A więc zaczęło się, sezon maratonów można uznać za otwarty. Płaskie maratony takie jak ten inauguracyjny w Murowanej Goślinie to prawdziwe piekło. Pomimo braku długich podjazdów mamy do czynienia z bardzo wysokim tempem i trudnościami w postaci piachu, luźnych gałęzi oraz wiatru. Dla mnie osobiście pierwszy w tym sezonie start w maratonie nie był do końca szczęśliwy pomimo pudła, jakie udało się jednak wywalczyć.
Przed startem pojawiły się małe problemy żołądkowe, które skutecznie i sukcesywnie męczyły mnie przez większą część wyścigu. Pomimo jazdy w pierwszej grupie miałem spore problemy, aby w niej się utrzymać i kilkakrotnie niestety trzeba było się pożegnać z czołówką, czy to za sprawą wiatru czy piachu. Takie są niestety realia jazdy w ogonie grupy i każdy o tym wie, tylko czasami nie da się specjalnie na to zareagować. Ze wszystkich atutów tego dnia został mi jedynie charakter i to mnie tak naprawdę uratowało, bo uparcie za każdym razem udawało się jakoś „dospawać” do głównej grupy.
Na koniec zaliczyłem jeszcze przyzwoity finisz co pozwoliło zająć ostatecznie 7 miejsce OPEN (strata czasowa 21s) i 3 w kat. M3. Był to dla mnie jeden z cięższych wyścigów jakie jechałem i mam nadzieję, że taka sytuacja już nieprędko mnie spotka. Ale żeby nie było tak pesymistycznie to niesamowicie dobrze jest wrócić do ścigania i tej niepowtarzalnej atmosfery. Kolejna sprawą, o której warto wspomnieć na plus to sprzęt który działał bez zarzutów i myślę, że już na dobre oswoiłem się z moim Introvertem. Na koniec kilka zdjęć z Murowanej Gośliny i nie tylko 😉
napisz coś od siebie