JADYMY Kierowca z tira rozpoznał mnie z programu telewizyjnego z Murmańska. Telefonuje do żony by poinformować ją kogo spotkał, ja kilka słów miłych przez telefon zamieniłem, takich komplementów dawno nie słyszałem aż miło.
Nockę spędziłem w kabinie kierowcy, jeden Stachańczyk i senność ogarnęła w sekundzie. Koło południa pobudka i śniadanie w kabinie tira, konserwa- cebula -słonina czyli jednym słowem czym chata bogata.
Mam propozycję, że jeśli nie znajdę noclegu w San Petersburgu to mogę po osiemnastej zawitać w progach gościnnego tirowca. Ta wiadomość mnie ucieszyła, bo do centrum kilkanaście kilometrów a z noclegiem wielka niewiadoma -oczywiście nasłuchałem się o bandyckim Petersburgu od kierowcy z tira więc ciarki na plecach i raczej nie ciekawie się zapowiadało. Na nabrzeżu jednej z rzek spotykam Uzbeków –sobota więc mamy wolne. Przyjechali zarobić bo u nich w Uzbekistanie nie ma szans na pracę a jak już znajdzie to dostaje kilkanaście dolarów miesięcznie. Zagaduję o nocleg, ale nie zrozumieli o co mi chodzi za razem widać, że się boją więc przechodzę na tematy ryb co ich ucieszyło, większość ich diety to ryby złowione i słonina bo każdy rubel wysyłają do domu.
Słoneczko grzeje więc podziwiam z daleka złocące się kopuły cerkwi czym bliżej centrum tym łowiących ryb coraz więcej a i na chodniku slalom gigant między rozbitymi butelkami po piwie. Co ciekawe rzeka ma cudny zapach nie pachnie mułem jak w Bangkoku, ale łąką i nurt porwał kłęby traw na których ptaki przesiadują taki sielankowy obraz aż miło. Do Smolnego dwadzieścia kilometrów wzdłuż rzeki kanałów. Lenin na podwórku pokazuje ręką kierunek pałac zimowy, policjant podchodzi do mnie i coś mamrocze wyciągam aparat i mówię kolega zdjęcie mi z Leninem cyknij buntuje się przez chwilę więc mówię –co Polakowi odmówisz, nie buntował się .
Co prawda białe noce w San Petersburgu są już inne. Tam nad morzem Beringa i Białym koło północy niebo robi się różowe po horyzont. Na Neretwie śmiga żaglowiec o czerwonych żaglach wkomponował się w czerwone niebo i razem tworzą niesamowitą kompozycję. Widok że rozmarzyłem się ale czas wracać na ziemie czyli gdzie tu spać. Przygląda mi się dłuższą chwile starsza pan -ręka dotyka mojej flagi i zagaduje: Polak tak -no tak a co Polaka nie widziałeś, widziałem dużo ich tu przyjeżdża ale autokarami a ty rowerem. Blisko masz więc nie było trudno –czy trudno i opowiadam mu o mojej całej marszrucie aż mlasnął.
Wy Polacy to antysemici jesteście, człowieku jaki ja antysemita noclegu szukam i jest mi wszystko jedno czy człowiek jest czarny -żółty -różowy spać mi się chce a tu u was słowa camping raczej nie znane, bo pytałem i nikt nie wie czy taka instytucja istnieje A ty się żydów nie brzydzisz? kto? ja? zapytałem –no co ty dla mnie to tylko człowiek. No to zapraszam Cie do mnie do domu.
Rafał mieszka dosłownie w centrum i tak znalazłem przyjaciela, który ma grubo ponad siedemdziesiąt lat a śmiga na nogach jak czterdziestolatek. Ja na liczniku 5700 km więc trzy dni na piechotkę to sama radość. Jak żyje emeryt? rano czarna kasza z mlekiem i wieczorem to samo i tak trzy dni, czasami dokupi cebuli i słoniny i da się żyć…
O Rafale i przygodach w Petersburgu w książce –wizyta w TV Leningrad i wywiad który dał mi to co najważniejsze w podróży bezpieczeństwo i przyjaźnie nastawionych Rosjan.
San Petersburg wart jest grzechu i polecam z całego serca, acz ostrzegam ceny szalone jak szalone to miasto jest.
Kilka imprez jak dzień mianowania na stopnie oficerskie będą na długo w mojej pamięci i koncert pod pałacem zimowym wizyta w Peterhofie.
Początkowo jadę główną drogą do Moskwy, ale jak tirowskie bezmózgi zaczęli bawić w chowanego od razu poszukałem innej bezpieczniejszej drogi, ale tam taka sama sytuacja. Wyglądało to mniej więcej tak ; jedzie baranek boży i zajeżdża drogę mijając mnie dosłownie na centymetry i nagle po hamulcach wywołując masy kurzu więc najczęściej kończę w rowie chwytam za kamienie i gonię za półgłówkiem a ten po gazie i tylko środkowy palec wystawia z kabiny, zajebista zabawa śmieszne, tylko że ja mam kolana zdarte do krwi a on radości po pachy.
Staram się omijać główną drogę, ale i tak kilkakrotnie te boczne łączą się z główną magistralą Petersburg – Moskwa.
Kilkakrotnie spotykam kierowców, którzy zasypywali mnie tumanami kurzu więc pytam jednego dlaczego tak robią –bo rowerzysta to jak komar na dupie więc trzeba trzepnąć. Zawsze gdy na stacji benzynowej była kawiarenka zapraszali na kawę a kilka razy obiadem się kończyło tak jakby sumienie ich ruszyło, że dobrodusznego polaka chcieli rozjechać.
W Nowogrodzie pod murami kremla znalazłem się przed południe cicho, tylko jeden maszeruje w mundurze matrosa i podszedł zadając pytanie jak mu się jego mundur podoba. Zaczął opowiadać w jakim tajnym miejscu służy, zapytałem tylko M-15 czy M-7, zdziwiony z kąt znam te nazwy. Zza pazuchy wyciąga butelkę siwuchy a miała z siedemdziesiąt procent. Pytam co tu robi w pięknym mundurze, a na dziewczynki poluję w myśl za mundurem panny sznurem.
Na nocleg rozbiłem namiot pod klasztorem, akurat odbywały się doroczne zawody rybackie. Główna nagroda to łódź motorowa, zawody mają się zacząć o czwartej nad ranem, zastanawiam się kto rano z zawodników utrzyma się na nogach, alkohol płynie jak rzeka. Na zakąskę ryby w każdej postaci, ja zajadam się zupą rybną -doskonała i ogórki kiszone o dziwnym smaku, ale mnie smakowały. Rano do zawodów strzałem z sygnałówki dał sygnał komandor zawodów, to jedyna w miarę trzeźwa osoba. Bieganina, jedni wpadają do łodzi i od razu z niej wypadają kilku w swoich łodziach straciło silniki, bo zapomnieli dzień wcześniej przykręcić. Kilku całkowicie pomylili kierunki i dotarli do grobli i zasnęli.
Dawno nie miałem takiego ubawu. Zaopatrzyli mnie na drogę w kilogramy ryb i podpowiedzieli, że niedaleko jest skansen który warto zobaczyć. Faktycznie stare rosyjskie chaty zabudowania chłopskie, stodoły cerkwie. Pustki w tym muzeum więc zagaduję panią, która sprzedaje słodycze, a przyjeżdżają tu z całego świata autokarami, ale na rowerku nie widziałam ach wy Polacy. Po drodze mijam kilka klasztorów wszystkie z cudownymi wodami, które leczą nie tylko z pieniędzy ale i z wszelakich chorób.
Trzysta pięćdziesiąt kilometrów od Moskwy robię przerwę na kawę a zapowiada się na ulewę niebo aż sine od chmur, które w sobie mają niezliczone litry wody. Za chwilę to wszystko zwali mi się na głowę. Podjechał na rowerku facet i od razu podaje rękę Grisza bohater pracy socjalistycznej, a ja Mieczysław górnik KWK WIECZOREK odpowiedziałem.
CDN
2 komentarze