Dziś ostatnia część naszej bałtyckiej przygody. Po dniu odpoczynku w Dębkach wyruszamy w stronę Helu. Po drodze odwiedzimy Jastrzębią Górę, Władysławowo i Chałupy. Jak zawsze na nasze Panie czekać będzie masa atrakcji i ciekawych miejsc!
Dzień 14: Dębki
Taaak, dzień na plażowanie i odpoczynek. Pięknie się składa, bo zawsze chciałam zobaczyć Dębki. Ta mała kaszubska wioseczka podobno niebywale rozrosła się w przeciągu ostatnich dziesięciu lat. Nic dziwnego, bo jest naprawdę wspaniale położona, tuż przy rzece Piaśnica, która łączy się z Bałtykiem. Wzdłuż tej rzeczki w latach 1918 – 1939 przebiegała granica Polski z Niemcami. Przyjrzałam się bliżej historii tej mieścinki. Historia Dębek jako letniska wiąże się z profesorami medycyny z Poznania. Przed I Wojną Światową mieszkało tu niewielu ludzi, było bowiem zaledwie 11 gospodarstw. Po roku 1918 trzy z gospodarstw należały do rodzin niemieckich, a osiem do kaszubskich. Były to rodziny m.in. Jana Greny, Józefa Dominika, Dettlaffki, Augustyna Greny i Fleminga. Niektóre z nich, wyprzedawszy pod koniec lat dwudziestych grunty na działki dla letników, przeniosły się do miejscowości położonych w głębi lądu. W 1922 roku u Jana Greny zamieszkali państwo Iwaszkiewiczowie, którzy nabyli tu działkę i w roku 1923 pierwsi wybudowali domek letniskowy. Od tego czasu zaczęła się sprzedaż gruntów w Dębkach, na których kupno najwięcej chętnych było wówczas Poznaniaków 🙂 Po odzyskaniu niepodległości przyjeżdżały tu ważne osobistości: Kazimierz Sosnowski i Feliks Nowowiejski, który skomponował tu muzykę do hymnu o Matce Boskiej. Rodziną chyba najbardziej zasłużoną dla Dębek jako letniska byli Maria i Adam Wrzoskowie.
Dębki to przyjemna na wakacje wioseczka, bo można tutaj też aktywnie spędzić czas. Organizowane są tu spływy kajakowe, a na morzu panują jedne z lepszych na wybrzeżu warunków na windsurfing. Z ciekawostek dodać trzeba, że na zachód od Piaśnicy w stronę Białogóry, znajduje się plaża okupowana przez nudystów (pierwszy sektor)i dalej przez homoseksualistów. Idealne miejsce dla miłośnikow kompletnej golizny i pełnego kontaktu z naturą 😉 Tego dnia spacerujemy z Jaśminką, plażujemy, odwiedzamy mały kościółek i Beach Bar. Plaża jest piękna, niezatłoczona, przyjazna, z malowniczymi biało-niebieskimi koszami z wikliny. Wieczorem znowu biesiada i relaks w doborowym towarzystwie przyjaciół z Poznania 🙂
Dzień 15: Dębki > Hel
Właśnie mija 14. dzień naszej rowerowej podróży (nie liczę pierwszego dnia spędzonego w pociągu). Wszystko idzie zgodnie z planem, bo założyłam sobie, że przejedziemy wybrzeże z Jaśminką w ciągu 2 tygodni. To już ostatni etap podróży. Z Dębek jedziemy 10 km lasem (przez Rezerwat Przyrody “Widowo”) aż do Karwi. Stąd drogą publiczną do Jastrzębiej Góry. Z ciekawości schodzę na plażę – zejście tu jest strome i chyba dość kłopotliwe dla rodzin z dziećmi (zaopatrzonych w pełen sprzęt – wózki itp. akcesoria). W Rozewiu zdobywamy przedostatnią już na trasie latarnię morską (imienia Stefana Żeromskiego) z 1822 roku. Naszym oczom ukazuje się w pełnej okazałości cel naszej wyprawy – Hel. Paralotniarze, w oddali wiatraki, już czuję ten klimat… Mijamy Chłapowo i wjeżdżamy do Władysławowa. Tutaj czuję się już “jak w domu”, czyli prawie u kresu podróży.
Zahaczamy o Bar Fala (polecam – super miejsce dla rodzin z dziećmi, bo na terenie ogródka jest fajny plac zabaw dla dzieci). Zwiedzamy duży port, przyglądamy się kormoranom i mewom na betonowych falochronach, oglądamy statki i łajby. Jaśminka ma największą radochę z pseudopiratów i ogromnego sztucznego wikinga. Jazda rowerem od Władysławowa do Helu to już czysta rozkosz! Biegnie tędy super trasa rowerowa. Po drodze można przysiąść na jednej z eleganckich ławeczek i popatrzeć na zachód słońca na Zatoce Puckiej. Czuję naprawdę wakacyjny klimat! Kitesurferzy, windsurferzy, wiatr we włosach… Jest bosko! W Chałupach 3 zatrzymujemy się na chwilę. Atmosfera czadowa, bo akurat trafiamy na ekskluzywny ślub! Jest jak z amerykańskiego snu – wszyscy goście ubrani na biało z marynistycznymi akcentami.
Na kampie rzuca się w oczy piękne ferrari. Wjeżdżamy rowerem na teren weseliska i przebijamy się na mostek parkując triumfalnie w bramie z kwiatów 🙂 Wszak jesteśmy już jedną nogą (czy też jednym kołem) na mecie! W Kuźnicy zatrzymujemy się na przystani przy malowniczych łódeczkach pięknie oświetlonych przy zachodzącym słońcu. Na kampingu Maszoperia odwiedzam znajomych “Górali” – Asię, Łukasza i małego Wojtusia, którzy bazują tu już drugi miesiąc. Niesamowity jest czar tego miejsca, ludzie, klimat kitesurfingu… Chciałoby się zostać! Tak mi się tutaj podoba, że z przyjemnością w przyszłe wakacje wybrałabym się właśnie na Hel! Ruszamy dalej sunąc do celu wyprawy. Gdy dobijamy do tabliczki z napisem Hel radość nie zna granic! JESSSTT! Udało się! Hel zdobyty :-))) Pokonałyśmy w sumie 559 km, średnio po 50 km dziennie.
Aż nie mogę uwierzyć, że ze Świnoujścia dojechałyśmy tu po prostu NA ROWERZE! Jest pięknie, teraz jedynie pozostało mi znaleźć nocleg, co jak się okazuje wcale nie jest takie proste w miasteczku Hel. Wszystkie miejsca noclegowe w hotelach zajęte. Dzwonię po kwaterach, ale pomimo tego, że na tabliczkach przed domami widnieje napis “Wolne pokoje”, nie ma to nic wspólnego z rzeczywistym stanem. W końcu po godzinie poszukiwań (sic!) jakiś sympatyczny, zaspany pan otwiera nam drzwi. Jest w samych gatkach, więc prosi o chwilkę na założenie spodni. Trafiamy na wolny pokoik. Zatrzymujemy się tu na 2 noce, żeby uczcić finał naszej wyprawy 🙂 Akurat w Helu rozpoczynają się obchody D-Day!
Dzień 16: Hel
Ogólnie klimat w Helu jest wystrzałowy, a wzmacniają go z pewnością obchody D-Day. Na ulicach przejeżdżają wojskowe samochody z lat 40., panowie w mundurach i panie w strojach z tamtych czasów przechadzają się po lokalnych knajpkach, nie zwracając na nic uwagi. Do tego muzyka z dawnych lat wyjątkowo wzmacnia tę wojskową atmosferę.Wgłębiam się bardziej, o co chodzi w tej rekonstrukcyjnej akcji… Okazuje się, że D Day Hel jest imprezą, która nawiązuje do największej w historii pod względem użytych sił i środków operacji desantowej podczas II wojny światowej, mającej na celu otwarcie tzw. drugiego frontu w zachodniej Europie. Operacja rozpoczęła się 6 czerwca 1944 pod dowództwem gen. Eisenhowera, a trzon sił inwazyjnych stanowiły wojska amerykańskie, brytyjskie i kanadyjskie, ale i również żołnierze 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka.
Lądowanie w Normandii, dzień rozpoczęcia operacji został nazwany przez aliantów D-Day, czyli Dzień D (termin ten oznaczał nienazwany dzień, w którym rozpoczyna się lub ma się rozpocząć dana operacja). D-Day Hel jest pomyślany jako parada żywej historii, w której publiczność podziwia z bliska na ulicach Helu uczestników imprezy w mundurach historycznych, prawdziwe pojazdy wojskowe z tamtych lat oraz obserwuje je w trakcie widowisk ukazujących epizody bitewne. Wspaniale, bo można zobaczyć nie tylko przechadzających się po mieście Helu żołnierzy walczących wówczas armii (niczym małym francuskim miasteczku z Normandii z 1944 r.), ale także zobaczyć to wszystko w akcji!
W ciągu dnia zwiedzamy oczywiście latarnię w Helu. Takich kolejek to jeszcze nie widziałam, ale jesteśmy wytrwałe 😉 Mała ma taką wprawę przy wchodzeniu po krętych schodkach, że niemalże wlatuje na szczyt. Podsumowując: oprócz latarni w Czołpinie (Kikucie i Jastarnii, ale te ostatnia i tak nie są udostępnione do zwiedzania) zdobyłyśmy wszystkie pozostałe nadmorskie latarnie: w Świnoujściu, Niechorzu, Kołobrzegu, Gąskach, Darłowie, Jarosławcu, Ustce, Stilo, Rozewiu i Helu (10 latarni). Możemy śmiało starać się o zdobycie Turystycznej Odznaki Miłośnika Latarń Morskich „BLIZA” (tpcmm.pl).
Wieczorem wbijamy się z Jaśminką na pokaz mody damskiej z lat 40.-tych. Rewelacja! W knajpie “Kutter” (super klimat!) trafiamy na koncert muzyki z tamtych lat. Po wspaniale urządzonych wnętrzach w stylu żeglarskim snują się elegancko ubrane damy i przystojni panowie w mundurach. Na plaży z kolei panuje atmosfera z innej, bardziej współczesnej bajki. Otwarta scena Polsatu i wyłapywanie talentów w ramach Must be the Music 😉
Następnego dnia zwiedzamy fokarium i Stację Badawczą Uniwersytetu Gdańskiego zajmującą się ochroną i odtwarzaniem populacji fok w Bałtyku. Super, bo trafiamy na pokaz karmienia, co stanowi dużą frajdę dla dzieci. Po obiedzie w ulubionej już knajpce “Kutter” (zamawiamy “półmisek szypra”) idziemy na plażę na najdalej wysunięty cypelek na Helu. Przygoda dobiega końca… Czeka nas jeszcze przeprawa taksówką wodną z Helu do Gdańska i podróż pociągiem do Poznania (z przesiadką w Toruniu).
Wyprawę zaliczam do tych najwspanialszych! Zupełnie inaczej poznaje się polskie wybrzeże przemieszczając się na rowerze… Mam wrażenie, że na nowo je poznałam i jeszcze bardziej doceniłam urok Pomorza. To był pięknie i bardzo aktywnie czas spędzony z Jaśminką! Przeżyłyśmy razem tyle różnorodnych sytuacji… Materiał na bajkę inspirowaną podróżą prawie gotowy 😉 Gdybym miała powtórzyć tę wyprawę przeznaczyłabym na nią co najmniej 3 tygodnie lub nawet cały miesiąc. Tylko dlatego, żeby rozłożyć odpowiednio siły i mieć więcej czasu na pobyt w co ciekawszych miejscowościach. Trasę ze Świnoujścia do Helu samemu można pokonać w tydzień, a nawet w 4-5 dni. Ale nie o to przecież w tym chodzi. Z dzieckiem jest zupełnie inaczej, ono potrzebuje czasu, oddechu, zabawy… Naprawdę polecam takie wakacje!!! W każdej chwili można poczuć dogłębnie “tu i teraz”, zdystansować się do wielu spraw i docenić po trudach podróży najprostsze rzeczy.
A poza tym to niezły trening 😉
9 komentarzy