze nie spróbowaliśmy tej drogi z własnym.
Pytanie przygodowe: czy w trakcie Waszej trasy zdarzyło się coś, co szczególnie utkwiło Tobie/Wam w pamięci? Jeśli tak, co to było?
Takich momentów jest mnóstwo i trudno wybrać tylko jeden. Pod względem rowerowym i podróżniczym cała ta wyprawa była dla nas sporym wyzwaniem, również fizycznym. Okazało się, że podróż przez Polskę na początku kwietnia, gdy pada deszcz, czasem śnieg, a temperatury w nocy spadają prawie do zera nie jest wcale taka łatwa i przyjemna. Dodatkowo trasa, którą sobie wyznaczyłyśmy miała przebiegać jak najbliżej linii granicznej, co oznaczało, że niejednokrotnie były to polne albo leśne drogi, a nawet górskie szlaki (przygotowane co prawda dla rowerów, ale MTB, a nie takich jak nasze obładowane sakwami treki). Mimo tych trudnych momentów to, co najbardziej zapadło mi w pamięć to te chwile, które następowały później: zachód słońca na skarpie nad Odrą, szarlotka w schronisku na Przechybie, chleb i woda przyniesione nam do namiotu przez pograniczników na granicy z Białorusią, czy śniadanie w słoneczny poranek gdzieś w środku lasu albo na pustej plaży. No i oczywiście spotkania z ludźmi. Te oficjalne i te zupełnie przypadkowe. Każde z nich mogłoby by być oddzielną historią.
Czy zamierzacie kontynuować projekt w tej lub innej, podobnej formie? A może macie inne rowerowe plany na najbliższy czas?
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem zamierzam kontynuować projekt, ale w nieco innej formie. Rowerowy Dom Kultury pomógł mi przygotować pewną diagnozę. Jest wiele miejsc, w które chciałabym wrócić bardziej jako animator kultury niż podróżnik. Tym razem będą to na pewno dłuższe wizyty. W każdym z tych miejsc chciałabym spędzić co najmniej kilka dni prowadząc już działania bardzo mocno skierowane do konkretnej społeczności. Nadal jednak będą to warsztaty i spotkania zorganizowane wokół tematu granicy. Wiem już jednak, że zupełnie inaczej powinny wyglądać np. te na zachodzie, a zupełnie inaczej na wschodzie, bo to całkowicie różne warunki i potrzeby. W tym celu przygotowujemy już nasze „zaplecze techniczne”, czyli przyczepę kempingową, która wkrótce stanie się Mobilnym Centrum Kultury. Znajdzie się w niej miejsce m.in. na ciemnię fotograficzną, mobilną bibliotekę i kino plenerowe. A to dopiero początek naszych pomysłów.
Co do planów rowerowych to obie chcemy wziąć udział w kolejnej sztafecie Rowerowego Jamboree, która startuje już w maju 2017 roku i tym razem ruszy w podróż dookoła świata.
Więcej o projekcie Rowerowy Dom Kultury możecie się dowiedzieć na stronie rdk.zielonagrupa.pl oraz na Facebooku, a dokładniej – tutaj.
Zdjęcia udostępnione dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Zielona Grupa.
1 komentarz
Wspaniały pomysł 🙂 też planuje na przyszły rok coś podobnego, ale jeszcze nie mam doprecyzowanych planów