– O, rodak – mówi do mnie blondynka o dużych piersiach – Tak normalnie to ja do Polaków się nie odzywam po polsku, ale ty wyglądasz przyzwoicie. Za Polaków to ja się wstydzę.
– A cóż takiego nasi rodacy robią, że jesteś taka zbulwersowana? – spytałem ją.
– To pijacy i złodzieje.
– To stereotypowe powiedzenie. Ale tak konkretnie, podaj przykład – mówię.
– No nie, tak osobiście to nie znam, ale słyszałam. Mój mąż wie więcej, on pracuje we francuskiej hucie stali, ale tylko on po francusku mówi. Do Francji przyjechał cztery lata temu. Jest odlewnikiem, więc zarabia godnie. Ja z dzieckiem przyjechałam z rok temu.
Patrzę na ryczącą czterdziestkę i pytam: – A czy przypadkiem to ty czegoś nie ukradłaś? Bo jak się wstydzisz to znaczy, że ty musiałaś coś zrobić nie tak. U nas na Śląsku mówi się, że „wstyd to kraść i z dupy spaść”.
Nie doczekałem odpowiedzi, bo obróciła się na pięcie i tyle ją widziałem. Jeszcze na odchodne krzyknąłem: Patrz, jestem Polakiem, wiozę polską flagę i jestem z tego dumny! Nie jestem pewien, czy usłyszała.
Codzienne zajęcia: pobudka piąta rano, poranna kawa, toaleta, techniczne sprawy takie jak dopompowanie koła czy smarowanie łańcucha oraz takie ogólne spojrzenie na sprzęt, pakowanie namiotu i koniecznie rozglądnięcie się czy coś nie zostało. Codziennie robimy w tych upałach 130-150 km.
Dalej w Besançon: Dzień dobry – kłania się pan w średnim wieku.
– O, rodak! – odpowiadam uradowany.
– Nie, jestem Francuzem, ale moja babcia była Polka i to ona nauczyła mnie polskiego, ale tylko mówić.
Dyplomowany się zawieruszył, więc mam nadzieję, że już problem się rozwiązał. Nowy znajomy zaprosił mnie do pobliskiej kawiarni na kawę i słodkości. I jak tu odmówić.
Trzeba ruszać dalej. Tutaj kanały łączą się w jeden, dalej skrzyżowanie i tak przez pomyłkę znajduję się w Szwajcarii. Ale to kraina nieprzyzwoicie droga, więc kolejnym kanałem i przekopem wracam na nocleg do Francji. Budżet by nie wytrzymał. Ale podziwiam tunele jakie prowadzą do granicy. Zastanawiam się jak im się opłaca taka inwestycja.
Kanał robi się bardzo wąski, więc łodzie dosłownie przeciskają się na centymetry. Ekipy międzynarodowe przyjaźnie pozdrawiają.
Upały, upały… więc każde możliwe wejście do rzeki czy kanału choć na chwile pozwala ostudzić ciało. Wskakuję do rzeki. Błogi chłód. Odpoczywam na brzegu. Widzę ruch przy moim rowerku. No na pewno odjedzie, bo widzę, że już ktoś na nim znika z linii brzegu. Jak nasza pływaczka Otylia ruszam przed siebie. I tu uspokojenie. Rower stoi przy grupie młodych ludzi na pikniku. Może potrzebujesz prochów na drogę? Dostaniesz kopa i jazda będzie lżejsza. Nie za bardzo rozumiem, gdy jeden z ciemniejszych kolesi pokazuje mi zapas Marysi na miesiąc minimum.
– Nie, dziękuję, nie palę – odpowiadam.
– A to u was w Polsce nie palą?
– Tego nie wiem – uśmiecham się. Spotkanie skończyło się szklaneczką dobrego wina.
Przy jednym z kanałów napotykam grupę wspinaczy skałkowych. Sam kilkukrotnie wspinałem się z uprzężą, więc podziwiam kunszt wspinaczy. Proponują spróbować, ale rezygnuję. Chociaż do stołu dałem się zaprosić.
Ciąg dalszy nastąpi…
To dziesiąta część tekstu Hajerowe Santiago de Compostela. Jeśli pominąłeś poprzednie, znajdziesz je tutaj:
Cz.1 – Jadymy!
Cz.2 – Czechy
Cz.3 – Czechy i Niemcy
Cz.4 – Niemcy
Cz.5 – Niemcy
Cz.6 – Niemcy
Cz.7 – Francja
Cz.8 – Francja
Cz.9 – Francja
napisz coś od siebie