Pomysł na weekendowy wypad w Jurę był w miare świeży i, jak się okazuje, co szykowane na gorąco wychodzi najlepiej.
Piątek 8. lipca został przeznaczony w calości na dojazd na miejsce i 'zapoznanie się z tarasem’ więc opisywać nie ma czego. Trasę rowerową zaczęliśmy w sobotę startując z miejsca noclegu – w Ojcowie („pokoje Gościnne u Grażyny” – obok zajazdu „Zazamcze”).
Zmęczeni piwem wypitym poprzedniego wieczoru w tempie iście spacerowym tarliśmy do skrzyżowania z drogą 773. Skręciliśmy
w lewo w stronę Pieskowej Skały by po około 7km drogi równym i nieuczęszczanym przez samochody asfaltem dotrzeć pod słynną Maczugę Herkulesa.
Spod „Maczugi” już tylko odrobinka wspinania się ubitą drogą pod gorę i znaleźliśmy się na dziedzińcu całkiem ładnego zamku w Pieskowej Skale.
Po krótkiej przerwie na Colę kontynuowaliśmy jazdę drogą 773 przez Skałę, by na 16-tym kilometrze w Sułoszowie-Dział III skręcić w prawo na czerwony szlak pieszy.
Po następnych 6-ciu kilometrach dotarliśmy na przedmieścia Olkusza. Na zwiedzanie centrum nie mieliśmy jednak zbyt dużo czasu, nie zbaczając więc ze szlaku, zostaliśmy przez niego wyprowadzeni opłotkami aż wyjechaliśmy na soczyście zieloną na polanę, ze wspaniałym widokiem na remontowany właśnie zamek Rabsztyn.
Ostrożnie zjeżdżając z polany, by nie wpaść pod pędzące na dole samochody, przecięliśmy asfalt i, teraz już czerwonym szlakiem rowerowym (czerwony pieszy odbija w prawo asfaltem) wspinaliśmy się powoli pod kilka niedużych wzniesień, by po kilku kilometrach koszmarnego piachu pod kołami zdecydować się na mały, zasłużony postój w lesie.
Jak widać na zdjęciu i nasze ociekające potem skorupy na tym skorzystały:)
Kontynuując brodzenie w piachach docieramy pod kościół w Jaroszowcu. Uwaga! W tym miejscu zmieniamy szlak na zielony rowerowy i jedziemy prosto (wbrew logice, która za kościołem nakazuje skręcić w prawo widząc w niej lepiej utwardzoną szutrówkę).
Szlak zostawił nas w miejscowości Klucze. Tu skręcilismy w prawo na niezbyt przyjemną drogę 791, lecz na jedyne 2 km ponieważ na najbliższym skrzyżowaniu skręcilismy w lewo w stronę miejscowości Chechło.
W samej miejscowości nie spotkaliśmy nikogo kto mógłby nam zdefiniować slowo 'chechłacz’.
Po 4-ech kilometrach, podążając za znakami, naszym oczom ukazała się Pustynia Błędowska – pierwszy cel dzisiejszej wycieczki.
Ze względu na straszny upał nasz pobyt na pustyni ograniczyliśmy tylko do zrobienia zdjęcia. Dłuższy postój zrobiliśmy natomiast w samym Chechle, w którym o wiele ciekawszym od kościoła z 1807r. okazał się ‘pomnik’ wielbłąda.
Z Chechła czarnym szlakiem pieszym dojechaliśmy do Ogrodzieńca, by z niego zjechać prosto w stronę zamku – naszego celu nadrzędnego. Wykończeni upalem zaczęliśmy od zimnego piwa, by dopiero później ruszyć na zwiedzanie komnat i poszukiwanie, być może gdzieś dobrze ukrytej przed oczami turystów, znanej z bajek śpiącej kurweny.
Posileni obiadem zjedzonym w pobliskiej karczmie i napojeni zimną zupą chmielową ruszyliśmy z powrotem do Ojcowa przez Ryczów, Krzywopłoty, Bydlin, Gołaczewy, Trzyciąż (to właśnie w tutejszej szkole w 2011r. żaden z uczniów nie zdał matury) i Skałę. Na miejsce noclegu wrociliśmy późno, głównie przez męczący upał, ale też brak rannej mobilizacji do szybszego wyjazdu i generalnie chęć wypróbowania naszych nowych latareczek;]
nasza ekipa:)
trasa: średnio-trudna, 107km
nawierzchnia: mieszana (asfalt, piasek(głęboko wysuszony przez upały), ubite dukty)
stopień trudności: także dla 'niedzielnych’ turystów, jednak po przygotowaniu
rower polecany górski ,ewentualnie crossowo-trekingowy
Autor: Krzysztof Kolasiński
1 komentarz