Kierunek Azerbejdżan cz 6

JADYMY

Upały niesamowite ponad 40 w cieniu więc zaczynam dzień o pierwszej w nocy. Śniadanie jem,  zapalam światła, jazda do 10 rano i szukanie nory by schować się przed słońcem.

Dobre Sklepy Rowerowe zaopatrzyły mnie w oświetlenie firmy „CATEYE” rewelacja. Snop światła na kilkanaście metrów tak że widać każdą dziurę, nie wiem na jakiej zasadzie działa, ale przydatna rzecz więc polecam tym bardziej, że można spokojnie w nocy pisać i czytać.

W dzień z powodu upałów opony oblepiają się smołą z drogi więc co kilkanaście kilometrów czyszczenie. Poddaję się i jazdę rozpoczynam około godziny 2-3 po południu. Upały upałami, ale jadę przez krainę wyludnionych wiosek w towarzystwie miliardów much. Muchy są wszędzie, w nosie, uszach, usta przy każdym oddechu pełne much więc śniadanie w postaci białka za fri. Nic nie można poradzić to że się je zjada to nic, ale brzęczenie doprowadza do szału. Jedną ręka prowadzę drugą odganiam natręty, ale nic to nie daje. Smarowanie się roztworem na komary daje ulgę na kilka minut i atak od nowa. Kilka wiosek gdzie spotkałem kilka starszych pań czekają na swoją kolej i klepsydry sprawiają że jest mi smutno i przykro.

Pytam o chleb bo zapasy się kończą, babcia depta do chaty i przynosi bochen świeżo pieczony, pokazuję pieniądze ale nie chce. Próba nawiązania rozmowy nic nie daje bo ja po Bułgarsku tylko potrafię śmiać się i płakać. Po kilku dniach błąkania się po górach jest droga do Burgas, nowo położony asfalt płasko więc kilometry uciekają. Raz zatrzymuje nas policjant pyta o narodowość i co w Polsce i takie tam…

Burgas to piękne bulwary nad morzem, kolorowo wszystko tonie w kwiatach. Rower to atrakcja ludzie podchodzą oglądają robią zdjęcia kilku próbuje podnieść, bez szans co ty tam wieziesz?, no jak co, ubrania na zimę części zamienne, na jaką zimę jest środek lata mówię że czeka mnie Kaukaz i może Karakorum, robię za misia bo jest kolejka do zrobienia sobie zdjęcia.

Bryza od morza dodaje sił. Zaprosili nas na kolację, więc ryby ośmiornica i same frykasy, do tego Bułgarskie wino wprowadza błogi nastrój. Moi gospodarze to właściciel sklepu rowerowego w Sofii, teraz na wakacjach z rodziną na biznes nie narzeka bo zrobiła się moda na rower. Teraz sezon a ty nad morzem odpoczywasz ? sklep prowadzi z bratem więc dzielą się. Nocleg na plaży, tylko ochrona zapytała czy będziemy tu spać, nie odpowiadam ze zmęczenia. Odpoczywamy i jedziemy dalej, oglądając niesamowite kolory zachodzącego słońca, a dyskoteki zachęcają by zostać w tym mieście.

Sezopol, w latach osiemdziesiątych wybrałem się na wakacje się do Bułgarii. To była wyprawa życia. Jazda przez Ukrainę to był koszmar,co chwilę, „GAJ” czyli posterunki Milicji i bez łapówki ani rusz. Gumy do żucia z „DONALDEM” to główny towar na wymianę, do tego spodnie szariki taka podróba dżinsów szły jak woda więc za ruble kupiłem kilka wielkich obrączek ze złota. Nie miałem doświadczenia w przemycie więc usłyszałem, że najlepiej obrączki przewozić w odbycie. W drodze powrotnej wpakowałem kilka obrączek w tyłek i jadę przez granice zaciskając nogi by obrączki nie wypadły. A tam celnik tylko zabrał mi żarówkę i kazał jechać. Dotykam tyłka a on spuchnięty obrączek nie idzie wyjąć bo tyłek jak małpa w zoo. Żona podpowiada, że jak dojedziemy do Przemyśla to muszę wybrać się do ginekologa on ma doświadczenie i wydobędzie obrączki które wpakowałem bez zabezpieczenia więc zassały i wydostać je nie było szans. W hotelu wskoczyłem do wanny z gorącą wodą i moczyłem się kilka godzin, gdy wypadła pierwsza to radość nie opisana, a trzeba wam wiedzieć że wiozłem sześć. Pomoc ginekologa nie była potrzebna.

Jakie zdziwienie, wszystkie plaże w okół Sezopola zabudowane szczelnie. Większość puste i tylko tabliczki, że na sprzedaż widać przeinwestowali. Kiedyś po wąskich uliczkach maszerował sprzedawca wina w beczkach noszone przez osła, teraz trudno przebić się przez zaparkowane samochody. Plaże naturystów zniknęły, kiedyś tam było miejsce handlu, gdzie nasze panie toples sprzedawały medaliki z Częstochowy, tu sprzedawano namioty wałczery na jedzenie i można było się dowiedzieć co warto kupić, sprzedać. Rozbijamy namioty na polu namiotowym sześć kilometrów za Sezopolem. Tu nic się nie zmieniło od czasów komuny, wystrój ten sam te same huśtawki stary sprzęt i kilku Niemców na wakacjach bo dla nich to prawie darmo.

Czekając na kierowniczkę by zarejestrować się na polu namiotowym rozmawiam z stróżem a za razem złotą rączkę bo naprawiał wszystko i był od wszystkiego. Panie słyszę kiedyś za komuny tu się działo, autokar Polaków za autokarem kilka restauracji działało, dyskoteki pękały w szwach koniaki lały się strumieniami, teraz trzy kampery Niemców i jedna rodzina z polski i wy na jedną noc. Fakt czysto, toalety zadbane pachną kulkami na mole i pusto. Rozmawiam z Niemcami, ci od lat przyjeżdżają w te same miejsce. Kiedyś mieszkali w NRD teraz emerytura pozwala im siedzieć kilka miesięcy w roku w Bułgarii, a pilnujcie rowerów bo nasze już zniknęły. Na noc zapinam do namiotu racząc się doskonałym Bułgarskim koniakiem. Żegnam morze czarne i Bułgarię z mieszanymi uczuciami mknąc przez góry w kierunku granicy z Turcją CDN

 

Może Ci się też spodobać

Przed opublikowaniem komentarza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj.

4 komentarze

Dodaj komentarz.

Przed przesłaniem formularza prosimy o zapoznanie się z informacją o przetwarzaniu danych osobowych dostępną tutaj