Kraksy, kontuzje, zwichnięcia, złamania , słowem kolarski chleb powszedni. Ile to już razy oglądaliśmy kolarskie wyścigi i byliśmy świadkami tragedii wielkich zawodników. Chociażby podczas ostatniej Vuelty, gdzie pewnie jadący po zwycięstwo Igor Anton złamał obojczyk . Każdy z nas wie, że kolarstwo faworyzuje zawodników o drobnej budowie i spędzając wiele godzin na rowerze zaniedbujemy inne części ciała. Aby uniknąć kontuzji w sezonie, a także „wbudować kamień węgielny” pod wytrzymałość siłową naszych nóg warto chodzić na siłownie.
Nasze ćwiczenia na siłowni powinniśmy zacząć już w grudniu, ale nie każdy jest zawodnikiem i wielu z nas ma inne priorytety niż ściganie. Padający za oknem śnieg, nie nastraja optymistycznie do powrotu na siodełko, więc warto ten czas spożytkować na wzmocnienie innych mięśni niż te wykorzystywane w czasie jazdy na rowerze. Pierwsza sprawa ta wybór siłowni. Jeśli w naszym mieście jest ich kilka to powinniśmy wybrać tę, w której znajduje się najwięcej sprzętu odpowiadającego naszym przyszłym ćwiczeniom, jest stosunkowo blisko naszego domu i krąży o niej dobra opinia. Nie należy sugerować się tym, że chodzą do niej osoby robiące to znacznie częściej niż kolarze i w naszym języku potocznie nazywane koksami lub karkami. Jak mogłem wielokrotnie się przekonać to bardzo mili i pomocni ludzie, którzy na pewno w ćwiczeniach na siłowni będą mieli dużo większe doświadczenie niż my. Czasami warto się kogoś poradzić niż samemu zrobić sobie krzywdę lub doprowadzić do niebezpiecznej kontuzji. Ja na moją siłownię dojeżdżam na rowerze, co zajmuje mi około 10min i stanowi moją wstępną rozgrzewkę. Zanim jednak wyruszymy, powinniśmy zabrać ze sobą: strój, zmienne obuwie, ręcznik, coś do picia, rękawiczki i pas biodrowy (jeśli mamy lub możemy go od kogoś pożyczyć, ale nie jest on konieczny). Na miejscu w zależności od siłowni przyjdzie nam też kupić karnet. Proponuję na początku wybrać taki, który umożliwi nam 8 wejść, gdyż dwa razy w tygodniu w zupełności wystarczą. Po przebraniu i zabraniu ze sobą naszych akcesoriów, w postaci rękawiczek (które uchronią nas przed odciskami), ręcznika (który będziemy podkładać na przyrządach lub będzie stanowił wyściółkę dla naszego karku podczas przysiadów ze sztangą) i napoju, możemy wyruszyć na samą halę ćwiczeń. Bezwzględną rzeczą jest tam przywitanie się z każdą osobą z osobna poprzez podanie ręki, niezależnie od tego czy kogoś znamy czy nie. To pewnego rodzaju zwyczaj, jak znane wszystkim „dzień dobry” na górskim szlaku i nie należy go zaniedbywać lub olewać nawet jeśli byśmy musieli witać się z tuzinem osób. Po wymienieniu grzeczności można przystąpić do rozgrzewki, ale o niej, jak i na temat samych ćwiczeń napiszę już następnym razem. Wspomnę tylko, że wychodząc z siłowni wystarczy głośne „cześć” lub machnięcie ręcznikiem, niezależnie od tego do kogo będzie ono skierowane. Może was zdziwię, ale przed przebraniem zamiast prysznica dokładnie wycieram się z potu ręcznikiem i przebieram, a myje się dopiero w domu. Może nie każdemu będzie to odpowiadać, ale wyczytałem gdzieś, że sam pot stanowi naturalną ochronę skóry i organizmu, więc wyjście po kąpieli na panujący mróz na dworze nie byłby zbyt dobrym pomysłem, w szczególności, że drogę powrotną pokonuję również na rowerze.
Tak jak, już wspomniałem o samych ćwiczeniach napiszę następnym razem, ale żeby zaspokoić waszą ciekawość odsyłam do literatury fachowej, wpisu Bartka Janowskiego lub do serii artykułów z portalu bikeworld.pl.
1 komentarz