Włoskie wybrzeże budzi dość jednoznaczne skojarzenia – długie plaże, słońce, komfortowe warunki do przejechania pierwszych większych kilometrów w roku. Jak stereotypy miały się do rzeczywistości? Słońce pokazało wiele razy swe oblicze, natomiast nie udało się uniknąć dni, podczas których komfortowe warunki treningów zastąpiło poszerzanie strefy komfortu. Podczas odprawy firma Velo zaopatrzyła nas w ubiór kompleksowo, tak więc nawet w chłodniejsze dni nic nie stało na przeszkodzie realizowaniu kolejnych jednostek treningowych.
Po przyjeździe do Rimini, już pierwszy trening grupowy upewnił mnie, że po przerwie w startach w 2010 roku, pierwsze moje treningi w sezonie 2011 powinienem przeprowadzać z indywidualnym nastawieniem mając na uwadze spokojne wdrożenie się w rutynę treningową. Kolejne dni spędzałem na treningach wysiedzeniowych, podczas których udawałem się w mniej górzyste tereny roztaczające się na południe od Rimini. Treningi realizowane zaraz po przylocie do Rimini obejmowały opanowanie nawigacji wiążącej się z wyjazdem z miasta – czyli zapamiętanie układu przejazdów przez ronda i wyjazd na mieściny o dźwięcznych nazwach Coriano i Morciano. Ostatnia miejscowość okazała się dla mnie podstawowym punktem wypadowym do dalszych miejsc takich jak Tavoletto, czy Urbino. Darmowa mapka tras rowerowych, w którą można było się zaopatrzyć na recepcji stanowiła dla mnie bardzo pomocny przewodnik. Kilka razy malownicze trasy spowodowały, że na liczniku pojawiło się parę nadwymiarowych kilometrów. Zostały one skompensowane przez bezpieczny układ bloków treningowych, który przyjąłem: 2 dni treningu, 1 dzień odpoczynku.
W chłodniejsze dni włoscy kolarze mijani na treningach nieraz mieli założone specjalne chusty, które zabezpieczały przed napływem zimnego powietrza do płuc. Odpowiednia modyfikacja czapeczki Accenta – pozwoliła uzyskać podobne efekty („komin okrywający szyję i pozwalający zasłonić usta”). Patent jak najbardziej do zastosowania w chłodniejsze dni w naszym kraju.
Teraz o miejscówce.
Rimini to dość rozległe miasto. Mieszkając przy samym morzu w dzielnicy Bellariva wyjazd na peryferia wymagał przećwiczenia, jednak już po kilku wyjazdach – 15 minut wystarczyło, aby wydostać się na lokalne drogi o mniejszym natężeniu ruchu. Rejon wokół miasta jest bardzo urozmaicony jeśli chodzi o ukształtowanie terenu. Im dalej w głąb lądu, tym oczywiście większe górskie wyzwania. Jak wspominałem, podczas pierwszych treningów korzystałem z uproszczonej mapy, na której przedstawione były kolarskie standardy tras. Z ciekawości postanowiłem zakupić również dokładniejszą mapę. Ujawniła ona prawdziwe zatrzęsienie małych dróg lokalnych za pomocą których są połączone poukładane malowniczo na wzniesieniach wioski. Dopiero gęsta siatka dróg uzmysławia tysiące możliwości wyznaczenia tras – jednak z praktycznego punktu widzenia jest to temat na dłuższy urlop… lub powrót do Rimini.
Co utkwiło mi najbardziej w głowie ze zgrupowania?
Z pewnością malownicze przejazdy zboczami gór, trasy poprowadzone szczytami pośród otwartych górskich przestrzeni, przejazdy przez zabytkowe miasteczka. Warto również dodać, że mocno odczuwalny jest kolarski charakter regionu – na drogach w słoneczne dni można spotkać mnóstwo trenujących. Wyraźnie dało się odczuć, że kierowcy 4 kółek są również bardziej tolerancyjni dla rowerzystów niż ci, których możemy spotkać na naszych rodzimych drogach.
Z mojej strony chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom zgrupowania za sportową atmosferę. Wierzę, że wykłady i konsultacje, które przeprowadziłem pomogły w wprowadzeniu kilku zmian, które podniosą efektywność Waszych treningów. Słowa uznania należą się również Marcinowi Piecuchowi za organizację i dobre zaplecze logistyczne.
Pozdrawiam i byle do lata!
napisz coś od siebie