Po prawie miesięcznej przerwie odbyła się kolejna edycja z cyklu GrandPrix MTB Euroregionu Silesia. Tym razem miejscem zmagań ponownie był Wodzisław Śląski . Po pierwszym starcie w tym miejscu miałem pewien niedosyt, a świadomość tego, że noga kręci się ostatnio całkiem dobrze wzrosła chęć zajęcia dobrego miejsca.
Na niedzielnych zawodach pojawiłem się szybciej niż dotychczas. Ładna pogoda i urokliwe miejsce rozgrywania wyścigu sprawiło, że chciałem bardziej wykorzystać dzień i nie podporządkować go tylko samej rywalizacji sportowej. Jak się okazało miało to też drugą stronę medalu, bo opóźniający się start elity zaplanowano dopiero na godzinę 13.00. Czasu było zatem sporo, więc na spokojnie przejechałem trasę, która tylko w początkowej fazie została lekko zmodyfikowana. Mogłoby się wydawać, że krótka pętla i 7 okrążeń sprawi, że rywalizacja będzie przyjemna i miła, ale wierzcie mi, że tak nie było. Poprowadzona po skarpach wokół niewielkiego jeziorka pętla naprawdę dawała w kość. Podjazdy był krótkie, ale bardzo sztywne, a zjazdy najeżone korzeniami, na których zalegała warstwa błota.
Jednak po ostatnich błotnych startach całość nie robiła na mnie wrażenia, gdyż jak wielokrotnie mogłem się przekonać, zarówno opony (Rampage 2,1), jak i amortyzowana rama (A-Ray) spisywały się w każdych warunkach równie świetnie. Na starcie jak zawsze nie pojawił się nikt przypadkowy, a zespoły takie jak MTB Silesia Rybnik, JBG 2 czy RMF FM Mountain Dew mówiły same za siebie i zapowiadały rywalizację na wysokim poziomie.
Moje morale i motywacja były bardzo wysokie, gdyż tak jak wspomniałem, chciałem poprawić wywalczone na pierwszej edycji 12 miejsce. Na starcie jednak zawiódł mnie trochę żołądek, któremu zbyt późno zjedzony banan i lekki stres najwyraźniej nie służył. Jeśli dodać jeszcze do tego małe problemy z wpięciem w pedały to już na samym początku straciłem do czołówki dobrych parę metrów. Zacząłem gonić, żeby pierwszy zjazd rozpocząć na jak najlepszej pozycji. Po części udało się to, jednak już kolejny błotny podjazd podzielił stawkę. Komu się udało to wjechał, a reszta z powodu lekkiego przyblokowania musiała zadowolić się pokonywaniem go na piechotę.
Trasę w Wodzisławiu można podzielić na 3 różniące się charakterystyką odcinki:
- początek – krótkie, strome zjazdy i podjazdy na skarpach
- środek – względnie płaski odcinek w lesie połączony z technicznym singlem, na którym prędkości nie są zawrotne, ale każdy uślizg koła na korzeniach powoduje utratę cennych sekund i wybicie z rytmu
- końcówka – kilka dłuższych podjazdów i zjazdów nie wymagających wielkich umiejętności technicznych (z wyjątkiem jednego) + zjazd i prosta do mety
Wracając do rywalizacji to zaraz po felernym podjeździe starałem się szybko wskoczyć na rower i wyprzedzić tak wielu zawodników jak będzie to możliwe. Wprawdzie późniejszy singiel w lesie temu nie sprzyjał, ale pod koniec rundy było już coraz lepiej. Problem w tym, że od momentu pierwszego minięcia linii mety nie dogoniłem do samego końca już nikogo. Mimo, że na tzw. mijankach widziałem zawodników z czołówki to ich przewaga była na tyle duża, że ciężko było myśleć o nawiązaniu walki o wyższą pozycję. Po 3 kolejnych okrążeniach pozbyłem się też całkowicie bólu brzucha i zacząłem kręcić w przyzwoitym rytmie. Wybijali mnie z niego tylko dublowani zawodnicy, których coraz częściej musiałem wyprzedzać.
Po 5 okrążeniach pojawiło się światełko w tunelu. Zacząłem dostrzegać na pojazdach sylwetkę zawodnika z JBG2 (Tomka Pierwochy), który jak mnie poinformowano, jechał około 20 sekund przede mną. Stwierdziłem, że warto wykorzystać nadarzającą się okazję i wstąpiły we mnie nowe siły. Skupiłem się maksymalnie, w szczególności na zjazdach, gdzie z pozoru niewielkie błędy na śliskich korzeniach kosztowały mnie sporo czasu. Dokładałem wszelkich starań, a mimo to dystans raz zwiększał się, a raz zmniejszał i ostatecznie w połowie ostatniej rundy stało się jasne , że nie zdołam go całkowicie zniwelować . Ostatnie chwile wyścigu potraktowałem już raczej rozjazdowo. Miałem na tyle dużą przewagę nad resztą zawodników, że spokojnie mogłem dojechać do mety, na którą ostatecznie przekroczyłem na 7-mej pozycji.
Podsumowanie
Mimo małych dolegliwości żołądkowych i lekko niesprzyjającego terenu, wyścig uważam za dobry. Udało mi się poprawić pozycję z pierwszej edycji, a także przejechać cała trasę bez zsiadania w żadnym miejscu z roweru. Martwią mnie za to trochę słabe starty, których przyczynę dostrzegam w podłożu mentalnym. Podchodzenie do wyścigów na lekkim luzie i ze zwiększonym zdecydowaniem na osiągniecie wyniku powinno przynieść lepsze rezultaty. Poza tym liczę na to, że ściganie na trudnych trasach z jednymi z najlepszych zawodników na Śląsku, również wpłynie na podniesienie mojej wydolności, a także na poprawę techniki, która wydaje się być kluczowym elementem wpływającym no końcowy wynik.
2 komentarze