JADYMY Nie czuję się najlepiej, na pogrzeb nie idę a zostaję z kotkiem. Ten daje czadu śmiga dokoła ogromnego pieca bez wytchnienia tak gdyby chciał dogonić własny ogon. Oczy niebieskie kota tak jaskrawe że nie do wiary.
Gospodarz po pogrzebie nie odzywa się, bierze wędkę i razem idziemy na ryby. W Zielonoborsku był kołchoz, barany hodowali, konserwy rybne tu wytwarzane znane były na całej Rosji, a i do Polski szły. Zmieniło się po pierestrojce z tych wszystkich domów kultury, fabryki, port rybacki,wszystko rozebrali i przepili, największy udział mieli sekretarze partii i konsomolcy. Mamili ludzi zarobkami, wizją jaka ich czeka w nowym ustroju, ale szybko gorączka łatwych pieniędzy ich dopadła więc maszyny statkami wytransportowali i zostały gołe mury. Większość ludzi już wyjechała, zostali starcy i pracownicy więzienia tym pracy nie braknie.
Na mnie czas więc żegnam się z gospodarzem – dostaję informacje by nie zatrzymywać się przy ludziach idących piechotą, najczęściej to więźniowie po ukończeniu kary. Nie mają kasy więc idą i kradną co mogą często z głodu. Jak to pytam wychodzi z więzienia i nie ma na bilet, mało tego nawet kromki na drogę nie dostanie, przecież karę odbywał i co jeszcze mu mają pieniądze dawać.
Tak jak w Niklu cmentarz przy drodze ciągnie się kilometrami, co kilka godzin mija mnie samochód często zatrzymują maszyny i pytają czy coś potrzeba, a w telewizji cię widziałem ot maładiec rowerem przez Rosję.
Pierwsza guma w tylnym kole, wszystkie sakwy do zdjęcia – pustki i cisza, że aż w uszach szumi. Serduszko bije mocno, bo stoję w miejscu gdzie wolna przestrzeń więc misie by mnie z daleka wyczuły. Dziwne uczucie tyle tysięcy kilometrów nic a tu na pustkowiu guma. Dopiero teraz zauważyłem że tylna opona łysa jak moja głowa a na liczniku 4607 km. Przednia prawie nowa więc zamiana łysa ląduje z przodu dobra na tył. Na tyle cały ciężar więc wytarło, zapasowej opony nie posiadam bo spłonęła gdy zapalił się namiot. Kolejny dzień nic mnie nie mija, a mówili że Rosjanie jadą przez Finlandię. Tu droga różnie – kawałek szerokiej a bywa tak że tylko czołg dałby radę. Spotykam pracowników leją asfalt, nie palę ale dostaje kilka paczek papierosów i butelkę wódki dopiero co nakapała, zostaje na nockę.
Gotujemy mięso z łosia ubili my dwa dni temu. Barakowóz, dziwny z tyłu ładują ogromne polana drewna bo tam umieszczone są wrota pieca a piec w środku więc kilka kilo mięsa w garnku ląduje. Przyprawy, dawno takiej nie jadłem tak dobrej potrawy, każdy dostaje z kilogram mięsa, trudno zasnąć wiec zadaję pytania, co myślicie o olimpiadzie. Trudno coś wyciągnąć. Jeden puszcza śmierdziela więc nagle wszyscy nie śpią, pomieszczenie małe a smród nie do zniesienia. Śmiech i na stole butelka siwego płynu z diabelską mocą.
Olimpiada to duma i honor Rosji słyszę, ale lepiej było by za te pieniądze budować drogi, durny jesteś jak skończą olimpiadę to drogi będą budować, ot na przykład pojedziesz dalej zobaczysz Putin nakazał do Murmańska nową drogę budować.
A to Putin nakazuje budować? – a co nie ma innych tylko wasz prezydent ma decydować co robić? – widzisz Wieczysław u nas ci u góry to jedynie się boją, a sami nie wiedzą czego, ale nie boją się brać pieniędzy to ich Putin zamyka, ale przychodzi następny robi to samo. Biedny ten wasz Prezydent mówię kiedy on śpi jak takimi pierdołami się zajmuje to co on ma wiedzieć komu droga, komu szkoła ???
Rano kolejna porcja mięsa i w drogę, podchodzi jeden od asfaltu i mówi za 280 km jest zajazd – a raczej burdel dla finów i naszej dyrekcji, tam zatrudniła się moja żona, piękna czarne oczy Natalia ma na imię, wejdz tam i powiedz jej że jak się nie zwolni to ja przyjadę na urlop i mordę jej obiję, taki wstyd żona w burdelu. A u was w Polsce burdel jest? zapytał z ciekawości – jest salon się nazywa, salon masażu; ot rozpizdziel powiedział drapiąc się po głowie.
Gigantyczne skrzyżowanie i jeszcze większy parking – pan choć pokażę ci i pokazuje na ogromne rogi łosia, jelenia -kup pan tanio sprzedam, -ja do Soczi jadę więc miejsca nie mam pokazując na sakwy -to wyrzuć wszystko rogi kupuj sprzedasz w Moskwie zarobisz, -no jak a na czym będę gotował jadł, -bierz za darmo mówi dotykając polskiej flagi. Podziękowałem i ze zdziwieniem oglądam jego pojazd, nie wiem czy u nas by zarejestrowali.Ruszam z zapasem papierosów, siwuchy w plastikowej butelce i suszonego mięsa na miesiąc. Przy drodze stoi młody chłopak z słuchawkami na uszach renomowanej firmy, kiwa więc widzę że odpicowany może nie z ciurmy. Aleksy jestem jadę autostopem do Petersburga, masz papierosy? zapytał więc daje mu całą paczkę -student był u babci i wraca do domu od doby nikt nie jechał więc idę piechotą aż coś się trafi, kiwa głową i mówi –no teraz to mnie rower by się przydał ale do Petera to jeszcze z osiemset kilometrów.
Knajpa – przy stołach sami kierowcy jedzenie tanie za to napoje są w cenie nawet woda. Mówią mi o cudownym miejscu i cudownej wodzie, ale to w kierunku na jezioro Onega, przy okazji dowiaduje się o pięknym klasztorze cały z drewna cudo Rosji. Wszyscy chwalą klasztory w Kriży więc witaj przygodo i skręcam w lewo. Ciepło więc krótki rękaw i droga asfaltowa się kończy i płaskie polne drogi. Radość nie opisana we mnie wstąpiła widoki zapierają dech w piersiach tylko zastanawiam się gdzie ludzie, bo chałupy ale ludzi nie widać czasami jakiś stary wiatrak. W końcu po kilku dniach jestem pod murami klasztoru – co prawda jeszcze białe noce są ale niebo czerwienieje na horyzoncie koło północy i robi się szaro. Rozbijam namiot w okolicach klasztoru, już się przyzwyczaiłem do stukania w miskę że stało się dla mnie normą wiec zasypiam i stukam miarowo by straszyć niedzwiedzie. Ktoś szarpie za namiot – otwieram a tu pop cały na czarno jak diabeł więc wystraszony zapytałem o co chodzi? A ty co tak hałasujesz spać nie idzie?, -no boję się niedzwiedzia i dla tego stukam, -ot durak jaki niedzwiedz tu ludzie się modlą a misiów tu nie ma.
Napis San Petersburg widać z daleka, zapowiada się gigantyczne miasto – gdzie ja namiot postawię? błąkam się po przedmieściach wśród betonowych klocków. W końcu znalazłem superowe miejsce krzaki że miło, obok stoi tir więc zasłania. Zdejmuje namiot a tu nagle z szoferki wyskoczył kierowca z kijem bejsbolowym zamachnął się na mnie mówiąc „tu srać nie będziesz„.Rano dopiero doceniam piękno klasztoru który wybudowano w osiemnastym wieku a teraz to muzeum pod opieką mnichów i kustosza. Cisza, pierwsi turyści zjawiają się koło dziesiątej rano, wodolotami się z Piertozawodzka się dostają. Próbuję negocjować cenę na przejazd wodolotem, ale wiedzą że jestem industrańcem wiec cena zaporowa. Kij im w oko naciskam na pedał i jestem na trasie głównej do Perersburga. Mijam coraz to większe wioski, jeziora. Pierwsi kapiący się Rosjanie raz się rozebrałem ale gdy dotarłem do pasa a moje orzeszki zniknęły od razu wyskoczyłem rezygnując z przyjemności.
2 komentarze