Kierunek Azerbejdżan – cz.5

JADYMY

Od trzech lat Rumunia zaskakuje mnie kolorytem i niesamowitą gościnnością. Było tak za czasów mojej młodości. Teraz ludzie są wystraszeni lub pozamykani na cztery spusty. No cóż, dorobili się samochodów, telewizorów i trzeba tego bronić za wszelką cenę. Oczywiście nie wszyscy, resztka gościnności pozostała na ścianie wschodniej.

Mykam po Rumuńskich wioskach mijając przydomowe krzyże, a czasem raczej lasy krzyży. Ludzie dają serwatkę do picia. Nie zawsze idzie się dogadać, ale zawsze kończy się poczęstunkiem. Kilka razy korzystam z gościnności klasztorów. Tam zawsze jest miejsce dla rowerzysty. Raz w klasztorze żeńskim musiałem ubrać długie spodnie by nie gorszyć sióstr. Większość klasztorów jest samo wystarczalna: pola, kury, krowy….. modlitwa modlitwą, a żyć trzeba. Zachęcam do odwiedzin tych miejsc gościnności Wam nie odmówią!

Rumunia to niekończące się pola kukurydzy i słoneczników, które umilają jazdę . Z daleka muzyka, to kolejne wesele. Naciskam na pedały by zrobić kilka zdjęć. Nie potrzebnie się spieszyłem bo pan młody podtrzymywany przez świadków ledwo nogami przebierał – narąbany totalnie.

„Oj tam, oj tam” gdzieś się zagubił klejąc kolejne dętki. Mnie zaciągnęli do cerkwi. Panna niezbyt urodziwa, pan młody nie wie co się dzieje. Jedyny normalny to akordeonista. Ten miał ubaw, bo co ocucili pana młodego, to on łyk trunku i słaniał się na nogach.

Pop widząc co się dzieje od razu przyśpieszył. Młody polał się zimną wodą i na chwilę tak zachował się tak jak na faceta przystało – powiedział ,,TAK,,. Zaprosili mnie na wesele. To raczej przyjęcie, świadek pracujący w Turcji na plantacjach herbaty wyjaśnił mi sytuację. Pan młody miał jedną noc i jak w tym kawale ,,Spotyka Heniu swoją Panią profesor. Witam. Witam. Pani mnie poznaje? No pewnie Heniu.  A co u Ciebie? Nic, normalnie. Żona, dziewięcioro dzieci. No tak, -odpowiada profesor. Pamiętam na lekcjach też nie uważałeś,, No i chłopa ożenili. Ważne że honor uratowany.

Rzeka Dunaj. Rozlewisko niesamowite w rejonie miasta ZIMNICA. Pastwiska, zapach świeżej trawy usypia i już miałem nadzieje, że oj tam się zgubił ale on nie odpuszcza. Tego dnia zaliczył sześć gum.

Promy na drugą stronę do Bułgarii odchodzą o 8:30 rano. Koszt to cztery euro. Warto mieć odliczone pieniądze, bo przelicznik przy wymianie bardzo zaniżony. Promy Bułgarskie: jeden tir, nas dwóch na rowerach i kilku Bułgarów pracujących w Rumunii. Kapitan częstuje kawą narzekając, że taki kurs nie pokrywa kosztów paliwa. Ma dotacje ale to mało. Płyniemy z 30 min mijając żurawie portowe nieczynne od czasu wejścia do Unii. „Dzień dobry” – słyszę po Polsku. „Roman jestem” – przedstawia się. Zakochał się w Bułgarce, ożenił i został. Kiedyś pracował w porcie – „oj panie jakie pieniądze tu płynęły. Polacy przekraczali granice, handel kwitł na potęgę. Teraz żona zmarła i 70 euro emerytury. Jedynie ryby łowione w Dunaju dają utrzymanie„.

Góry Bułgarii to drzewa mieszane ale akacji najwięcej. Mijamy stare rzymskie twierdze. Staramy się jechać poza głównymi szlakami. Wioski wyludnione, czasami strach się bać bo nikogo przez dzień nie spotkasz.

Czasami mijam miasteczka. Blokowiska bez kotłowni, całe sterty drewna na opał. Pytam czym się zajmują. „Niczym, tu pracy nie ma„. Większość wyjeżdża do Grecji ale i tam są problemy, więc na zachód co da się ukraść to kradną. Kiedyś czepiali się Polaków, teraz naszych. Pod każdym sklepem parasol i piwo na upały. Wszyscy narzekają że brak perspektyw…..

Przy blokach każdy kawałek zagospodarowany. Sadzą kartofle, marchew…. z balkonów zrobiono szklarnie. „Jakoś musimy dawać sobie radę ,a jak w Polsce ?” – pytają. Jest OK. Ludzie pracują na razie pod blokami….. trawa nie kartoflisko – pomyślałem.

Dziwne….. Rumunia po rewolucji buduje w każdej wiosce kościoły, a w Bułgarii puste wioski. W jedynym sklepie w miejscowości Veselinowo robię zakupy i słyszę „dzień dobry„. „Skąd znasz Polski?” – pytam .

Pracowałem w Irlandii w „polskim sklepie”. Właścicielem był Azerbejdżanin, a pracownikami byli Polacy i tak się trochę nauczył. Najlepiej to k….a i inne polskie „przecinki”. Polaków dobrze wspomina bo dobrze go traktowali. Kiedyś pracował przy glazurze ale był wypadek i dostał odszkodowanie więc wybudował za 100 tyś euro restaurację. Otwiera piękne pomieszczenie. Taką knajpkę mieć w Katowicach i mam interes że hej. Tu zamknięte bo w mieścinie mieszka tylko dziesięć rodzin…. reszta wyjechała.

Miejscowość leży na uboczu bo wybudowali nową więc to koniec. „A co z cerkwiami?” – pytam. „Bóg nie jest nam potrzebny bo drogo kosztuje” – odpowiada. „Tam w Sofii nad morzem Ci na boga mogą sobie pozwolić. A tu ???„. Kilka dni wcześniej zabłądził samochód i szukał informacji jak wyjechać z tych gór. Przy drodze siedzi babuszka na krzesełku. Dotknął jej a ona nie żyła od trzech dni. Zgłosił na posterunek policji na co oficer zjechał go równo. „A kto ją ma pochować? My nie mamy takiego obowiązku to była ostatnia osoba w tej wsi„. Bułgaria umiera na siedząco słyszę. Śpimy w restauracji. Gospodarz częstuje nas kolacją. Oj tam oj tam zjadł zapasy na kilka dni. Zrobiło mi się smutno że tak wyglądają wioski. A to był dopiero początek wyludnionych wiosek…… CDN

 

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

3 komentarze

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj